Unia nakazuje, rybaków nie stać
System satelitarnego monitorowania jednostek
na morzu (VMS) kosztuje 30 tysięcy złotych. Nas na to nie stać -
mówią zrozpaczeni rybacy - pisze "Głos Szczeciński".
W VMS-y uzbrojone są już większe jednostki. Urządzenia kupiło Ministerstwo Rolnictwa za pieniądze z funduszu PHARE. Dla armatorów mniejszych kutrów zabrakło kasy. Koszt urządzenia przypominającego niebieskie pudełko to wydatek rzędu 30 tysięcy złotych.
Rybacy się buntują. Ich zdaniem urządzenie jest zbędne. Czy musimy kupować coś, co nie jest nam potrzebne. Powinni wprowadzić jakieś okresy przejściowe, a nie od razu karać. Za takie pieniądze, to ja kupię w Kołobrzegu kawalerkę - piekli się rozmówca "Głosu Szczecińskiego" z Mrzeżyna, który właśnie spłynął z morza. Wie pan ile kosztuje naprawa tego cacka? Kilkaset złotych, i do tego przymusowy postój w porcie w oczekiwaniu na serwis. Czy Unia pokryje nam straty?
"Głos Szczeciński" sprawdził. Ci, którzy mają GPS-y na temat urządzenia nie mają zdania. Panie, może to pomocne, ale strasznie drogie - tłumaczy rybak z Kołobrzegu. Nie daj Boże awaria. Czekamy na serwis kilka dni. Łowimy średnio trzy, cztery tony ryb na dobę. Zawieszenie połowów oznacza stratę 4 tysięcy złotych w przypadku śledzi, lub 24 tysiące złotych w przypadku dorszy.
Zdaniem rybaków monitoring służy wyłącznie kontroli położenia jednostek na morzu, a podobną rolę spełnia już satelitarny system GPS, w który wyposażone są wszystkie kutry. Następstwa pływania bez VMS-a może być bardzo kosztowne. Rodzimi kontrolerzy mogą jeszcze przymknąć oko, ostrzec, dać termin, nie karać. Zagraniczni już nie. Armatorowi grozi kara nawet 100 tysięcy złotych. Na Pomorzu Zachodnim bez VMS-a pływa ponad trzydzieści kutrów.
Ministerstwo Rolnictwa obiecuje rybakom pomoc w postaci refundowania kosztów zakupu urządzenia. Nie wiadomo jednak, kiedy i w jakiej kwocie.