Upadł projekt raportu PE o pamięci historycznej
Komisja PE ds. kultury i edukacji odrzuciła we wtorek projekt raportu o pamięci historycznej w kulturze i edukacji, który m.in. potępiał komunizm równie mocno, jak nazizm oraz krytykował używanie w mediach określenia "polskie obozy śmierci".
Autorem i inicjatorem rezolucji był polski europoseł Marek Migalski (PJN). Kontrowersyjne okazały się akurat te zapisy, które Migalski uznał za najważniejsze z polskiego punktu widzenia: stwierdzenie, że nie wolno stosować podwójnych standardów w ocenie i krytyce komunizmu i narodowego socjalizmu, uznanie określenia "polski obóz śmierci" za niebezpieczne i krzywdzące dla ofiar przekłamanie historyczne, a także zapis o ludobójstwie katyńskim.
- Żadna z tych rzeczy nie przeszła. Europosłowie, zwłaszcza ci z zachodniej Europy, pod różnymi pretekstami uznali, że taki tekst nie może mieć racji bytu i ostatecznie (po poprawkach) wyszedł z tego taki unijny bełkocik, który nie mówi niczego, bo nikogo nie chce urazić - powiedział Migalski po głosowaniu w komisji PE.
W konsekwencji sam inicjator tego raportu wstrzymał się od głosu podczas ostatecznego głosowania komisji PE. Projekt został odrzucony przy 11 głosach za, 14 przeciw i 4 wstrzymujących się.
Do projektu rezolucji zgłoszono w sumie około 350 poprawek. Nie zgadzając się na zapis potępiający komunizm równie mocno, jak nazizm, część europosłów lewicy proponowała kompromis polegający na potępieniu stalinizmu. Niektórzy europosłowie postulowali z kolei, by obok nazizmu i komunizmu potępić także m.in. kolonializm.
- Niechęć do potępienia komunizmu przez dużą część lewicy europejskiej jest zaskakująca. Zamiast odciąć się od tego, starają się dopatrywać w komunizmie jakichś dobrych cech, uznając, że można potępić co najwyżej stalinizm, natomiast sam komunizm uznać za dobrą ideę, która została spaczona przez złych ludzi - komentował Migalski.
Jego zdaniem niezrozumiałe jest szczególnie to, dlaczego europejscy politycy nie są w stanie potępić posługiwania się określeniem "polskie obozy śmierci", a także nieuznawania zbrodni katyńskiej za ludobójstwo. - Przecież w ten sposób można się przeciwstawić kłamstwu historycznemu, które dziś dotyczy Polaków, a za chwilę może dotyczyć innych narodowości - powiedział polski eurodeputowany.
Jego zdaniem takie różnice dotyczące pamięci historycznej wśród europejskich polityków są niepokojące. - Wszyscy dziś mówią o budowaniu zjednoczonej Europy, ale jeśli się okazuje, że ci jednoczący się Europejczycy nie są w stanie potępić komunizmu, który dla milionów był najstraszniejszym doświadczeniem życia, to nie ma co udawać, że budujemy wspólny dom, ponieważ jego fundamenty są przegniłe albo ich nie ma - powiedział.