Ulga i oczekiwanie na oficjalne wyniki z Malty
Doniesienia z Malty, że zwolennicy wejścia do
Unii Europejskiej najprawdopodobniej zwyciężyli w sobotnim
referendum, wywołały uczucie ulgi wśród brukselskich eurokratów.
Komisja Europejska zamierzała czekać z reakcją na oficjalne rezultaty, spodziewane w niedzielę wieczorem, ale urzędnicy organu wykonawczego nie kryli, że cieszą ich prognozy dające prawie 53% zwolennikom członkostwa.
Mały archipelag na Morzu Śródziemnym, zamieszkany przez 380 tys. ludzi, jest najmniejszym spośród państw mających przystąpić do Unii w maju 2004 r. i zarazem pierwszym, w którym odbyło się referendum w tej sprawie.
Następne zaplanowano na 23 marca w Słowenii, a potem odbędą się one także kolejno na Węgrzech, Litwie, Słowacji, w Polsce (w czerwcu), Czechach, Estonii i Łotwie. Konstytucja Cypru - dziesiątego z kandydatów - referendum w sprawie akcesji do UE nie przewiduje.
Komisarz ds. poszerzenia Guenter Verheugen przyznawał w styczniowym wywiadzie dla PAP, że niepokoi się o wynik maltańskiego referendum. "Nie ma ani jednego kraju, w którym musielibyśmy się obawiać większości przeciwnej traktatowi (akcesyjnemu). Tu i ówdzie problemem może być frekwencja, ale na pewno nie wynik (referendum). Wyjątkiem jest Malta, która jest nieprzewidywalna wskutek wyraźnego podziału politycznego w kraju" - powiedział wtedy.
Wprawdzie każdy kandydat myśli przede wszystkim o własnych korzyściach i stratach, ale w Brukseli obawiano się, żeby ewentualne odrzucenie Unii przez Maltańczyków nie zaraziło eurosceptycyzmem innych przystępujących do niej krajów.
Porażka zwolenników członkostwa Malty byłaby też złym przykładem dla opinii publicznej w obecnych państwach Unii. Poza Wielką Brytanią i Szwecją przeważa w nich pozytywny stosunek do integracji europejskiej.
Gdyby mała Malta powiedziała "nie", byłby to na pewno cios dla prestiżu Unii i zachęta dla jej wewnętrznych przeciwników. Ale nie wszyscy w Brukseli są przekonani, że przystąpienie Malty wyjdzie Unii na zdrowie. Zyskując miejsce przy unijnym stole i prawo weta w kluczowych sprawach, 380 tys. Maltańczyków będzie mogło zablokować działania, które chciałoby podjąć pozostałe 400 mln Europejczyków.
Taka perspektywa nie budzi tu zachwytu, ale wśród eurokratów przeważa opinia, że maltańskie "tak" jest dla Unii i Europy mimo wszystko lepsze od maltańskiego "nie". (jask)