Ujazdowski to nie pierwszy europoseł, który podjął taką decyzję. Dr Migalski: zdrada partii czai się w Brukseli
Poseł Parlamentu Europejskiego Kazimierz Michał Ujazdowski, który był europosłem PiS, a we wtorek ogłosił rezygnację z członkostwa w partii, nie rozważa rezygnacji z mandatu europosła. W PiS pojawiły się przewidywalne głosy, otwarcie krytykujące jego decyzję. - Honor wymagałby, aby Kazimierz M. Ujazdowski zrezygnował z mandatu europosła - powiedział we wtorek szef klubu PiS Ryszard Terlecki.
04.01.2017 | aktual.: 04.01.2017 13:39
Jedne komentarze, tak jak ten wicemarszałka Sejmu, uderzają w wysokie tony, a inne, tak jak napisany przez Marzenę Paczuską, sugerują czysto materialne powody decyzji europosła. "Niedobrze jest mylić honor z kasą" - czytamy na Twitterze szefowej Wiadomości TVP.
W informacji zamieszonej na swej stronie internetowej Ujazdowski oświadczył, że, po rezygnacji z członkostwa w PiS, zachowa niezależność polityczną i "skupi się na pracy w PE". Zapowiedział także, że w Parlamencie Europejskim będzie pracował nad reformą ustroju Unii Europejskiej i bezpieczeństwem jej obywateli. Będzie też zajmował się "programowaniem polityki" i wspieraniem inicjatyw, podejmowanych przez młodą generację.
Gdyby Kazimierz M. Ujazdowski, po rezygnacji z członkostwa w partii, zrzekł się mandatu, byłby to pierwszy taki przypadek wśród polskich europosłów.
"Zdrada partii czai się w Brukseli"
Prześledźmy inne przypadki europosłów, którzy, mimo że wystąpili, bądź zostali wyrzuceni z partii, zachowali mandat europosła.
W 2011 roku Komitet Polityczny PiS zdecydował o wykluczeniu z partii Zbigniewa Ziobro, Tadeusza Cymańskiego i Jacka Kurskiego. Wówczas każdy z nich pełnił funkcję europosła i żaden z nich z mandatu nie zrezygnował. Z kolei kilka lat wcześniej, w 2006 roku, Janusz Wojciechowski, Zdzisław Podkański i Zbigniew Kuźmiok, europosłowie wyrzuceni z PSL-u, także zdecydowali się pozostać w Parlamencie Europejskim. Po kilku latach dołączyli z resztą do szeregów PiS-u.
Czy rzeczywiście stanowisko posła do PE to złota posada, z której ciężko zrezygnować? - Parlament Europejski to potężny ośrodek uprawiania polityki. I tym też tłumaczę fakt, że zdrada partii zazwyczaj czai się właśnie w Brukseli. Tendencja ta dotyczy zwłaszcza PiS-u. Polityk za pieniądze, które tam zarabia, może zacząć prowadzić poważną działalność polityczną, czego o polskim parlamencie powiedzieć nie można - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską dr Marek Migalski, poseł do Parlamentu Europejskiego VII kadencji.
Wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki, komentując decyzję Kazimierza M. Ujazdowskiego, potwierdza tezę dr Migalskiego. - Mamy do czynienia od dawna z regularnie pojawiającym się symptomem choroby, który nazywamy „chorobą brukselską”. Polega to na tym, że rozmaite osoby o nieco słabszym charakterze, które trafiają do europarlamentu popadają w stan pewnej niedyspozycji politycznej - mówił wicemarszałek Sejmu.
"Najlepiej opłacana posada"
Od 2009 roku wszyscy posłowie do Parlamentu Europejskiego otrzymują takie samo miesięczne wynagrodzenie w wysokości 6 400 euro (ok. 28 160 zł). Dodatkowo każdy z nich za każdy dzień urzędowania podczas posiedzeń otrzymuje 306 euro diety (ok. 1350 zł). Na prowadzenie swojego biura i zatrudnienie asystentów, europoseł każdego miesiąca dostaje 23 392 euro (ok. 103 tys. zł). Także każda z podróży jest rozliczana osobno, w związku z tym posłowie mają prawo do zwrotu kosztów, poniesionych podczas pełnienia obowiązków poza granicami własnego kraju, do maksymalnej wysokości 4 264 euro rocznie (ok. 18 760 tys. zł).
- To niewątpliwie najlepiej, jeśli chodzi o stanowiska polityczne, opłacana posada. Ze wszystkimi dodatkami europoseł otrzymuje w granicach 50 tys. złotych miesięcznie. To nie tylko zarobki plus diety. Niezaprzeczalnie jest to bardzo dobra oferta. Jak widać, jest znacznie lepiej opłacaną posadą, niż stanowisko posła w polskim parlamencie - mówi Wirtualnej Polsce dr Migalski.
W swojej książce "Parlament ANTYeuropejski" dr Marek Migalski opisuje mechanizmy wykorzystywane przez europosłów, które pozwalają im "zaoszczędzić" pokaźną sumę zarobioną w PE. Schemat jest zwykle podobny: poseł w poniedziałek dociera do Brukseli przed 22, by zdążyć z podpisem. W kolejnych dniach zagląda do europarlamentu tylko po to, żeby złożyć autograf, a w piątek po podpisaniu listy, z samego rana, może wrócić do Polski. Zysk to ponad 1500 euro tygodniowo. "Legalna korupcja", którą dr Migalski ujawnia w książce, polega także na oszukiwaniu przy wynajmie mieszkań czy przekrętach na "kilometrówkach". Jak zaznaczają kwestorzy w PE, zajmujący się wszelkimi kwestiami finansowymi i administracyjnymi, kontrolują posłów i dzięki temu "radzą sobie z nadużyciami".