"Ukraina to tylko etap" - grozi Kreml. Europa późno dostrzegła zagrożenie
Europa przyglądała się biernie zbrojeniom hitlerowskich Niemiec. Miała wystarczająco dużo czasu, aby wzmocnić swój potencjał obronny i tego czasu nie wykorzystała. Dziś czas na to daje Ukraina, walcząca z Rosją. Pytanie, czy Europa to wykorzysta.
Czas pacyfizmu i demilitaryzacji już minął - nowy wyścig zbrojeń rozpoczął się po ataku Rosji na Ukrainę. Zrozumienie tego zajęło Europie wyjątkowo długo. Dopiero pod koniec 2023 r., czyli blisko w dwa lata od rosyjskiej agresji, na poważnie zabrano się za wspólne programy zbrojeniowe.
Rozpędza się to powoli, a przecież rosyjscy wojskowi i politycy zapowiadają, że "Ukraina to tylko etap" i kiedy z nią skończą, ruszą dalej. Ten potencjalny czas na spełnienie zapowiedzi amerykańscy i europejscy analitycy oceniają na około pięć lat. Właśnie tyle Putin będzie potrzebowała na odbudowanie potencjału swojej armii.
Znikająca artyleria
Krytyczne braki europejskie państwa NATO mają na pewno w odpowiedniej ilości systemów artyleryjskich. Zaczęły się jej pozbywać, ponieważ sądziły, że po upadku ZSRR regularna wojna lądowa z szerokim wykorzystaniem artylerii przestałą zagrażać na kontynencie. Jeszcze na początku lat 90. niemiecka armia miała 570 samobieżnych haubic M109, Holandia 126 sztuk, a Belgia 231. Z kolei Brytyjczycy dysponowali 179. egzemplarzami AS90.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Stopniowo Niemcy całkowicie pozbyli się M109, zastępując je PzH2000, których początkowo było ich 185 sztuk. W lutym 2022 r. Niemcom pozostało ich 108 sztuk. Holendrzy wymienili M109 na 57 niemieckich haubic. Połowa z nich trafiła na Ukrainę. Belgowie obecnie w ogóle nie posiadają artylerii lufowej. Z kolei Brytyjczycy mieli około 90 AS90 w trzech niepełnych pułkach. Z czego jedna trzecia została wysłana na Ukrainę.
Tymczasem Federacja Rosyjska posiadała ponad 2000 sztuk systemów artylerii samobieżnej przed rozpoczęciem wojny na Ukrainie. Nawet przy stratach na poziomie 25 proc. Rosja nadal posiada znacznie więcej luf niż europejskie kraje NATO razem wzięte.
Jeszcze gorzej jest pod względem produkcji amunicji artyleryjskiej. Rosja produkuje ok. trzy razy więcej pocisków i szacuje się, że robi to taniej o 75 proc. niż kraje europejskie. Obecnie to 3 mln sztuk rocznie. Oczywiście niższa cena przekłada się na jakość. Doświadczenia z Ukrainy pokazują, że Rosjanie muszą zużyć ok. dziesięć razy więcej amunicji, aby wykonać to samo zadanie bojowe.
Zachodnie pociski są znacznie bardziej celne. Cóż z tego, jeśli obecna roczna produkcja europejskiego przemysłu starczyłaby na niespełna dwa tygodnie walk o takiej intensywności, jaką obserwujemy w Ukrainie. Choć w ostatnich tygodniach liczba wystrzeliwanych przez Rosjan pocisków spadła z 60 tys. do 10 tys. dziennie, to Ukraińcy są w stanie wystrzelić zaledwie 2 tys.
Całe NATO produkuje 1,2 mln sztuk rocznie. Z czego niemal połowę Stany Zjednoczone.
Rosja produkuje więcej i taniej
Z tego powodu Unia Europejska w połowie marca zdecydowała się przeznaczyć 500 mln euro na przyspieszenie produkcji amunicji. Ma to pozwolić na zwiększenie produkcji do końca 2025 r. do poziomu 2 mln sztuk. Jest to wypadkowa decyzji UE o wprowadzeniu w życie Europejskiej Strategii Przemysłu Obronnego. Dokument wyznacza cele przemysłu obronnego do 2035 r.
Jeszcze w 2007 roku Unia zakładała, że 33 proc. wyposażenia dla europejskich armii NATO będzie produkowane przez kraje Wspólnoty. Nie udało się tego osiągnąć, bo obecnie jest to zaledwie 18 proc. Najnowsze założenia mówią już, że aż 50 proc. nakładów na zbrojenia ma trafiać do europejskiego przemysłu, a 40 proc. nowych produktów ma powstawać we współpracy krajów unijnych. Celem jest wzmocnienie europejskiego przemysłu zbrojeniowego i uczynienie go konkurencyjnym na światowych rynkach.
Ma to dać również impuls dla takich krajów (w tej grupie jest Polska), które nie produkują własnej amunicji, a składają ją z importowanych komponentów, aby włączyły się w proces wspólnej budowy przemysłu obronnego.
Na razie Polska przystąpiła do Europejskiej Tarczy Obrony Powietrznej. Premier Donald Tusk podkreśla, że to nie alternatywa dla programów realizowanych już przez nas, lecz ich uzupełnienie. Tworzona już polska kopuła ma osłaniać przestrzeń na trzech poziomach. Program Wisła to wyrzutnie rakiet Patriot o zasięgu do stu kilometrów. Baterie w ramach programu Narew, są wyposażone m.in.w pociski CAMM-ER o zasięgu 45 kilometrów. Najniższy poziom to program Pilica, w ramach którego kupimy ponad 20 baterii. To będą pociski CAMM o zasięgu 25 kilometrów i systemy bardzo bliskiego zasięgu Piorun wystrzeliwane z wyrzutni ręcznych.
Pancerna piąstka
Podobnie, jak w przypadku artylerii, państwa europejskie zatraciły niemal całkowicie zdolność do produkcji czołgów. Obecnie linie produkcyjne znajdują się jedynie w Niemczech. Być może w nieodległej przyszłości dołączy do nich Polska, Wielka Brytania i Francja. Choć wszystkie te państwa będą musiały importować armaty czołgowe.
Jeszcze na początku lat 90. Niemcy byli w stanie produkować ponad 30 wozów miesięcznie. Dziś taka liczba jest w sferze marzeń. W tej chwili europejskie zdolności do produkcji broni pancernej są znikome. Teoretycznie rocznie z linii produkcyjnych może zjeżdżać do 40 wozów rocznie. Dokładnie tyle samo Rosja produkuje miesięcznie.
W najgorszej sytuacji jest Wielka Brytania, która dosłownie zburzyła swoje fabryki broni pancernej Royal Ordnance Factory w Leeds i Elswick w Newcastle upon Tyne, w których powstawały czołgi Challenger. W teorii istnieje możliwość odbudowa zdolności produkcyjnych w istniejących zakładach Babcock Defence Support Group i Rheinmetall BAE Systems Land, ale na razie brak decyzji politycznej.
Podobnie zdolności utracili Włosi, którzy zezłomowali linię produkcyjną czołgów Ariete. Nie zanosi się na budowę nowej ze względu na wysokie koszty. Łatwiej mieliby Francuzi, którzy posiadają zakonserwowaną linię produkcyjną w Atelier de Construction de Roanne, lecz wznowienie produkcji również kosztowałoby zbyt wiele, aby produkcja małoseryjna była opłacalna.
Biorąc pod uwagę niewielkie rezerwy pancerne, jakie posiada NATO, odbudowa zdolności produkcyjnych byłaby najrozsądniejszym krokiem. Pytanie tylko, na jak wielkie koszty są w stanie przystanąć europejscy politycy i społeczeństwa.
Czas szybko płynie
Obecnie Europa ma teoretycznie wystarczająco czasu, aby zacząć się zbroić i dostosować swoje armie do zmieniających się warunków geopolitycznych. Rosyjskie zaangażowanie na Ukrainie jest na tyle duże, że Kreml nie posiada zdolności, aby prowadzić kolejny konflikt.
Z tego powodu NATO powinno nie tylko rozbudowywać własne zdolności, a przede wszystkim wspierać Ukrainę, która walcząc z Rosją, daje czas Zachodowi na odbudowę zdolności militarnych i rozbudowę przemysłu obronnego. Europa otrząsnęła się z marazmu i powoli rozkręca produkcję zbrojeniową. Pytanie tylko, czy politykom wystarczy determinacji.
Sławek Zagórski dla Wirtualnej Polski