USA: szeregowiec Lynch nie chciała dać się wziąć żywcem
Szeregowiec Jessica Lynch, odbita we wtorek z irackiego szpitala, zażarcie walczyła, zanim dostała się do niewoli wraz z kilkoma innymi żołnierzami, którzy 23 marca wpadli w zasadzkę pod Nasiriją - podał czwartkowy "Washington Post".
19-latka, której sensacyjne uratowanie stało się jednym z czołowych wydarzeń wojny, strzelała aż zabrakło jej amunicji. Trafiła kilku żołnierzy nieprzyjaciela. Odniosła kilka ran w potyczce, w której kilku jej kolegów zginęło, m.in. ranę ciętą, wskazującą na pchnięcie bagnetem lub nożem.
Jak powiedział jeden z przedstawicieli władz wojskowych, na których powołuje się waszyngtoński dziennik, Jessica "walczyła na śmierć i życie, nie chciała być wzięta żywcem".
Bohaterska dziewczyna przebywa w szpitalu wojskowym w Niemczech, gdzie znajduje się w stanie ciężkim, ale "stabilnym", co oznacza, że prawdopodobnie uda się ją utrzymać przy życiu. Poza ranami postrzałowymi i raną kłutą ma złamane obie ręce i nogę.
W środę wieczorem Jessica po raz pierwszy rozmawiała przez telefon ze swymi rodzicami, mieszkającymi w małym miasteczku Palestine, w stanie Zachodnia Wirginia.
Akcję odbicia dziewczyny-jeńca ze szpitala w Nasirii przeprowadzili w nocy komandosi z sił specjalnych marynarki wojennej i wojsk lądowych. Operację przygotowywano w tajemnicy przez kilka dni po otrzymaniu informacji wywiadu, gdzie znajduje się Jessica.
Oddział ratujący dziewczynę znalazł również 11 zwłok, z których przynajmniej część to prawdopodobnie ciała poległych żołnierzy amerykańskich. Dwa z nich znaleziono w kostnicy szpitala, a dziewięć w płytkim grobie na zewnątrz budynku.
W kompanii zaplecza technicznego wojsk lądowych nr 507, w której służyła Jessica Lynch i której część wpadła w zasadzkę, siedmioro uznaje się na razie za zaginionych, a pięcioro władze irackie pokazały w telewizji jako jeńców. (aka)