USA nie mają wątpliwości - reżim Syrii użył broni chemicznej przeciwko swoim obywatelom
Stany Zjednoczone nie podjęły ostatecznej decyzji, jak odpowiedzieć na użycie przez Syrię broni chemicznej, rozważają one ograniczone działania, a nie zaangażowanie na czas nieokreślony - powiedział prezydent Barack Obama. Wcześniej sekretarz stanu USA John Kerry mówił, że USA "nie mają wątpliwości, że w Syrii doszło do ataku bronią chemiczną".
30.08.2013 | aktual.: 30.08.2013 22:43
- To ważne, byśmy uznali, że jeśli ponad tysiąc osób, w tym setki niewinnych dzieci, ginie w wyniku użycia broni, która zdaniem 98-99 proc. ludzi nie powinna być wykorzystywana w wojnie, i nie ma to żadnych konsekwencji, to wtedy wysyłamy sygnał - oświadczył Obama. - To jest niebezpieczne dla bezpieczeństwa narodowego - dodał. Tłumaczył, że atak chemiczny w Syrii jest wyzwaniem dla świata i zagrożeniem dla sojuszników Ameryki, jak Izrael czy Jordania.
Prezydent stwierdził, że "Rada Bezpieczeństwa ONZ okazała się niezdolna do działania w obliczu wyraźnego pogwałcenia norm międzynarodowych w Syrii". Dodał, że brak działania wobec użycia w Syrii broni chemicznej będzie sygnałem, że normy międzynarodowe nie mają znaczenia.
- Jednym ze zobowiązań wynikających z przywódczej roli USA jest zapewnienie, że gdy jakiś rząd używa zakazanej broni, zostaje pociągnięty do odpowiedzialności - mówił Obama. Powiedział też, że preferuje wielostronne działania wobec Syrii, ale nie chce, by świat był sparaliżowany.
- Wielu ludzi na świecie uważa, że należy coś zrobić wobec sytuacji w Syrii, ale nikt nie chce tego zrobić - mówił Obama, przyznając, że w USA istnieje "zmęczenie wojnami". Ale Stany Zjednoczone "jako lider światowy" są zobowiązane do rozliczenia krajów, które łamią międzynarodowe normy. Zapewnił, że brane są pod uwagę tylko "ograniczone działania" w Syrii. - Nie rozważamy zaangażowania na czas nieokreślony, nie rozważamy użycia wojska na miejscu - podkreślił.
Wobec decyzji Wielkiej Brytanii, by nie brać udziału w interwencji, Obama wskazał na Francję jako kraj, który może towarzyszyć Stanom Zjednoczonym. Podkreślił, że woli "rozwiązania wielostronne", ale nie chce, by świat był sparaliżowany. Tak jak Kerry dał do zrozumienia, że operacja w Syrii może zostać podjęta niezależnie od Rady Bezpieczeństwa, gdzie USA spodziewają się weta Rosji.
"Zbrodnia przeciwko ludzkości"
Nie ma wątpliwości, że w Syrii doszło do ataku bronią chemiczną - powiedział John Kerry. Sekretarz stanu USA twierdzi, że amerykański wywiad ma wiele dowodów i pewność, że reżim Asada użył wobec cywilów gazu bojowego. Ostatni atak pod Damaszkiem nazwał "zbrodnią przeciwko ludzkości".
Ujawniony raport wywiadowczy głosi, że z dużym przekonaniem można stwierdzić, że za atak z użyciem broni chemicznej na przedmieściach Damaszku 21 sierpnia odpowiadają syryjskie władze. Według tego dokumentu opublikowanego przez Biały Dom, jest wysoce nieprawdopodobne, by za atak ten odpowiadała syryjska opozycja.
W raporcie podano, że w wyniku użycia gazów bojowych zginęło wówczas 1429 osób, w tym co najmniej 426 dzieci. Zaznaczono przy tym, że liczby te mogą się zmieniać w miarę napływu nowych danych.
"Tysiące źródeł, tysiące dowodów"
Kerry podkreślił, że w przypadku ostatniego ataku pod syryjską stolicą służby wiedzą dokładnie skąd zostały wystrzelone pociski z głowicami chemicznymi i gdzie trafiły. Ujawnił, iż atak był przygotowywany przez kilka dni, a oddziały, które znajdowały się w rejonach zajmowanych przez opozycję, wiedziały o nim i były przygotowane na taką ewentualność, nosząc maski gazowe. - Mamy tysiące źródeł, tysiące dowodów - powiedział polityk.
- Atak z użyciem broni chemicznej 21 sierpnia w Syrii był zbrodnią przeciwko ludzkości - oświadczył Kerry. - Podstawowym pytaniem już nie jest co wiemy, ale co z tym zrobimy jako społeczność międzynarodowa - dodał. Zaznaczył, że podjęcie akcji ma ogromne znaczenie dla "wiarygodności i przyszłości interesów Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników".
- Jeśli chcemy żyć w świecie, gdzie taki przestępca jak Asad, może zabijać tysiące swoich obywateli, to inne państwa również będą to robić. Ten problem wykracza poza granice Syrii - powiedział Kerry.
Teraz czas na akcję zbrojną?
Sekretarz stanu oznajmił, że USA będą działać według własnego terminarza. Dodał, że jakiekolwiek możliwe działania w sprawie Syrii nie będą przypominać interwencji w Iraku, Afganistanie ani Libii. Jako sojuszników w możliwych działaniach wymienił Francję, Ligę Arabską i Australię.
Kerry zaznaczył, że Waszyngton sam, bez pomocy ONZ, zdecyduje o tym, jak rozwiązać problem w Syrii. Jak wyjaśnił, ONZ nie ma odpowiedniego mandatu, by określić, kto dokonał ataku chemicznego - inspektorzy mogą jedynie stwierdzić, czy atak miał miejsce.
Polityk poinformował, że Barack Obama podejmie decyzję o ewentualnej interwencji w Syrii "zgodnie z własnym sumieniem". Te sprawę ma także skonsultować z Kongresem, sojusznikami oraz amerykańskimi obywatelami.
- Jeśli prezydent Barack Obama zdecyduje się na atak wojskowy na Syrię, to będzie on ograniczony. Ale kluczową sprawą jest osiągnięcie porozumienia przy stole, drogą rozmów - konkludował amerykański sekretarz stanu.
Raport amerykańskiego wywiadu nt. broni chemicznej w Syrii można znaleźć tutaj.
Amerykanie podzieleni ws. Syrii
Równo połowa Amerykanów (50 proc.) uważa, że USA nie powinny interweniować w Syrii w odpowiedzi na ataki chemiczne. Ponadto ogromna większość (80 proc.) chce, by przed użyciem siły w Syrii prezydent Barack Obama uzyskał zgodę Kongresu - wynika z opublikowanego sondażu dla NBC News.
W Damaszku są jeszcze inspektorzy ONZ, którzy zakończyli już zbieranie dowodów w miejscach, w których miała być użyta broń chemiczna. Kilkuosobowa grupa ma wyjechać z Syrii najpóźniej w sobotę rano, ale spekuluje się, że stanie się to jeszcze w nocy z piątku na sobotę.