Ukraińskie zapasy broni na wyczerpaniu. Liczy się każdy dzień

Do Ukrainy płynie strumień broni i amunicji. Zachodnie dostawy zaspokajają 10-15 procent potrzeb, jakie mają Ukraińcy. Niestety do tej pory stracili około 50 procent stanów wyjściowych. Czy bez pomocy z Zachodu poradzą sobie z rosyjską inwazją?

Armatohaubica M777
Armatohaubica M777
Źródło zdjęć: © East News | AP

Ukraiński wiceminister obrony ds. zakupów Denys Szarapow i szef logistyki Wojsk Lądowych Sił Zbrojnych, gen. bryg. Wołodymyr Karpenko zaapelowali o zwiększenie pomocy militarnej, aby mogli nie tylko powstrzymać rosyjską ofensywę, ale i wyrzucić napastników z Ukrainy.

Szarapow poinformował, że dostawy z Zachodu pokrywają 10-15 proc. potrzeb. Problem dotyczy zwłaszcza szybko kończących się zapasów amunicji artyleryjskiej i rosyjskiej przewagi w systemach artyleryjskich, co na równinach Donbasu ma kluczowe znaczenie.

W trakcie dotychczasowych działań armia ukraińska straciła - w zależności od typu sprzętu - od 30 do 50 procent stanu wyjściowego. Ukraińcy poinformowali, że zniszczonych lub uszkodzonych zostało 1300 bojowych wozów piechoty, 400 czołgów i 700 systemów artyleryjskich.

- Potrzebujemy artylerii, pocisków artyleryjskich, wozów bojowych piechoty, pojazdów opancerzonych, czołgów. Naprawdę potrzebujmy systemu obrony powietrznej i wieloprowadnicowych wyrzutni rakietowych, a także precyzyjnych systemów uzbrojenia, co dałoby nam przewagę nad wrogiem – mówił Szarapow.

Gen. Karpenko stwierdził, że do prowadzenia aktywnych działań zaczepnych Ukraińcy potrzebują 40 brygad. Na organizację jednej ukraińskiej brygady zmechanizowanej potrzebnych jest 79 czołgów, 127 bojowych wozów piechoty i 66 systemów artyleryjskich. Można z tego odjąć 12 luf artylerii przeciwpancernej, jednak nadal będą to 54 zestawy artylerii lufowej i rakietowej. A to właśnie artyleria odgrywa główną rolę w Donbasie.

Wojna na wyniszczenie

Rosjanie posiadają ogromną przewagę w liczbie systemów artyleryjskich. W Donbasie to nawet stosunek 15 do 1. Ukraińcy szacują, że obecnie potrzebują około 700 systemów artyleryjskich. Głównie samobieżnych i opancerzonych. Wynika to z charakterystyki terenu, na którym toczą się walki i niewielkich odległości, jakie dzielą walczące strony w czasie walk manewrowych.

Gen. Karpenko zaznaczył, że w Donbasie wojna sprowadza się do wojny artylerii ciężkiej i walki w bliskim dystansie, co generuje spore straty osobowe i sprzętowe. Z tego powodu najważniejsze są dostawy sprzętu porównywalnej klasy, co polskie samobieżne armatohaubice Krab czy niemieckie PzH 2000.

Dotychczas na wschód Ukrainy trafiło 36 PzH 2000 z zapasów niderlandzkich. Kolejne 18 sztuk wysyłają Niemcy. Polacy dostarczyli 18 Krabów. Brytyjczycy tyle samo AS-90 Braveheart, których wieża jest wykorzystywana w polskich pojazdach. Belgowie wysłali nieco starsze M109A4BE, amerykańskiej produkcji. Słowacy dostarczyli kołowe Suzany, czyli zmodernizowane Dany z nową armatohaubicą 155 mm, nową, opancerzoną kabiną załogi i nowym systemem kierowania ogniem.

To sprzęt, który zapewnia obsłudze odpowiednią ochronę przed ogniem przeciwnika. Co jest istotne w przypadku częstych wymian ognia artylerii i rosyjskiej przewagi w tym elemencie. Opancerzone, samobieżne pojazdy dają większe szanse na przeżycie na polu walki.

Tego nie gwarantują francuskie samobieżne haubice Ceasar, których obsługa podczas prowadzenia ognia musi znajdować się poza pojazdem. Podobnie jak armatohaubice M777. Te z kolei potrzebują odpowiedniego ciągnika.

- W każdej baterii M777 jest sześć haubic. Po każdym kontakcie artyleryjskim musimy zabrać dwie jednostki na tyły do naprawy, bo część podsystemów zostało uszkodzonych przez szrapnele. Tak dzieje się codziennie – mówił gen. Karpenko.

Małe zapasy

Kolejnym problemem jest odpowiednia amunicja. Zachodnie systemy wykorzystują amunicje kalibru 155 mm, której Ukraina nie produkuje. Sojusznicy obiecali dostarczyć około 250 tys. pocisków. Ukraińcy dziennie zużywają około 6 tys. Gdyby jednak chcieli dorównać intensywnością ognia przeciwnikowi, zachodnie zapasy skończyłyby się po czterech dniach!

Ukraińskie zapasy pocisków rakietowych do zestawów dalekiego zasięgu Smiercz i Uragan już się wyczerpały. Tym samym obrońcy stracili możliwość atakowania celów na zapleczu rosyjskiej armii. Do tego zaczęli wykorzystywać amunicję krążącą. Jej ofiarą padła rafineria w Nowoszachtyńsku. Jednak artyleria rakietowa mogłaby spowodować znacznie większe straty.

Z drugiej strony Rosjanom również kończy się uzbrojenie. Z początkowego natężenia ataków na dalekie zaplecze ukraińskiej armii niewiele już pozostało. Rosjanie wystrzeliwują już tylko 10-15 pocisków balistycznych i manewrujących dziennie. Wyciągnęli z magazynów nawet starsze wersje pocisków Ch-22. Atakują także cele lądowe pociskami w wersji Ch-22M, które są przeznaczone do zwalczania okrętów.

Dzieje się tak, ponieważ bez zachodnich komponentów Rosjanie nie są w stanie produkować kolejnych Iskanderów i Kalibrów. Zapasy klasycznych pocisków są znaczne, dlatego artyleria lufowa i rakietowa średniego zasięgu jeszcze długo będzie psuła krew obrońcom. Stąd Ukraińcy liczą na zwiększenie dostaw, które jest niezbędne, aby za sześć-osiem tygodni mogli ruszyć z kontrofensywą.

Gra na czas

Im dłużej trwa wojna, tym lepiej dla Ukraińców. O ile zapasy i produkcja pocisków artylerii lufowej starczą Rosjanom na około rok walk z podobną intensywnością, tak zużycie sprzętu będzie coraz większe, a zapasy odpowiedniej elektroniki już się skończyły. Dostawy kradzionych pralek i lodówek również nie będą trwały wiecznie. Dlatego w końcu braknie odpowiedniej jakości celowników, systemów naprowadzania, optyki i środków rozpoznawczych.

Tymczasem do Ukraińców dotrą kolejne bezzałogowce rozpoznawcze i uderzeniowe. Nowe zestawy artyleryjskie, w tym rakietowe amerykańskie HIMARS i ich wersja gąsienicowa M270, a także niemieckie Mars 2, które mają zastąpić Smiercze i Uragany. Pojawią się także kolejne czołgi i samobieżne haubice. Ilościowo dostawy nie przechylą szali na stronę Ukrainy, jednak jakościowo zachodni sprzęt bije rosyjski na głowę. Z biegiem czasu przepaść jeszcze bardziej się pogłębi. Wojna na wyczerpanie, która rozpoczęła się w maju, nie wróży Rosji sukcesu.

Sławek Zagórski, dziennikarz Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie