Celne uderzenia Ukrainy. Błyskawiczna zmiana taktyki zaskoczyła Rosjan
Ukraińcy, celnie atakując bazy na terenie Rosji, pokazali właśnie zaskoczonemu Kremlowi, że to oni mają możliwość, by uderzać w punkty wojskowe oddalone o kilkaset kilometrów. Rosjanie zostali zaskoczeni i nie mieli czym zareagować. Ostatnie wypowiedzi z Kijowa świadczyć mogą o tym, że to nie koniec. Atmosfera zagęszcza się. - Te słowa brzmią jak obietnica odwetu - ocenia gen. Tomasz Drewniak w rozmowie z Wirtualną Polską.
Z dnia na dzień docierają do nas kolejne informacje o tym, jak ukraińskie wojska niszczą rosyjskie cele i jak demonstrują światu swoje zdolności o charakterze dywersyjnym. Eksperci wojskowi wielokrotnie sugerowali, że Ukraina nie powinna ograniczać się wyłącznie do atakowania wroga na terenie swojego kraju - do ataków powinno dochodzić bezpośrednio na terenie samej Rosji. Najnowsze wypowiedzi Ukraińców pokazują, że być może wkrótce zmieni się ich taktyka.
Niedawno szef wywiadu ukraińskiego, Kyryło Budanow, rozmawiał z telewizją ABC NEWS. Zapytany wprost, czy Ukraina stoi za ostatnimi wybuchami na terenie bazy wojskowej w Rosji, stwierdził: "Nie mogę udzielić odpowiedzi na te pytanie teraz. Dopiero po zakończeniu wojny". Dziennikarka nie odpuściła i zapytała, czy ataków wewnątrz Rosji "będzie więcej". - Tak myślę - odpowiedział Budanow. - Wewnątrz Rosji? Głęboko wewnątrz Rosji? - dopytywała dalej prowadząca wywiad. - Głębiej i jeszcze głębiej - odparł Budanow.
To kolejny głos z Ukrainy, który mówi o możliwych atakach na terytorium Federacji Rosyjskiej. W wywiadzie dla czasopisma "Kyiv Post", sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego Ukrainy Ołeksij Daniłow stwierdził, że "jeśli sytuacja będzie tego wymagała, ukraińskie siły zbrojne mogą znaleźć się także na terytorium Rosji".
- Jeśli dla obrony naszego kraju konieczne będzie pojawienie się tam, gdzie uznamy to za niezbędne, to tam będziemy. I nikogo pytać nie zamierzamy. Całe to gadanie, że nie można kogoś drażnić, to bzdury - stwierdził.
"Te słowa brzmią jak obietnica odwetu"
- Myślę, że Ukraina coś przygotowuje. Pytanie tylko, co? Czy szykuje powyciągane z magazynów bezpilotowe aparaty pamiętające ZSRR, których liczba jest ograniczona? Czy może mają coś innego? - zastanawia się gen. Tomasz Drewniak, były inspektor sił powietrznych.
Do tej pory Stany Zjednoczone i NATO zabraniały Ukrainie wykorzystywać dostarczony sprzęt wojskowy do ataków na cele znajdujące się w Rosji. Między innymi z tego powodu nasz sąsiad nie otrzymał rakiet, o których marzył Zełenski. Stany Zjednoczone przekazały Ukrainie HIMARS-y, ale o zasięgu tylko 70-80 kilometrów. Ukraińcy liczyli, że dostaną rakietę ATACMS z siłą rażenia ok. 300 kilometrów.
Zdaniem gen. Drewniaka, NATO i USA nie zmienią zdania, dlatego Ukraina będzie musiała użyć broni swojej produkcji, jeżeli będzie chciała atakować cele wewnątrz Rosji. - W środku nie może być komponentów zachodnich. Bo inaczej Rosja powiedziałaby, że została zaatakowana przez NATO - twierdzi i zastanawia się, czy wypowiedzi Budanowa i Daniłowa nie są tylko straszakiem.
- Pamiętajmy, że politycy mają za zadanie ostrzegać drugą stronę. Oprócz tego, pokrzepiają własne społeczeństwo. Ukraina poddawana jest regularnym atakom, a te słowa brzmią jak obietnica odwetu - ocenia.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Do tej pory Rosja oskarżyła Ukrainę o ataki dronami na lotniska pod Rizaniem i pod Engels. Pod koniec grudnia w rosyjskim mieście Kursk słyszano wybuchy, a nieoficjalne źródła wskazywały, że doszło do ataku na lotnisko Wostocznyj. Jak to się stało, że Rosjanie nie zestrzelili dronów?
- Nie ma takiego państwa, które całe swoje terytorium pokryłoby systemami przeciwlotniczymi. Nie sądzę, żeby wszystkie siły rosyjskie były w reżimie wojennym. Rosjanie nie spodziewali się, że Ukraina może zaatakować nawet 600 czy 800 kilometrów od granicy. Być może wiedzieli o zagrożeniu, ale nie mieli czym zareagować. Możliwe, że teraz przerzucają systemy przeciwlotnicze do ważniejszych ośrodków - mówi gen. Drewniak.
- Rosjanie nie byli przygotowani, bo wiedzą, że Ukraińcy nie będą w stanie wypuszczać tylu bezzałogowców. Z doniesień wynika, że używają byłych radzieckich systemów na bazie TU143. Prawdopodobnie są to zmodernizowane wersje, bo oryginały nie miały takich zasięgów. Możliwe, że Ukraińcy włożyli w nie lepszy silnik albo większy zbiornik paliwa. Pamiętajmy, że to co nazywamy "dronem", jest poważnym samolotem odrzutowym wielkości połowy F16, ważącym 2 lub 3 tony. Pokonanie 600 kilometrów to dla takiej maszyny maksymalnie godzina lotu. Większość z nich da się zaprogramować tak, by uderzyły w konkretny cel - podsumowuje.
Mateusz Dolak, dziennikarz Wirtualnej Polski