Wstrząsająca relacja z Czernihowa. "Niesamowity huk, odór i lecące wszędzie szkło"
Gdy zobaczyłam z okna samolot, odruchowo wybiegłam z mieszkania do schronu. Na osiedle spadło sześć bomb: to był niesamowity huk, odór i lecące wszędzie szkło - relacjonuje 35-letnia Natalia z Czernihowa. Kobieta nadal - trzy tygodnie po wyzwoleniu Czernihowa na północy Ukrainy - mieszka w pobliskim schronie.
- W czasie ataku przed apteką stała dość długa kolejka osób, które nie zdążyły uciec. Gdy tam dobiegłam, widziałam tylko szarą ścianę gęstego pyłu i porozrzucane po okolicy ludzkie kończyny. Nigdy nie zapomnę widoku kobiety, której ciało zostało rozerwane na dwie części - opowiada 35-latka w rozmowie z PAP.
Wojna w Ukrainie. "Do teraz boję się, gdy słyszę alarm przeciwlotniczy"
W mieszkaniu Natalii, z którego okien widać oddalony o kilkadziesiąt metrów lej po rosyjskiej bombie, wybite okna zastąpiono obrusami, przy łóżku leżą torby z dostarczaną mieszkańcom pomocą humanitarną, a w drzwiach do salonu zostały jedynie resztki wybitego siłą eksplozji szkła.
- Zdążyłam już tu posprzątać i doprowadzić mieszkanie do jakiego takiego ładu - mówi, próbując zamknąć drzwi wejściowe, których futrynę wyrwała ze ściany potężna fala uderzeniowa.
Zobacz też: Gdyby Rosjanie weszli do Mołdawii? Czarny scenariusz
- Do teraz boję się, gdy słyszę alarm przeciwlotniczy. Wpadam wtedy w panikę. Przez kilkanaście dni po ataku w ogóle nie wychodziłam ze schronu. Mieszkam w nim zresztą do teraz. Niechętnie chodzę do sklepu, bo nie wiem, czy zaraz nie rozpoczną kolejnego ataku - przyznaje kobieta.
Wspominając okres rosyjskiego oblężenia Czernihowa, mówi: "Całymi dniami i nocami słychać było ostrzał, nie mogliśmy spać ani jeść".
- Nigdy nie myślałam, że może nam się przytrafić coś podobnego - wyznaje, pokazując zaaranżowaną na schron piwnicę, w której od niemal dwóch miesięcy spędza każdą noc.
"Nigdy nie myślałam o Rosjanach źle, ale teraz…"
Przy jego ścianach ustawiono w szeregu przykryte kołdrami i kocami materace. Na środku piwnicy - w której w trakcie oblężenia schroniło się 160 osób - znajduje się stół z radiem, całymi dniami nadającym wiadomości z ukraińskich frontów.
- Nie mieliśmy żadnego problemu z jedzeniem czy wodą, wolontariusze dostarczali nam je regularnie - mówi Natalia, wskazując na kuchnię polową i zabrane z mieszkań sztućce.
- Nigdy nie myślałam o Rosjanach źle, ale teraz… jak mogę czuć sympatię do kogoś, kto zrzucił na moje życie bombę? - pyta mieszkanka Czernihowa. - Nie wiem, czym sobie na to zasłużyłam, dlaczego musimy tak cierpieć - dodaje.
Z Czernihowa Jakub Bawołek
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski