Ukraińska rzeczniczka praw obywatelskich odwołana. Internetowe wpisy "w duchu skandalizujących brukowców"
Brak współpracy przy organizowaniu korytarzy humanitarnych, częste wyjazdy za granicę oraz upublicznianie zbyt szczegółowych opisów zbrodni seksualnych dokonywanych przez Rosjan - to tylko kilka z argumentów, które miały zdecydować o odwołaniu ukraińskiej rzeczniczki praw obywatelskich Ludmyły Denisowej. Głównym inicjatorem wniosku o dymisję miał być prezydent Wołodymyr Zełenski.
04.06.2022 | aktual.: 04.06.2022 09:35
We wtorek 31 maja ukraińska Rada Najwyższa wyraziła wotum nieufności wobec Ludmyły Denisowej. Za wcześniejszym odejściem rzeczniczki praw człowieka głosowało łącznie 234 deputowanych z różnych frakcji. Jedynie dwie partie opozycyjne - Batkiwszczyna (Ojczyzna) byłej premier Julii Tymoszenko i Solidarność Europejska byłego prezydenta Petra Poroszenki - nie poparły tego pomysłu.
Odwołanie rzeczniczki, która na mocy ukraińskiego prawa ma szerokie uprawnienia zarówno w kwestii ochrony praw obywateli, jak i wymiany jeńców, było zaskoczeniem dla wielu. Zbieranie podpisów pod wotum nieufności wobec Denisowej rozpoczęło się dopiero we wtorek rano na posiedzeniu frakcji partii prezydenta Wołodymyra Zełenskiego Sługa Narodu.
Jej kadencja miała wygasnąć w przyszłym roku, a przedterminowej dymisji nie przewidują ani konstytucja Ukrainy, ani ustawy obowiązujące w czasach pokoju. Parlamentarzyści uruchomili jednak po raz pierwszy specjalną procedurę, która w stanie wojennym dawała im prawo do anulowania ich wcześniejszych nominacji.
Diabeł tkwi w szczegółach…
Istotę roszczeń wobec Ludmyły Denisowej próbował wyjaśnić wiceprzewodniczący Komitetu Regulacyjnego Rady Najwyższej Pawło Frołow. Według niego Denisowa prawie nie korzystała ze swoich uprawnień do organizowania korytarzy humanitarnych, ochrony i wymiany jeńców, przeciwdziałania deportacji ludzi i dzieci z terytoriów okupowanych oraz innych działań na rzecz ochrony praw człowieka.
Jak przekonywała frakcja Sługi Narodu, wszystkimi tymi sprawami musiała zajmować się de facto wicepremier Iryna Wierieszczuk, której ministerstwo ziem czasowo okupowanych przejęło większość kwestii humanitarnych związanych z wojną.
- Ponadto przez długi czas po 24 lutego obecna rzeczniczka przebywała za granicą, ale nie w Rosji czy na Białorusi, gdzie jej status i uprawnienia mogłyby pomóc jeńcom, deportowanym czy cierpiącym w okupowanym Chersoniu, ale w Davos, Wiedniu, Warszawie oraz innych ciepłych i spokojnych miastach Europy Zachodniej - mówi Pawło Frołow.
Oskarża on też Denisową o "niezrozumiałą koncentrację w działaniach medialnych" na szczegółach gwałtów popełnianych przez rosyjskie wojsko na ludności cywilnej, zwłaszcza na dzieciach.
Wielu ukraińskich dziennikarzy i obrońców praw człowieka było oburzonych "przesadną fascynacją rzeczniczki szczegółowymi opisami przestępstw seksualnych" na jej profilu na Facebooku.
"Zbrodnie seksualne w czasie wojny to tragedia, a nie temat na publikacje w duchu skandalizujących brukowców (…) Ważne jest, aby wziąć pod uwagę nie tylko, czy słownictwo jest etyczne, ale też zasadność i stosowność publikowania pewnych szczegółów, które mogą szokować (…) Dla rzeczniczki praw człowieka kluczową sprawą jest dbanie o prawa i godność ocalałych i ich bliskich" - podkreśliło 140 sygnatariuszy listu otwartego z minionego tygodnia. Podpisali się pod nim reprezentanci mediów, obrońcy praw człowieka, prawnicy, psycholodzy oraz przedstawiciele społeczeństwa obywatelskiego.
Upolitycznianie stanowiska?
Jednakże dzisiaj liczni sygnatariusze list, jeśli nawet nie stają w obronie Ludmyły Denisowej, to co najmniej krytykują jej nagłe odwołanie. - Jako obrońcy praw człowieka mamy do niej wiele pytań w sprawie jej kompetencji i niezależności; cztery lata temu organizowaliśmy wiece przeciwko upolitycznionej procedurze jej wyboru. Ale to, co dzieje się teraz, jest czystą samowolą i szkodzi urzędowi Rzecznika Praw Człowieka Rady Najwyższej Ukrainy - zwraca uwagę przewodnicząca zarządu centrum praw człowieka ZMINA Tetiana Peczonczyk.
Obecna ukraińska rzeczniczka praw człowieka uzyskała również wsparcie Globalnego Sojuszu Narodowych Instytucji Praw Człowieka (GANHRI) i jego Sieci Europejskiej (EENHRI).
"Jej odwołanie może doprowadzić do poważnego zakłócenia pracy (instytucji rzecznika praw człowieka – przyp.), która w kontekście konfliktu jest jeszcze ważniejsza i musi być chroniona" - napisały obie organizacje we wspólnym liście otwartym do przewodniczącego ukraińskiego parlamentu Rusłana Stefańczuka i prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego. Również Misja Obserwacyjna ONZ do spraw Praw Człowieka w Ukrainie uważa zwolnienie Denisowej za "pogwałcenie standardów międzynarodowych".
Według Denisowej pomysł jej usunięcia wyszedł z urzędu prezydenta Ukrainy. - Kancelaria prezydenta nie jest usatysfakcjonowana moją aktywną działalnością, której celem jest zbieranie i analizowanie informacji o łamaniu praw człowieka na tymczasowo okupowanych terytoriach - powiedziała dziennikarzom. Teraz chce zaskarżyć swoje odwołanie przed sądem.
Denisową usiłują odwołać nie po raz pierwszy. Już jesienią ubiegłego roku poseł Sługi Narodu Maksym Dyrdin zarejestrował tymczasową komisję śledczą do spraw działalności rzeczniczki. Jednak wówczas posłowie opozycji uważali, że Bankowa (przy ulicy Bankowej w Kojowie mieści się urząd prezydenta Ukrainy - przyp.) mści się w ten sposób na Denisowej za krytykę ustawy "antyoligarchicznej" - rzeczniczka nazwała ją niekonstytucyjną i zażądała poprawek.
Wakat na długo
Także powołanie Ludmyły Denisowej na rzeczniczkę praw obywatelskich w marcu 2018 roku nie obyło się bez politycznych intryg. W tym czasie to stanowisko pozostawało nieobsadzone przez prawie rok po zwolnieniu Waleriji Lutkowskiej, pierwszej ukraińskiej rzeczniczki praw obywatelskich dysponującej już obowiązującymi i dziś szerokimi uprawnieniami.
Nowa kandydatura była wówczas przedmiotem szerokiego porozumienia politycznego między ówczesnym Blokiem Petra Poroszenki a Frontem Ludowym, które ostatecznie nominowały Denisową.
Obecnie ukraińscy obrońcy praw człowieka znów domagają się odpolitycznienia stanowiska rzecznika praw obywatelskich i przeprowadzenia wreszcie otwartego konkursu na jego obsadzenie, ale pomiędzy fachowcami, a nie deputowanymi.
Jednak już teraz dyskutuje się o powołaniu na stanowisko rzecznika praw obywatelskich kilku "sług ludu". Są to Ołeksandr Kachura, Mykoła Tyszczenko i prezydencka pełnomocnik do spraw praw obrońców Ukrainy Alona Wierbyćka. Wiceprzewodnicząca parlamentarnej Komisji Praw Człowieka Nelli Jakowlewa zapewnia jednak, że Radzie Najwyższej nie zostały jeszcze zgłoszone żadne oficjalne kandydatury.
Autor: Ihor Burdyha/Deutsche Welle