Ukrainka przeżyła atak na szkołę w Czernihowie. W Rosji jej historię uznano za nieprawdziwą
Tania nawet nie słyszała lecącej rakiety. Wszystko stało się nagle: zemdlała, a kiedy odzyskała przytomność, zobaczyła ciała leżące na podłodze. Dziewczyna przestraszyła się i pobiegła do domu, gdzie nagrała słynne wideo, na którym widać krew na jej twarzy.
- Byłam w budynku nr 21, kiedy doszło do wybuchu - mówi na nagraniu Tania. - Przeżyłam. Życzę wszystkim powodzenia. Mam nadzieję, że macie więcej szczęścia niż ja. Dlaczego opowiadam tę historię? W szkole było dużo dzieci. Nie wiem, czy przeżyły. Po prostu wyślij ten film do wszystkich swoich rosyjskich znajomych - apelowała.
W tym czasie do jej profilu dołączyły tysiące nowych subskrybentów. Wysłali dziesiątki wiadomości: były zarówno słowa wsparcia, jak i groźby. Te ostatnie były zwykle pisane przez rosyjskich użytkowników. Nie wierzyli, że jej historia jest prawdziwa.
Putin wskazuje palcem kolejny kraj. "Tu byłby duży problem"
Propagandyści rosyjscy i białoruscy zaczęli podważać słowa Tani
Propagandyści rosyjscy i białoruscy zaczęli rozgłaszać wersję, że rana na twarzy Tani nie jest prawdziwa, krew jest sztuczna, a dziewczyna postępuje zbyt "normalnie" jak na osobę, która niedawno przeżyła eksplozję.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Wszystko to jest klasyczną manipulacją propagandystów. W odpowiedzi dziewczyna udostępniła zdjęcie z BBC. Drugiego dnia po wybuchu wciąż wyraźnie widać obrażenia twarzy, które wcześniej pokazała na filmie. Ciężko przeżyła eksplozję.
- Byłam spokojna i nie przestraszyłam się. Po prostu byłam w szoku. Kilka godzin później wpadłam w histerię. Przez następne dwa dni nie mogłam ani jeść, ani spać, po prostu płakałam. To był koszmar - relacjonowała.
Źródło: Kanał 24
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski