Ukraińscy politycy uchwalili w budżecie trzykrotną podwyżkę. Nie dla żołnierzy, tylko dla siebie
Przegłosowany przez ukraiński parlament budżet na 2026 r. nie uwzględnia podwyżek dla żołnierzy, za to przyznaje deputowanym trzykrotnie większe środki na działalność polityczną. Po głośnej aferze "Midasa" podwyżka ta jest tłumaczona jako działanie mające zapobiegać potencjalnej korupcji. Jednocześnie w budżecie zapisano, że w 2026 r. kraj potrzebuje 60 mld euro wsparcia zewnętrznego.
3 grudnia uchwalono kolejny "wojenny" budżet Ukrainy na 2026 rok. Ukraińskie media, w tym agencja UNIAN, opisują spór dotyczący zagwarantowanych w dokumencie podwyżek dla deputowanych. Ukraińscy politycy uchwalili trzykrotny wzrost kwoty przysługującej deputowanym ludowym z tytułu wykonywania mandatu.
Wzrasta ona z 60 tys. hrywien (nieco ponad 5 tys. zł) do 200 tys. hrywien miesięcznie – czyli równowartości 17 tys. zł. Odpowiednia poprawka do projektu budżetu została zatwierdzona przez Radę Najwyższą.
"W nieoficjalnych rozmowach ukraińscy politycy powiedzieli, że podwyższone świadczenia wejdą w życie 1 stycznia 2026 roku. Mowa o funduszach na działalność poselską: na obsługę przyjęć publicznych, na prawników, na rozwiązywanie problemów wyborców czy pracę nad projektami ustaw" - czytamy w publikacji agencji UNIAN. Zarazem część mediów zestawia podwyżkę z głosami oburzenia środowisk wojskowych.
"To, że budżet nie uwzględniał podwyżek dla żołnierzy, to kompletna kompromitacja!" – napisał we wpisie na Telegramie ppłk Maksym Żorin, znany ukraiński oficer, zastępca dowódcy III Korpusu Armijnego, ochotnik walczący od 2014 roku.
Odkrycie w porcie w Gdańsku. Przesyłka z Azji wzbudziła podejrzenia
Burza o pensje ukraińskich żołnierzy
"To najważniejsza rzecz, jaka powinna znaleźć się w budżecie na przyszły rok. Cały kraj jest wspierany właśnie przez tę kategorię obywateli. Argument o dziurze budżetowej brzmi absurdalnie. Nie zaszkodziło przecież upchnąć w niej wszystkiego, co uznano za ważniejsze" - napisał ppłk Żoron. Ostrzegł, by władze nie były później zaskoczone przypadkami dezercji, pogarszającym się stanem moralnym i psychicznym żołnierzy oraz brakiem chętnych do służby.
Zdaniem Jana Piekły, byłego ambasadora RP w Ukrainie decyzja o przyznaniu trzykrotnych podwyżek deputowanym w czasie wojny to "lekkie szaleństwo". W rozmowie z WP Piekło zwraca uwagę, że w środku konfliktu, gdy budżet państwa zmaga się z poważnymi brakami finansowymi i potrzebuje środków na wynagrodzenia żołnierzy oraz zakup sprzętu wojskowego, taki krok jest trudny do wytłumaczenia.
- Uważam, że wszystkie kraje wspierające finansowo Ukrainę powinny temu się przyglądać, a my jesteśmy w szczególności zainteresowani, bo wspieramy kraj i dodatkowo jesteśmy sąsiadami, a wojna toczy się tuż za naszą granicą - podkreśla były dyplomata w Kijowie.
Rozmówca WP komentuje, że sytuacja finansowa Ukrainy w 2026 roku jest skomplikowana. Luka w budżecie powstała m.in. z powodu zamrożonych środków rosyjskich, które miały wspierać odbudowę i działania wojenne, a także ograniczeń wynikających z wymogów instytucji i krajów wspierających finansowo Ukrainę. - Tak więc luka w budżecie pozostaje, bo nie została jeszcze uzupełniona pomocą zachodnich partnerów. Nie wiem, jak sytuacja będzie się dalej rozwijać, ale szczerze mówiąc wygląda dość rozpaczliwie. I w tym kontekście trzykrotna podwyżka dla deputowanych naprawdę budzi wątpliwości - stwierdza ekspert.
"Białe pieniądze" dla polityków
Część ukraińskich mediów relacjonuje, że budżet jest krytykowany, ponieważ zawiera wiele wydatków zbędnych w czasie wojny. Jako przykład wymieniane są profilaktyczne badania lekarskie dla 40-latków czy dotacja na "United News", programu telewizyjnego mającego być narzędziem walki informacyjnej z rosyjską dezinformacją.
Sprawa budżetu i trzykrotnych podwyżek dla deputowanych wywołała ożywioną debatę wśród ukraińskich polityków. Aleksiej Honczarenko ostro skrytykował decyzję, podkreślając, że priorytetem powinno być podniesienie wynagrodzeń wojskowych, a nie poselskich. "Najważniejszym zadaniem jest podniesienie pensji wojskowych. Nie ma tego w ustawie budżetowej. Dlatego zagłosuję przeciwko" - zapowiadał.
Ukraińska polityczka Mariana Bezugla, która poparła zwiększenie opłat parlamentarnych, tłumaczyła, że wyższe oficjalne pensje to "białe pieniądze". Miałyby one pozwolić, aby uniknąć korupcji, której przykładem była niedawna afera po kryptonimem "Midas". Podkreśliła przy tym, że podwyżki dla wojskowych wymagałyby znacznie większych nakładów finansowych, a audyt wydatków Ministerstwa Obrony nie został jeszcze przeprowadzony.
Wojenny budżet Ukrainy. Co w nim jest i ile mają dołożyć inne kraje?
W 2026 roku Ukraina przeznaczy rekordowe 27 proc. swojego PKB na obronę i bezpieczeństwo - czytamy w informacji Ministerstwa Finansów Ukrainy. W tej kwocie mieszczą się przede wszystkim wydatki na utrzymanie armii oraz zakup uzbrojenia i sprzętu wojskowego. Część obronna budżetu ma wynieść ponad 2 biliony hrywien, co w przeliczeniu na złotówki odpowiada około 243 mld złotych.
Znaczną pozycję w projekcie budżetu stanowi też wsparcie dla weteranów wojennych: świadczenia socjalne dla byłych żołnierzy, rekompensaty mieszkaniowe dla weteranów z niepełnosprawnościami oraz środki na budowę narodowego cmentarza wojennego, który ma upamiętnić poległych w czasie wojny z Rosją.
Na pomoc społeczną Ukraina zamierza przeznaczyć 468 mld hrywien, czyli około 40 mld złotych. Pieniądze te mają trafić m.in. do emerytów oraz rodzin z dziećmi, które szczególnie ucierpiały w wyniku wojny i kryzysu gospodarczego. Kolejne 71 mld hrywien (ok. 4 mld zł) zaplanowano na wsparcie osób, które opuściły swoje domy z powodu działań wojennych - tzw. przesiedleńców wewnętrznych (IDP). W tej puli znalazły się m.in. dopłaty do wynajmu, wsparcie dla gospodarstw domowych dotkniętych wojną oraz nowy program budowy i zakupu mieszkań dla wewnętrznych uchodźców z terenów czasowo okupowanych.
Jednocześnie w budżecie zapisano, że w 2026 roku kraj potrzebuje 60 mld euro wsparcia zewnętrznego, a minister finansów oczekuje, iż "środki te zostaną pozyskane z Banku Światowego, UE, Wielkiej Brytanii, MFW i państw G7".
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski