"Nie ma szans". Nie rzucą się na Rosjan
Ukraina przygotowuje się do poważnej kontrofensywy? W ostatnich dniach pojawia się coraz więcej informacji na temat zgrupowania sił na zachód i północny-zachód od Bachmutu, ale także na południu kraju. - Wzięli się za bary, są w klinczu i próbują się tłuc - mówi WP płk Maciej Matysiak.
15.03.2023 | aktual.: 15.03.2023 08:16
- Ukraina nie jest teraz zdolna do dużej ofensywy, a jedynie do lokalnych kontrataków. Mogą tylko dopasować się do sytuacji taktycznej, do wąskiej sytuacji operacyjnej, czyli walk w Donbasie. Tam rosyjska ofensywa trwa, prowadzona jest metodą "kropelkową". Ukraina nie ma więc wyjścia i musi się bronić - mówi Wirtualnej Polsce płk Maciej Matysiak, były zastępca szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego i ekspert fundacji Stratpoints.
Wtorek jest 384. dniem rosyjskiej inwazji w Ukrainie. Od kilku dni najbardziej krwawe i zacięte walki trwają w Bachmucie w obwodzie donieckim. Po rosyjskich sukcesach w tej miejscowości i zepchnięciu ukraińskich jednostek do głębokiej obrony, na rosyjskim Telegramie pojawiły się informacje o możliwych przygotowaniach Ukraińców do większej operacji, mającej na celu odrzucenie Rosjan ze skrzydeł obrony Bachmutu i jego odblokowanie.
Przypomnijmy, we wtorek prezydent Wołodymyr Zełenski poinformował po naradzie z wysokiej rangi dowódcami wojskowymi, że jej uczestnicy opowiedzieli się za dalszą obroną miasta. "Po rozpatrzeniu przebiegu operacji obronnej na kierunku bachmuckim wszyscy wchodzący w skład dowództwa naczelnego wyrazili wspólne stanowisko na temat dalszego utrzymania i obrony Bachmutu" - głosi oświadczenie ukraińskiego dowództwa.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Z kolei - jak ujawnia amerykański Instytutu Studiów nad Wojną (ISW) - wśród rosyjskich mil-blogerów trwa dyskusja nad potencjalną ukraińską kontrofensywą na południu Ukrainy, podczas gdy siły rosyjskie skupiają się na operacjach ofensywnych w Bachmucie. Nieoficjalnie mówi się, że w okolicach Zaporoża ma gromadzić się ok. 30-40 tys. ukraińskich żołnierzy.
"Siły ukraińskie będą traktować priorytetowo ofensywę na południu, na kierunku Berdiańsk-Melitopol w obwodzie zaporoskim lub Mariupol-Wołnowacha w obwodzie donieckim.(…) Będą w stanie jechać na południe i napotkać minimalny rosyjski opór południowej Ukrainie" - cytuje rosyjskich blogerów ISW. Wśród możliwych kierunków natarć wymienia się również "zniszczenie Krymu" i ataki na most Krymski w Cieśninie Kerczeńskiej.
- Najlogiczniejszym kierunkiem ukraińskiej ofensywy byłby Melitopol i Mariupol, żeby Rosjanom odciąć południowy korytarz. Ale dużo zależy od tego, ile żołnierzy i sprzętu pochłonie im bitwa o Donbas. W ciągu trzech najbliższych miesięcy okaże się: co kto może. Obecnie obie armie wzięły się za bary i siłują. Są w klinczu i próbują się tłuc. Jak pięściarze… Kto zostawi sobie więcej rezerw, ten da w tyłek drugiemu. Kto będzie miał więcej elementów wsparcia logistycznego, ten będzie miał przewagę - mówi płk Maciej Matysiak.
Jego zdaniem teraz wymiana ciosów skupi się na Donbasie. – Rosyjskie wojska mają zrealizować polityczny cel Kremla, pchają się więc tam do przodu, a straty uzupełniają "mobikami". Ukraina nie ma wyjścia i musi się bronić, a przy tym ponosi spore straty. Musi też wyczekać na to, co zrobią Rosjanie, jak pogoda się poprawi i wszystko wyschnie. Putin jest w stanie rzucić na jeden odcinek frontu kolejną masę zmobilizowanych żołnierzy - uważa ekspert.
"Kluczowe najbliższe tygodnie"
Według płk. Andrzeja Kruczyńskiego, byłego oficera GROM, uczestnika działań specjalnych i misji zagranicznych oraz wieloletniego szefa bezpieczeństwa Stadionu Narodowego, kierunek południowy ewentualnej ukraińskiej ofensywy jest strategiczny.
- Jeśli konflikt zostanie zamrożony, a Ukraina straci dostęp do morza, to gospodarczo będzie w bardzo trudnej sytuacji. To kraj, który potrzebuje "okna na świat". Muszą jednak najpierw zobaczyć, gdzie mogą się wgryźć. Na pewno nie pójdą ławą na odcinku kilkuset kilometrów. Ukraina musi mądrze przy tym zarządzać rezerwistami i nowymi jednostkami żołnierzy, wysyłanymi na front. Tamtejsze zasoby ludzkie już są przetrzebione do granic możliwości - mówi WP płk Andrzej Kruczyński.
W jego ocenie w ostatnim czasie to Rosjanie próbowali punktować ukraińską armię. I nadal próbują w Donbasie.
- Ukraina, żeby odwrócić sytuację, musi najpierw poszukać słabych punktów u przeciwnika. Kluczowe będą najbliższe tygodnie. Pamiętajmy, że wiosenna aura nie sprzyja poruszaniu się ciężkiego sprzętu. Często zapada decyzja o ataku, ale czeka się na optymalne warunki pogodowe. Dopiero wtedy można maskować działania swoich jednostek, utrudniać przeciwnikowi obronę i wykorzystać przewagę technologiczną. A to Ukraina będzie miała przewagę nad archaicznym, wyciąganym z magazynów sprzętem rosyjskim – komentuje płk Andrzej Kruczyński.
Jednak jak informuje w poniedziałkowej analizie "Washington Post", "jakość sił zbrojnych Ukrainy, niegdyś uważana za znaczną przewagę nad Rosją, została obniżona przez rok liczbą ofiar, które spowodowały, że wielu najbardziej doświadczonych bojowników zniknęło z pola bitwy".
- Urzędnicy amerykańscy i europejscy oszacowali, że od rozpoczęcia rosyjskiej inwazji na początku zeszłego roku zginęło lub zostało rannych aż 120 tys. ukraińskich żołnierzy, w porównaniu z około 200 tys. po stronie rosyjskiej, która ma znacznie większą armię. Skłoniło to niektórych ukraińskich urzędników do zakwestionowania gotowości Kijowa do przeprowadzić długo oczekiwaną wiosenną ofensywę" - czytamy w "Washington Post".
Według amerykańskich analityków problemem jest również coraz niższa jakość ukraińskich rezerwistów i spadające morale wśród obecnych mundurowych. "Pomijając statystyki, napływ niedoświadczonych poborowych, sprowadzonych w celu zadośćuczynienia stratom, zmienił profil sił ukraińskich (…). Ukraina straciła wielu młodszych oficerów, którzy przeszli szkolenie w USA w ciągu ostatnich dziewięciu lat, niszcząc korpus przywódców. Na początku inwazji Ukraińcy rzucili się na ochotników do służby wojskowej, ale teraz mężczyźni w całym kraju, którzy się nie zgłosili, zaczęli się bać, że zostaną wezwani na ulicy" – pisze "Washington Post".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Według płk. Macieja Matysiaka to dlatego ukraińska kontrofensywa obecnie nie ma szans wystartować.
- Rosjanie są w stanie pchnąć w jednym miejscu masę kolejnych zmobilizowanych żołnierzy. Nawet gdyby im zostało 100 tysięcy, to oni mogą wywrzeć presję na froncie. Ukraina musi się bronić, a przy okazji zatrzymywać ofensywny impet Rosjan. Rzucają więc nowych ludzi, ale ich jakość jest słaba. Mają też problem z wyszkolonymi oficerami rezerwy. To oni kierowali ukraińską obroną w pierwszych dniach rosyjskiej napaści, skutecznie ją zatrzymując, ale ponosząc też duże straty. Mają też coraz mniej ludzi w odpowiednim przedziale wiekowym, którzy mogliby walczyć. Tam też się uchylają i uciekają przed wezwaniami – mówi WP płk Maciej Matysiak.
Ofensywa? "Tylko wyszkoleni żołnierze z zachodnim sprzętem"
Obaj eksperci są zgodni, że ukraińskie natarcie może być skuteczne, jeśli będą je przeprowadzać wyszkoleni żołnierze przy użyciu zachodniego sprzętu. Jak mówił niedawno szef wojsk lądowych Ukrainy Ołeksandr Syrski, on koncentruje się na utrzymaniu linii przed rosyjskimi atakami, podczas gdy jego zastępcy przygotowują żołnierzy do następnej ofensywy.
- Prędzej czy później dojdzie na froncie do zamrożenia tego konfliktu. Ukraina zrobi wcześniej wszystko, by uzyskać jak najwięcej korzyści. Ale ruszą z ofensywą, jeśli będą mieli już wyszkolone jednostki i nowy, zachodni sprzęt. Teraz muszą rotować jednostki, żeby dać wytchnąć żołnierzom z pierwszej linii frontu. A stara zasada głosi, że lepiej się bronić niż atakować. Nie rzucą się na Rosjan, to będzie przemyślana strategia – uważa płk Andrzej Kruczyński, były oficer GROM.
W podobnym tonie wypowiada się płk Maciej Matysiak.
- Ukraińcy muszą odpierać teraz rosyjskie ataki, a równocześnie budują potencjał do ofensywy. Tam będzie lepszy żołnierz i nowoczesny sprzęt. Nie widzimy obecnie na teatrze działań wojennych, może poza HIMARS-ami, nowych samochodów wojskowych Hummer, wozów bojowych Bradley, wozów piechoty Marder, czołgów Leopard czy Challenger. Oni na ten sprzęt czekają i ruszą z nim do natarcia. Nie teraz, ale najwcześniej w maju, czerwcu – ocenia płk Maciej Matysiak.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski