Ułożyli ich na stosie i podpalili. Wstrząsające ustalenia prokuratora
Najpierw brutalnie pobili, a kiedy poszkodowani stracili przytomność, postanowili ich podpalić. Ze znalezionych w mieszkaniu mebli ułożyli stos i położyli na nim swoje ofiary. Trzech recydywistów odpowie za zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem dwóch mężczyzn. Prokuratura Rejonowa w Chełmie skierowała właśnie do sądu akt oskarżenia.
*Opis zbrodni może być zbyt drastyczny dla części odbiorców.
Kiedy 24 marca tego roku wieczorem chełmscy strażacy jechali na sygnałach do kamienicy przy ul. Narutowicza, wiedzieli, że sytuacja jest bardzo poważna. Pożar był na tyle duży, że z budynku trzeba było ewakuować innych lokatorów. W ugaszonym mieszkaniu ratownicy dokonali makabrycznego odkrycia. Jedna znaleziona tam osoba już nie żyła, druga była ekstremalnie poparzona. Szybko okazało się, że w lokalu na pierwszym piętrze nie doszło do nieszczęśliwego wypadku.
Dowodów na zbrodnię 35-letniego Krzysztofa B., jego 39-letniego brata Tomasza B. i 37-letniego Piotra B. prokurator zebrał dużo. Szczególnie pogrążyły ich jednak nagrania znalezione w telefonie tego ostatniego. Prokurator oskarżył całą trójkę o zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem. Nagrania z telefonu dowodzą, że w trakcie zbrodni doskonale się bawili.
Krwawa impreza w kamienicy w Chełmie
Kilka godzin przed pożarem Sylwester G. i Rafał D. umówili się na piwo w plenerze. Akurat padało, więc poszli do mieszkania swego znajomego przy ul. Narutowicza. Spotkali tam Henryka K., a po jakimś czasie dołączyli do nich Piotr B., Tomasz B. i jego brat Krzysztof B. Ostatnia trójka gości przyniosła ze sobą dwie półlitrówki wódki.
Według ustaleń prokuratury, w trakcie imprezy Henryk K. cały czas spał. Po jakimś czasie sen zmógł także Sylwestra G. Obaj mężczyźni w pewnym momencie stali się przedmiotem ataku trójki agresorów.
Podpalili dwóch mężczyzn w Chełmie. Zatrzymani przez policję
Prokurator przyznaje, że nie ustalił, co mogło spowodować furię Tomasza B. Według śledczych, nagle - zupełnie bez powodu i bez żadnego ostrzeżenia - zaatakował leżącego na łóżku Sylwestra G. Zaczął go bić pięściami i kopać po głowie i całym ciele. Następnie Tomasz B. zaczął w podobny sposób bić Henryka K.
Do ataku na pokrzywdzonych ochoczo przyłączyli się Piotr B. i Krzysztof B., którzy również bili i kopali ofiary po głowach i całym ciele.
- Było widać, że oni nad sobą nie panują, ten Tomek dostał jakiejś białej gorączki - relacjonował później świadek Rafał D., który jako jedyny nie uczestniczył w ataku na śpiących.
Piotr B. nagrał co się działo w mieszkaniu
Jak ustalili śledczy, Tomasz B. do bicia użył także drewnianego taboretu. Kilka razy wziął ostry zamach i uderzył nim Sylwestra G. w tułów. W ten sposób złamał mu dwa żebra. Moment uderzenia został uwidoczniony na nagraniu z prywatnego monitoringu znajdującego się naprzeciw klatki wejściowej do kamienicy i obejmującego okna mieszkania, w którym doszło do tragedii.
Być może śledczy mieliby większe problemy z ustaleniem roli każdego z mężczyzn, ale Piotr B. w trakcie zbrodni nagrał dwa filmy. Na jednym widać Henryka K. z wyraźnymi obrażeniami twarzy. W tle słychać rozbawione głosy uczestników imprezy oraz polecenie: "nagraj go". Na drugim filmie Henryk K. już leży na ziemi.
Według ustaleń prokuratury, w wyniku pobicia obaj mężczyźni stracili przytomność. Świadek zdarzenia zeznał później, że Sylwester G. przestał reagować na uderzenia taboretem. Również Henryk K. ostatecznie przestał wykazywać jakiekolwiek reakcje na ciosy. Wtedy oprawcy wpadli na kolejny bestialski pomysł. Postanowili podpalić pobitych mężczyzn.
Prokurator: Ułożyli stos z ludzi
Prokurator ustalił, że cała trójka zebrała znalezione w mieszkaniu ubrania i inne tekstylia oraz meble, a następnie ułożyła te rzeczy w stos. Na spodzie stosu umieścili Henryka K. z twarzą do góry. Na wierzchu ułożyli Sylwestra G. z twarzą do dołu. Następnie Tomasz B. podpalił meble i tekstylia. Pożar w mieszkaniu szybko się rozwinął.
42-letni Sylwester G. zmarł na miejscu, jego ciało w chwili znalezienia było niemal całkowicie zwęglone. Sadza w drogach oddechowych może świadczyć o tym, że w trakcie pożaru jeszcze żył i oddychał. Drugi z mężczyzn, 66-letni Henryk K. trafił do szpitala. Zmarł następnego dnia w wyniku poparzeń.
Po podpaleniu obu mężczyzn trójka sprawców wyszła z mieszkania. Dodatkowo przed kamienicą jeden z nich zapewniał przypadkowego świadka, że nie ma potrzeby wzywania straży pożarnej, bo ogień zaraz sam się ugasi.
Uczestniczący również w imprezie Rafał D. mówił potem policjantom, że nie był w stanie pomóc pobitym mężczyznom. Twierdził, że próbował ocucić Sylwestra G. ale nie był w stanie nawiązać z nim kontaktu. Tłumaczył też, że obawiał się o własne życie, bo Tomasz B. zagroził mu śmiercią.
Zbrodnia w Chełmie. Sprawcom grozi dożywocie
Bracia Tomasz i Krzysztof B. nie przyznali się do zarzucanych im czynów i odmówili składania zeznań. Piotr B. podczas przesłuchania przyznał się do uderzenia jednej z ofiar. Ale nie przyznał się do współudziału w zabójstwie, marginalizował także swój udział w całym zdarzeniu, obarczając winą braci Tomasza i Krzysztofa. Ale na jego niekorzyść świadczą nagrania z jego własnego telefonu, na których słychać jego śmiech i żarty, a nawet słowa: "no to walimy".
Prokurator w uzasadnieniu aktu oskarżenia stwierdził, że "oskarżeni celowo rozciągali w czasie moment pozbawienia życia pokrzywdzonych, czerpiąc patologiczną przyjemność z zadawania im cierpienia połączonego z towarzyską konsumpcją alkoholu".
"Stosunek wszystkich oskarżonych do życia Henryka K. i Sylwestra G. w doskonały sposób oddaje nagranie wideo z telefonu Piotra B. Wbrew treści jego wyjaśnień, jakoby obawiał się o obrażenia zadane Henrykowi K. i dążył do uspokojenia Tomasza B., Piotr B. w trakcie nagrania jest bardzo pogodny, śmieje się i można odnieść wrażenie, że wręcz napawa obrażeniami pokrzywdzonego" - stwierdził w akcie oskarżenia asesor Prokuratury Rejonowej w Chełmie Przemysław Szaniawski.
Cała trójka była wcześniej wielokrotnie karana za różne poważne przestępstwa. Wszyscy trzej wyszli z więzienia kilka miesięcy wcześniej, w różnych okresach 2024 roku. Po zatrzymaniu usłyszeli zarzuty zabójstwa i trafili do aresztu. Grozi im dożywocie. Ich proces przed Sądem Okręgowym w Lublinie ruszy w październiku.
Paweł Buczkowski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: pawel.buczkowski@grupawp.pl