Ukraińska artyleria spuszczona ze smyczy. Kreml się tego nie spodziewał
Tylko broń defensywa, broń ofensywna o krótkim zasięgu, broń dalekiego zasięgu do atakowania rosyjskich celów w Ukrainie i wreszcie: "Ukraina może atakować cele wojskowe na terenie Rosji" - na podjęcie tej ostatniej decyzji Zachód potrzebował ponad dwóch lat. Ukraińcy już to wykorzystują.
NATO, a przede wszystkim amerykańska administracja, długo odmawiały przekazania Ukrainie pocisków dalekiego zasięgu. Powodem była obawa, że pojawienie się w Ukrainie np. pocisków ATACMS dla systemów M270 MLRS i M142 HIMARS doprowadzi to do eskalacji konfliktu. Obawy te podsycała propaganda Kremla, która za każdym razem groziła użyciem taktycznej broni jądrowej.
To dlatego pociski dalekiego zasięgu Ukraina otrzymała dopiero jesienią ubiegłego roku - pierwsze ataki z ich użyciem przeprowadzono w październiku. Pociski balistyczne - MGM-140 ATACMS Block 1 M39 (zasięg od 25 do 165 km) lub MGM-140 ATACMS Block1AM39A (zasięg od 70 do 300 km) - uderzyły wtedy w rosyjskie bazy lotnicze w okupowanym Berdiańsku i Ługańsku. Z kolei w lutym nastąpił debiut precyzyjnej amunicji artyleryjskiej o zasięgu do 150 km. Zaatakowane zostały cele w Kreminnej. Nadal były to więc ataki na terytoria okupowane, które nie należą do Rosji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Teraz Amerykanie, Niemcy i kolejne kraje wspierające Kijów zdjęli ograniczenia. To spowodowało, że w zasięgu ukraińskiej artylerii rakietowej znalazło się bardzo dużo kluczowych celów leżących w Rosji.
Smaczne kąski do zniszczenia
Ukraińcy zachodnią bronią dalekiego zasięgu mogą uderzać teraz w cele na północ od swojej granicy i korzystają z tej możliwości. Już zaatakowali systemy obrony przeciwlotniczej S-300 i S-400 rozmieszczone wokół Biełgorodu i zniszczyli elementy dwóch baterii. W ten sposób nie tylko osłabiają siłę ofensywną Rosji, ale mogą sobie utorować również drogę do przyszłych ataków. W samym Biełgorodzie Ukraińcy już wielokrotnie atakowali magazyny, składnice sprzętu, infrastrukturę energetyczną i lotnisko, z którego jeszcze niedawno operowały rosyjskie samoloty transportowe i śmigłowce.
W zasięgu ukraińskich pocisków znajdują się obecnie wszystkie obiekty leżące do 200 km od granicy. W tym promieniu - w Obwodzie Kurskim - usytuowane są np. zakłady Awiaawtomatika produkujące systemy automatyki lotniczej i Akkumuliator wytwarzające m.in. akumulatory rozruchowe do pojazdów opancerzonych i wozy specjalne na podwoziach KAMAZ i Ural.
Wiele celów znajduje się w Woroneżu położonym na granicy zasięgu. W woroneskim Przedsiębiorstwie Produkcji Samolotów remontowane są maszyny transportowe, a Zakłady Mechaniczne Woroneż produkują silniki do pocisków balistycznych i manewrujących.
Ukraińskie pociski będą mogły także niszczyć bazy, magazyny, składy oraz lotnisko należące do 20. Armii Ogólnowojskowej, której dowództwo mieści się w Woroneżu. Zagrożone są również duże składy amunicji artyleryjskiej i przeciwlotniczej zlokalizowane pod Kurskiem czy w Boguczarze, gdzie mieszczą się nie tylko magazyny, ale także warsztaty tyłowe 3. Dywizji Strzelców Zmotoryzowanych, której pododdziały walczą w Donbasie.
Oprócz celów stricte wojskowych w regionie są również te o dużym znaczeniu strategicznym. Chodzi o elektrownie, rafinerie i składy paliw, jak ten ogromny mieszczący się w Klińcach, który w przeszłości był już atakowany przy pomocy bezzałogowców. Wówczas używane głowice miały jednak ok. 45 kg, tymczasem MGM-140 w wersji M39A1 może przenosić głowicę o masie 174 kg.
Rosjanie wycofują lotnictwo
W grudniu 2022 roku wystarczył pojedynczy atak, by Rosjanie wycofali z bazy w Diagilewie wszystkie Tu-22M3, a z lotniska Engels-2 - wszystkie Tu-160 i większość Tu-95. Wówczas samoloty przesunięto ok. 200-250 km dalej od linii frontu.
Teraz Rosjanie zostali zmuszeni do jeszcze dalszej dyslokacji. Część bombowców strategicznych została przeniesiona do bazy Ołenia w Obwodzie Murmańskim. Ten ruch pozwolił im rozwiązać problem z brakiem odpowiedniej obsługi samolotów, bo jedynie dwie bazy w Federacji posiadają wyposażenie niezbędne do obsługi ciężkich bombowców. Przy czym jedna znajduje się w zasięgu ukraińskiej broni, a druga - ponad 8 tys. km od strefy wojny. Utworzenie takiego centrum w Ołeni pozwoliło im częściowo załatać tę dziurę.
Większy problem mają jednak w bazach przyfrontowych, z których - ze względu na zagrożenie atakiem - musieli wycofać część samolotów i śmigłowców poza zasięg ukraińskich pocisków. To dlatego z lotniska Dżankoj na Krymie już zaczęli ewakuować ludzi i sprzęt na drugą stronę Cieśniny Kerczeńskiej.
Opublikowane przez Ukraińców zdjęcia satelitarne pokazują, że od kilkunastu dni Rosjanie budują wzmocnione hangary na lotniskach oddalonych o ponad 300 km od granicy z Ukrainą. Przykładem może być Marynowka leżąca w Obwodzie Wołgogradzkim. Na lotniskach bliżej frontu pojawiły się za to makiety statków powietrznych, w tym myśliwców MiG-29 i Su-30 oraz bombowców Su-34.
Dla Rosjan wycofanie się dalej od pola walki będzie kłopotliwe ze względów logistycznych: część samolotów i tak nadal będzie zmuszona lądować w bazach frontowych, aby uzupełnić paliwo czy podwiesić uzbrojenie.
Wycofanie lotnictwa świadczy o słabości rosyjskiej obrony przeciwlotniczej, która nie radzi sobie z przechwytywaniem zachodnich pocisków. A przecież Ukraińcy nie otrzymali jeszcze wersji Storm Shadow o zasięgu 400 km. Z chwilą, gdy dotrze ona do Ukrainy, Rosjanie mogą zostać zmuszeni wycofać swoje lotnictwo nawet pod Moskwę.
Sławek Zagórski dla Wirtualnej Polski