Urban: wyjaśnienia ws. moich zeznań reakcją histeryczną
Za "nadmiernie histeryczną reakcję, nie
całkiem szczerą i nie całkiem dobrze przygotowaną rzeczowo" uznał
redaktor naczelny tygodnika "NIE" Jerzy Urban sobotnią konferencję
prasową z udziałem kilku ministrów, zwołaną w związku z jego
zeznaniami przed sejmową komisją śledczą.
09.03.2003 14:58
W sobotniej konferencji uczestniczyli - oprócz rzecznika rządu Michała Tobera - ministrowie: spraw wewnętrznych i administracji Krzysztof Janik, sprawiedliwości Grzegorz Kurczuk, szef kancelarii premiera Marek Wagner i szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego Andrzej Barcikowski.
"Ja to oceniam ze zdziwieniem jako nadmiernie histeryczną reakcję, nie całkiem szczerą i nie całkiem dobrze przygotowaną rzeczowo" - powiedział Urban. "To ciągle na mnie robi wrażenie jakiejś niepotrzebnie nerwowej reakcji, która budzi podejrzliwość co do czystości wszystkich poczynań obecnej władzy, niestety".
Urban wyjaśnił, że sprawa Rywina, była "jednym z argumentów" ilustrujących jego przekonanie o "wadliwym stanie stosunków w Polsce", o czym rozmawiał z członkami rządu.
"W niektórych swoich monologach o sprawie Rywina wspominałem, w niektórych zapewne nie. Jeśli panowie ministrowie powiadają wszyscy razem, że z żadnym z nich nie rozmawiałem o sprawie Rywina, to niektórzy z nich mówią coś być może zgodnego z prawdą, a niektórzy mówią coś niezgodnego z prawdą" - powiedział Urban. Zastrzegł, że "nie jest w stanie żadnemu z ministrów zarzucić nieprawdy personalnie, bo nie pamięta, z którym rozmawiał, a z którym nie rozmawiał" o sprawie Rywina.
Urban wyjaśnił także, że podczas zeznań przez komisją pomylił daty - z ministrem sprawiedliwości Grzegorzem Kurczukiem rozmawiał na pewno o sprawie Rywina w styczniu, a 19 grudnia - czyli przed publikacją w "Gazecie Wyborczej" - rozmawiał z Kurczukiem, ale nie pamięta czy o tej sprawie - "być może tak, być może nie".
"Jeśli ja powiedziałem przed komisją, że ja nie wierzę, że przed publikacją w "Gazecie" minister Kurczuk nie wiedział o sprawie Rywina, to ja tę swoją niewiarę podtrzymuję" - dodał jednak Urban. "Uważam, że byłoby dziwne, żeby premier, który wszystkiego się dowiedział 22 lipca, przez pół roku o takiej sensacji nie wspomniał nikomu ze swoich najbliższych współpracowników. Przecież to by znaczyło, że chce ukryć tę sprawę".
Urban tłumaczył, że w styczniu "sondował" Kurczuka, jakie są możliwe kwalifikacje prawne sprawy Rywina i pytał, czy możliwa jest kwalifikacja prawna jego czynu jako "oszustwa w celu wyłudzenia pieniędzy". Usłyszał, że "taka ewentualność chyba może wchodzić w grę" (ostatecznie Rywinowi postawiono łagodniejszy z punktu widzenia zagrożenia karą zarzut płatnej protekcji).
"Ja wcale nie chcę, żeby mój bliski znajomy, pan Rywin poszedł do więzienia, ja tylko wiem, że kiedy prokurator może kwalifikować sprawę przywołując wyższe zagrożenie karą lub niższe zagrożenie karą, to taka jest powszechna praktyka, że przedstawia wyższe zagrożenie i dokonuje aresztowania wtedy, kiedy podejrzany nic nie mówi, a chce się z niego prawdę wydobyć" - powiedział naczelny "NIE".
Urban dodał, że z tego co mówił Kurczuk wyciągał własne wnioski "dające do myślenia, czy władza, chce, tak jak mówi - naprawdę wykryć prawdę, czy też nie chce".
Urban odniósł się także do wyjaśnień, jakie padły na sobotniej konferencji prasowej, dotyczących spraw, o których rozmawiał z premierem i mówił przed sejmową komisją śledczą: pobicia w areszcie Grzegorza Wieczerzaka, prywatyzacji grupy G8, afery związanej z firmami powiązanymi z Wojskową Akademią Techniczną i prywatyzacji uzdrowiska w Konstancinie.
Urban tłumaczył, że o ewentualnej prywatyzacji uzdrowiska w Konstancinie jego gazeta nigdy nie napisała - on sam poruszył tę sprawę jedynie w rozmowie z Leszkiem Millerem "w kontekście sprawy przyjaciela premiera - Zdzisława Montkiewicza, prezesa ZUS". Urban wyraził w tej rozmowie "niepokój o różne ruchy, które w Konstancinie się odbywają, sprzyjające panu Montkiewiczowi - wśród tego było przypuszczenie, że może być dokonywana prywatyzacja uzdrowiska". "Premier zadzwonił i uspokoił mnie, że takich planów nie ma. To jest co innego, niż publikacja, czyli jakiś zarzut publiczny" - podkreślił redaktor naczelny "NIE".
Urban dodał, że "bardzo cieszy się" słysząc, że w związku z aferą WAT "są procesy, siedzą ludzie", ale zaznaczył, że jego gazeta przez rok nie dostała odpowiedzi na krytykę w związku z tą aferą. "Kodeks administracyjny mówi, że odpowiedź na krytykę bodaj w ciągu miesiąca powinna napłynąć. Więc ja nagle jestem zaskakiwany i okazuje się, że można wyjaśnić sprawę, ale dopiero pod presją opinii publicznej" - powiedział Urban.
Redaktor naczelny tłumaczył, że o pobiciu Wieczerzaka dowiedział się z "poważnych źródeł". Na informację zamieszczoną w "NIE" służba więzienna "oficjalnym pismem odpowiedziała, że nic się nie zdarzyło". Następnie zaś Urban "dostał wgląd w urzędowe pismo tej samej służby, że (Wieczerzak) spadł ze schodów i leży w szpitalu, czyli ta służba kłamie".
"To jakże może w tej chwili rzecznik rządu znowu mówić, że nic się nie stało, kiedy jest w tej sprawie tajne, urzędowe pismo do ministra sprawiedliwości, że jednak coś się stało. Rząd kręci, i to dopiero czyni sprawę poważną i podejrzaną. Bo ja mam prawo podejrzewać, że nie współwięźniowie pobili współwięźnia, tylko że to jest jakaś groźna afera władzy, którą ona stara się nieudolnie zataić" - mówił Urban.
"Nerwowymi reakcjami" nazwał także wypowiedzi ministra obrony Jerzego Szmajdzińskiego który "odniósł wrażenie", że Urban powiedział przed komisją, iż szef MON "przesądzał" w rozmowie z naczelnym "NIE" "kto wygra przetarg" na samolot wielozadaniowy. Urban wyjaśnił, że nic takiego nie mówił, mówił tylko, że Szmajdziński "przekonywał go, iż offset ze strony amerykańskiej, jeśli Ameryka wygra przetarg, będzie dla Polski korzystny". (jask)