Tego Ukraińcy mogli się nie spodziewać. Ciężkie wyzwanie
Po udanej kontrofensywie w rejonie Charkowa, Ukraina nadal próbuje wedrzeć się na okupowane obszary na południu, w rejonie Chersonia. Według ostatnich doniesień udało się jej odzyskać kolejne, mniejsze miejscowości i przybliżyć na kilkanaście kilometrów do miasta. W piątek ukraińskie rakiety uderzyły w w centrum Chersonia. Zdaniem ekspertów ds. wojskowości, Ukraińcy chcą pójść za ciosem po udanym natarciu na północy, jednak czekają ich o wiele cięższe walki od tych pod Charkowem.
16.09.2022 | aktual.: 16.09.2022 21:33
W piątkowe przedpołudnie w centrum Chersonia doszło do wybuchu w obiekcie, który miał być wykorzystywany przez rosyjskich żołnierzy. Wskazuje się na atak rakietowy dokonany przez ukraińskie wojsko. - Co najmniej jedna osoba zginęła, a druga została ranna w wyniku uderzenia - doniosła rosyjska agencja informacyjna RIA Nowosti.
Według nieoficjalnych informacji, w czasie ataku w Chersoniu w budynku odbywało się spotkanie przedstawicieli administracji i okręgów obwodu chersońskiego. Obiekt miał zostać zaatakowany przy pomocy HIMARS-ów. Ze wstępnych informacji wynika, że uderzono w budynek Sądu Apelacyjnego. Na co dzień był on wykorzystywany przez władze okupacyjne. Pociski miały też trafić w wieżę telewizyjną.
A to nie wszystko. W ostatnich dniach ukraińskie wojska miały wyzwolić wieś Kiselówka w obwodzie chersońskim, około 20 km na północny zachód od Chersonia. Z miejscowości już wcześniej miały się wycofać jednostki rosyjskie, które ewakuowały się do miasta.
Informacje o sukcesie ukraińskiej armii przekazał przewodniczący chersońskiej rady obwodowej Ołeksandr Samoilenko. - Tylko słynna Czarnobajewka dzieli nas od Chersonia - podał w środę Samoilenko cytowany przez Ukraińską Prawdę.
Nieoficjalnie mówi się, że w Czarnobajewce już trwają zacięte walki. Na razie nie ma potwierdzenia tych informacji, ponieważ ukraiński sztab nałożył blokadę informacyjną i udziela jedynie szczątkowych informacji, a wszelkie szczegółowe wiadomości pochodzą od władz cywilnych bądź lokalnych mieszkańców.
Przypomnijmy, że Chersoń, a także niemal cały obwód chersoński i południowa część sąsiedniego obwodu zaporoskiego znalazły się pod rosyjską okupacją od początku marca. W związku z planowaną ofensywą ukraińską Rosja w ostatnich dniach wielokrotnie wysyłała tam ostatnio posiłki.
"Taktyka Ukrainy przynosi efekty"
- Skoro ofensywa zadziałała w rejonie Charkowa, to Ukraińcy idą za ciosem. Wykorzystują fakt, że Rosjanie zostali przesunięci na odcinek Donbasu i do zabezpieczenia Krymu. I po zdobyciu Azowstalu na południowym froncie nie idzie im dobrze. Ukraińcy więc nie odpuszczą – mówi Wirtualnej Polsce płk Maciej Matysiak, były wiceszef Służby Kontrwywiadu Wojskowego, ekspert Fundacji Stratpoints. I jak podkreśla, ukraińska armia może upatrywać swojej szansy w racjonalnym kierowaniu ofensywą pod Chersoniem.
- Udane natarcie Ukraińców pod Charkowem spowodowało panikę i zachowawczość wśród wszystkich szczebli rosyjskiego dowodzenia. Podobnie jest na południu. Ukraińska armia jest natomiast sprawna manewrowo, ma dobry wgląd rozpoznawczy i wywiadowczy. I jest w stanie bardzo szybko reagować – dodaje płk Maciej Matysiak.
W podobnym tonie wypowiada się dr Maciej Milczanowski, były żołnierz, a obecnie ekspert ds. bezpieczeństwa z Uniwersytetu Rzeszowskiego.
- Ukraińcy, w miarę jak uzyskują powodzenie na jednym z kierunków, prowadzą intensywniejsze działania na drugim. Ich taktyka na południu przynosi na razie efekty. Zdobyli w ostatnich dniach kilka wiosek, przesuwając się w kierunku Chersonia. Finalnie będą miasto chcieli przejąć. Byłoby to bardzo ważne dla morale Ukraińców. Przejęcie kontroli nad Chersoniem, to przejęcie pierwszego dużego miasta, które padło łupem Rosjan po wybuchu wojny – mówi dr Maciej Milczanowski.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Obaj eksperci są zgodni, że działania ofensywne na południu Ukrainy w żaden sposób nie będą przypominać udanej kontrofensywy pod Charkowem.
- Na południu Ukraińcom będzie ciężko. Jeśli Rosjan nie osłabi się w każdy możliwy sposób, będzie trudno odzyskać większe miejscowości. Ukraina musi nadal uderzać w logistykę i dostawy sprzętu i zadawać straty rosyjskiej armii. Na północno-wschodnim kierunku Rosjanie nie wykazywali zbytnio dużej inicjatywy. Na południowym froncie umieścili – w związku z ukraińską ofensywą – więcej przeszkolonych wojsk, artylerii i sprzętu – wylicza płk Maciej Matysiak, były wiceszef SKW.
"W Chersoniu nie będzie ukraińskiej szarży"
Jego zdaniem, Ukraińcy pod Chersoniem nie mogą jednak pozwolić sobie na duże straty.
- Ukraińska armia nie będzie powielać rosyjskich błędów. Nie rzuci się do ataku na zasadzie: "hurra, byle kto, byle gdzie, byle czym". Wiedzą, że to może się skończyć dla nich klęską. Będą w najbliższym czasie balansować. Utrzymywać zdobycze na północy, by wykorzystywać słabość Rosjan na południu i przesuwać się krok po kroku. Wszystko zależy od tego, jak dużo dostaną amunicji artyleryjskiej i ciężkiego sprzętu. Tego głównie Ukrainie obecnie brakuje. Nie stać ich na ciągły ostrzał artyleryjski, muszą to robić stopniowo – ocenia płk Maciej Matysiak.
Z wojskowym zgadza się dr Maciej Milczanowski.
- Na południu nie możemy się spodziewać gwałtownych ruchów ze strony Ukrainy. Nie może ona bowiem sobie pozwolić na duże straty wśród żołnierzy. Oni liczą się z życiem swoich wojskowych, w przeciwieństwie do Rosjan. Jest szansa, że jeśli ukraińskie wojska przy bardziej zmasowanym natarciu przełamią linie obrony przeciwnika, to Rosjanie mogą mieć problemy podobne do tych pod Charkowem. Dlatego też Putin przygotowuje się do obrony południowego frontu, bo klęska obniży całkowicie morale wśród żołnierzy – uważa dr Maciej Milczanowski.
Według eksperta, odbijanie Chersonia przez Ukraińców będzie bardzo trudne.
- Choćby dlatego, że Rosjanie zaminowują drogi, a w przypadku Chersonia mieli na to dużo czasu. Mieli też czas, by wzmocnić linie obrony. Ale powolna ukraińska ofensywa ze zdobywaniem lokalnych miejscowości na południu jest tym, czego Ukraińcom obecnie potrzeba. I to jest ich przewaga. Nie biją głową w mur jak Rosjanie. Ukraińcy nie będą szarżować, ale konsekwentnie realizować swoją taktykę – uważa dr Maciej Milczanowski.
W środę wieczorem, Rosjanie – w odpowiedzi na wzmożoną aktywność w obwodzie chersońskim – przeprowadzili atak rakietowy w Krzywy Róg, największe miasto w środkowej Ukrainie. Celem były obiekty infrastruktury wodnej. W wyniku ataku poważnie uszkodzona została tama na rzece Ingulec. Rzeka Ingulec ma strategiczne znaczenie.
Według amerykańskiego Instytutu Badań na Wojną (ISW), siły rosyjskie "prawdopodobnie zaatakowały ukraińską infrastrukturę hydrotechniczną w zachodnim obwodzie dniepropietrowskim, aby zakłócić ukraińskie operacje po drugiej stronie rzeki".
"Siły rosyjskie prawdopodobnie wycelowały w tamę, aby uszkodzić ukraińskie mosty pontonowe w dole rzeki, zwłaszcza w świetle ostatnich doniesień o tym, że wojska ukraińskie próbują rozszerzyć swój przyczółek nad rzeką Ingulec w pobliżu wsi Dawydiw Brid w ramach trwającej kontrofensywy w Chersoniu" – uważają eksperci ISW. Z kolei według niektórych analityków, Rosjanie, uderzając w tamę, mogli "strzelić sobie samobója", bowiem jej przerwanie może utrudnić również zaopatrzenie wojsk rosyjskich po zachodniej stronie Dniepru.
Płk Maciej Matysiak ocenia, że takie działania po rosyjskiej stronie wynikają m.in. z braku koordynacji w dowództwie.
- Tam nie ma sprawnego, całościowego dowodzenia. Putin widząc, że nie ma sukcesów na froncie, zaczął wymieniać kierownictwo armii. Później zrobił generała Dwornikowa odpowiedzialnym za dowodzenie, ale i on nie dał rady. A obecnie każdy dowodzący, począwszy od grupy bojowej, w każdej chwili może coś spiep**** - ironizuje płk Maciej Matysiak.
"Rosjanie mają bałagan, nikt nie mówi o referendum"
I jak dodaje, decyzje o ostrzale rakietowym ukraińskiej infrastruktury nie dokonują się na niższym szczeblu – grupy bojowej, batalionu, dywizji – czyli jednostek, które walczą bezpośrednio na froncie.
- Rozkazy idą z góry. Uderzenia rakietami w infrastrukturę mają zaspokoić oczekiwania Putina i próbować ratować "własny tyłek". Tam nie ma koordynacji, a jest bałagan. W efekcie strzelają w co popadnie – uważa ekspert Fundacji Stratpoints.
Zdaniem dr Macieja Milczanowskiego, rosyjski dyktator wie, że dzieje się źle na wojnie, ale nie ma argumentów, by odwrócić obraz wydarzeń.
- Nazywam to "katastrofą Rosji". Ofensywa Ukrainy pod względem militarnym i propagandowym jest ciosem, z którym Kreml nie potrafi sobie poradzić - ocenia ekspert.
Obaj rozmówcy Wirtualnej Polski podkreślają, że Ukraińcy – mimo znacznie trudniejszej sytuacji niż pod Charkowem – nie zaniechają ofensywnych działań na południu, z jednego, kluczowego powodu.
- Odcinek południowy jest istotniejszy od północno-wschodniego frontu, a nawet od Donbasu. Ofensywa w tamtym rejonie jest realnym zagrożeniem dla Krymu. Przy skutecznym kontrnatarciu Ukraińcy mogą odciąć rosyjskie dostawy na półwysep i w pozostałych południowych rejonach, zajętych przez Rosjan od początku wojny. Krym jest czułym miejscem dla Putina i dla Rosji. Nie bez powodu Ukraina właśnie tam rozpoczęła ofensywę – uważa płk Maciej Matysiak.
Według dr Macieja Milczanowskiego, zablokowanie Krymu byłoby dla Ukrainy kluczowe.
- Rosyjskie jednostki w rejonie Zaporoża i na wschód od półwyspu straciłyby możliwość zaopatrzenia. A część rosyjskich formacji byłaby pozbawiona jakiegokolwiek militarnego wsparcia. Ukraińskie uderzenie na południu nie było pozorowane. Putin wie, że zdobycie Chersonia odcięłoby Krym. I bardzo się tego obawia. Dzisiaj na Kremlu już nikt nie mówi o referendum w tamtym regionie. Dziś Rosjanie przeszli do głębokiej defensywy. Proszę zwrócić uwagę, że Rosja sprzed 24 lutego i wybuchu wojny na świecie tyko zyskiwała. Mogła dalej prowadzić swoją zawiłą "lisią" politykę i nadal budować mit drugiej armii świata. To wszystko upadło i już nie wróci – podsumowuje dr Maciej Milczanowski.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski