Prof. Durlik i Centralny Szpital Kliniczny MSWiA © East News, YouTube | EastNews

Ujawniamy. Bóg od trzustki, państwowy szpital i pieniądze od pacjentów

Chorzy na raka trzustki, by otrzymać nowoczesne leczenie w Państwowym Instytucie Medycznym MSWiA, musieli wpłacić po kilkadziesiąt tys. zł w ramach darowizn na działającą przy szpitalu fundację. Takie oczekiwanie formułował wobec nich szef jednej ze szpitalnych klinik i przewodniczący rady naukowej instytutu prof. Marek Durlik - wynika ze śledztwa Wirtualnej Polski i Rynku Zdrowia.

  • Dotarliśmy do relacji pacjentów Państwowego Instytutu Medycznego MSWiA, z których wynika, że byli oni przymuszani przez prof. Marka Durlika do wpłacania na fundację działającą przy szpitalu, jeśli chcieli być zoperowani robotem da Vinci.
  • Ci, którzy nie zapłacili, byli najczęściej operowani w klasyczny sposób, dający gorsze efekty terapii ("rozcięcie od Zakopanego do Sopotu", jak mówi prof. Durlik). Działo się tak od co najmniej 2022 do 2024 r.
  • Narodowy Fundusz Zdrowia finansuje operacje na trzustce klasyczną metodą. Operacja przy wykorzystaniu robota jest droższa. Zgodnie z prawem różnicę pokrywa szpital. Niezgodne z przepisami jest oczekiwanie jakichkolwiek wpłat od pacjentów.
  • Dysponujemy nagraniem, na którym prof. Durlik, przyjmując pacjenta w swoim prywatnym gabinecie, stawia sprawę jasno: wpłata ok. 20 tys. zł na fundację warunkuje przeprowadzenie operacji w lepszy dla pacjenta sposób.
  • Fundacja ok. 80 proc. swoich dochodów, z których lwią część stanowiły wpłaty od pacjentów, przekazywała na sprzęt medyczny do szpitala. Reszta była wydawana na wyjazdy zagraniczne kadry naukowej szpitala, organizację imprez, pomoc Ukrainie czy ekspresy do kawy dla lekarzy.
  • Po informacjach od nas kontrolę zapowiedziała minister zdrowia, analizę przeprowadza Narodowy Fundusz Zdrowia. MSWiA poinformowało o sprawie Centralne Biuro Antykorupcyjne, a kierownictwo PIM odcina się od działań Durlika, "wyrażając głębokie oburzenie i pełną dezaprobatę".
  • Profesor Durlik w rozmowie z nami mówi, że o proszeniu o wpłaty wszyscy w szpitalu wiedzieli, a taka konieczność wynikała z braku pieniędzy. Prośby o wpłaty być może były niewłaściwie formułowane, ale operowani robotem byli także niektórzy pacjenci, którzy nie wpłacili ok. 20 tys. zł na fundację. Zapewnia, że sam z zebranych pieniędzy nie wziął ani złotówki.

Izabela Leszczyna, minister zdrowia: - To niedopuszczalne. Nie może być tak, że pacjent korzystający z usług publicznego szpitala, operowany na publicznym sprzęcie przez lekarza opłacanego ze środków publicznych, musi dopłacać do operacji.

Wiesław Szczepański, wiceminister spraw wewnętrznych: - Skandaliczna sprawa. Gdy tylko się o niej dowiedziałem od panów redaktorów, przekazałem ją szefowi CBA celem przeanalizowania, czy nie mamy tu do czynienia z zachowaniem o charakterze korupcyjnym. Niezależnie od tego wezwałem już na spotkanie dyrekcję Państwowego Instytutu Medycznego. Każdy szczegół zostanie wyjaśniony, obiecuję.

Miłosz Anczakowski, wiceprezes NFZ: - Naganne działanie niemające żadnych podstaw w obowiązującym prawie i procedurach. Szpital ma obowiązek dobrać sposób działania do potrzeb pacjenta bez oczekiwania od niego jakichkolwiek dopłat, szczególnie przy tak wrażliwym, trudnym leczeniu jak guzy trzustki.

Konstanty Szułdrzyński, wicedyrektor ds. medycznych Państwowego Instytutu Medycznego MSWiA: - Bulwersujące i nieakceptowalne. Zapewniam wszystkich pacjentów: Państwowy Instytut Medyczny MSWiA nie żąda od nikogo opłat za leczenie, także to najnowocześniejsze. Przypadek kliniki kierowanej przez prof. Durlika jest jednostkowy. Dyrekcja nic nie wiedziała na temat tego procederu.

Profesor Marek Durlik: - Mogliśmy albo prosić pacjentów o wpłaty, albo przestać operować; nie było pieniędzy na narzędzia do operacji. O wszystkim wiedział poprzedni dyrektor, wiedział też obecny dyrektor. Wszyscy wiedzieli.

Wizyta

Gdy pacjent otrzymuje wynik badania i okazuje się, że są zmiany w obrębie trzustki, sytuacja jest albo zła, albo bardzo zła. Wielu lekarzy, z całej Polski, poleca skonsultować przypadek z prof. Markiem Durlikiem. Durlik na forach internetowych jest przedstawiany przez wiele osób jako geniusz. Ludzie piszą o nim: "Bóg od trzustki". Podejmuje się spraw, których nie chcą podjąć się inni lekarze.

Durlik, profesor nauk medycznych, były dyrektor Centralnego Szpitala Klinicznego MSWiA przez ponad 15 lat, jeden z najbardziej znanych lekarzy w Polsce, jest dziś szefem Kliniki Chirurgii Gastroenterologicznej i Transplantologii w PIM MSWiA (wraz z początkiem 2023 r. szpital przekształcono w państwowy instytut). Przyjmuje też prywatnie. Wystarczy zapłacić 1150 zł, aby dostać się do profesora.

Wizyta, jak dowiadujemy się od byłych pacjentów Durlika, zazwyczaj bywała krótka. Durlik mówił, by przyjść w najbliższym możliwym terminie na Wołoską (siedziba PIM MSWiA), aby ustalić termin operacji.

Wskazywał, że można operację wykonać klasycznie, skalpelem, albo nowocześnie -robotem da Vinci. Drugi wariant jego zdaniem jest, przynajmniej zazwyczaj, lepszy. Ale, jak zaznaczał Durlik, wiąże się z koniecznością wpłacenia kwoty w wysokości ok. 20 tys. zł na fundację.

Tak też wyglądała rozmowa z jednym z pacjentów, z której nagranie prezentujemy (pacjent wyraził zgodę na jego publikację). Z naszych informacji wynika, że to nie był odosobniony przypadek: formuła uzależnienia wykonania operacji robotem od wpłaty ok. 20 tys. zł na fundację była podczas wizyt powszechna.

Poniżej prezentujemy nagranie rozmowy pacjenta z profesorem:

Chodzi o Fundację przy Centralnym Szpitalu Klinicznym MSWiA w Warszawie. Pomimo nazwy, fundacja nie podlega szpitalowi. Jednym z fundatorów, w 2012 r., był Marek Durlik. Organizacja powstała, by wspierać szpital finansowo, między innymi dzięki zbieraniu pieniędzy od zadowolonych pacjentów i instytucji, które chcą wesprzeć państwowy system opieki zdrowotnej.

Na forach internetowych dostępne są całe poradniki, co należy zrobić, aby dostać się na operację do prof. Durlika. Jedna osoba podpowiada drugiej: pójść prywatnie do gabinetu profesora, wpłacić na fundację, a potem już operacja robotem da Vinci. Niektórzy pytają: czy to operacje robione publicznie, czy prywatnie? Padają odpowiedzi: publicznie, ale narzędzia do robota da Vinci są bardzo drogie, a NFZ nie chce za nie płacić, więc trzeba dopłacić z własnej kieszeni. Tak pacjentom mówi też sam Durlik.

Ludzie płacą. I wielu z nich, po operacji, publicznie dziękuje Durlikowi, że zgodził się zoperować ich przypadek bądź kogoś z ich najbliższej rodziny.

(...) operacja robotem da Vinci wiążę się z dopłatą na fundację (...) około 20 tysięcy. (...) Niestety, nie jest to mało, ale te narzędzia są bardzo drogie (...)

prof. Marek Durlik 
Fragment rozmowy pomiędzy pacjentem a prof. Durlikiem 

Miliony dla szpitala

Fundacja funkcjonująca przy szpitalu działa prężnie. W 2022 r. odnotowała 2,4 mln zł przychodów, a w 2023 r. - 2 mln zł. Danych za 2024 r. jeszcze nie ma.

Sprawdzamy w Krajowym Rejestrze Sądowym tzw. informacje dodatkowe do sprawozdań finansowych.

W 2022 r. spośród zgromadzonych 2,4 mln zł przychodów, aż 1,85 mln zł pochodzi z darowizn pieniężnych od osób fizycznych. W 2023 r. spośród 2 mln zł wpłaty od osób fizycznych to 1,6 mln zł. Nie wiadomo, jaki odsetek stanowią wpłaty od osób, które chciały zostać zoperowane w szpitalu przy ul. Wołoskiej w Warszawie przez prof. Marka Durlika robotem da Vinci. Nie jest to wyszczególnione, choć - jak się dowiedzieliśmy -pacjenci Durlika otrzymywali informację, że mają oznaczyć przelew w określony sposób ("darowizna na cele statutowe dla transplantologii").

Wiadomo za to, że w 2023 r. fundacja na tzw. działalność statutową - czyli głównie wsparcie PIM MSWiA - przekazała 2,4 mln zł. 1,65 mln zł wydano na narzędzia na blok operacyjny robotyki na potrzeby Kliniki Chirurgii Gastroenterologicznej i Transplantologii, czyli oddziału kierowanego przez Durlika.

Ponadto wydano środki m.in. na sponsorowanie wyjazdów kadry naukowej na szereg konferencji, w tym do Bostonu, Mediolanu i Wiednia, na pokrycie kosztów publikacji artykułów w pismach naukowych. Kupiono także dwa ekspresy do kawy, w tym jeden za 8390 zł, a także zasponsorowano papier do ksero dla PIM MSWiA. Ogólnie: fundacja wspierała szpital.

W 2022 r. 70 tys. zł pochłonął koszt organizacji obchodów 70-lecia działalności szpitala, ponad 100 tys. zł wydano na pomoc Ukrainie, w tym ambulans sanitarny, 115 tys. zł na remont dachu jednej ze szpitalnych poliklinik, kolejnych kilkadziesiąt tysięcy na meble do gabinetów lekarskich, a 66 tys. zł na łóżka szpitalne z materacami przeciwodleżynowymi dla Kliniki Kardiologii.

W pozycji "narzędzia chirurgiczne do operacji robotem da Vinci" widnieje kwota 245 174,74 zł.

Fundacja ma swoją siedzibę przy ul. Wołoskiej 137 w Warszawie, tak samo jak PIM MSWiA. We władzach fundacji są wieloletni byli i obecni pracownicy szpitala MSWiA.

Obecne kierownictwo szpitala w nadesłanym nam oświadczeniu podkreśla: "fundacja, o której mowa w nagraniu, ustanowiona została przez osoby prywatne i stanowi wobec PIM MSWiA odrębną i niezależną osobę prawną. Państwowy Instytut Medyczny MSWiA nie posiada ustawowych ani statutowych uprawnień związanych z powoływaniem lub odwoływaniem członków władz fundacji, czy też nadzorowaniem jej działalności".

Jednocześnie na terenie szpitala wiszą plakaty zachęcające do wpłat na fundację. Jeden z nich jest tuż przed wejściem do kliniki, którą kieruje prof. Marek Durlik.

Plakat wiszący w szpitalu - zachęcający do wsparcia fundacji
Plakat wiszący w szpitalu - zachęcający do wsparcia fundacji © WP

Publiczne oburzenie

Rozmawiamy z szeregiem urzędników państwowych o sprawie. Pytamy, czy dopuszczalne jest oczekiwanie od pacjentów płacenia za operacje, choćby w formie darowizn, w standardzie medycznym, który lekarz poleca. Odtwarzamy też nagranie rozmowy prof. Marka Durlika z pacjentem.

Izabela Leszczyna, gdy tylko dowiaduje się o sprawie, zaprasza nas na spotkanie. Zaznacza, że PIM MSWiA nie podlega nadzorowi ministra zdrowia (zgodnie z art. 4 ustawy o Państwowym Instytucie Medycznym Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji podlega, jak sama nazwa zresztą wskazuje, MSWiA), ale fundacja już tak. Tak wynika z przepisów.

Leszczyna mówi jednoznacznie: - To niedopuszczalne. Nie może być tak, że pacjent korzystający z usług publicznego szpitala, operowany na publicznym sprzęcie przez lekarza opłacanego ze środków publicznych, musi dopłacać do operacji.

Dodaje, że ta sytuacja to przykład patologicznego miksu systemów publicznego i prywatnego. I dopowiada, że ma nadzieję, iż w perspektywie najbliższych lat uda się je rozdzielić.

- Jako minister nadzorujący działanie fundacji zlecę przeprowadzenie kontroli - podkreśla Leszczyna.

Idziemy do MSWiA. Przyjmuje nas Wiesław Szczepański, wiceminister odpowiedzialny za nadzór nad PIM MSWiA.

Zachowanie prof. Marka Durlika ocenia jako skandal. I zaznacza, że etycznie kwestia jest nie do obrony, ale należy też przeanalizować, czy w rozmowie Durlika z pacjentem nie doszło do zachowania o charakterze korupcyjnym. To oceni szef CBA, który już dostał sygnał o sprawie z MSWiA.

W Narodowym Funduszu Zdrowia spotykamy się z jego wiceprezesem, Miłoszem Anczakowskim. Pytamy między innymi o to, czy dozwolone jest pobieranie opłat od pacjentów za operacje wykonywane w publicznych szpitalach. I czy to prawda, że NFZ nie chce płacić za narzędzia do operacji.

Anczakowski nie ma wątpliwości: szpital, który rozlicza operacje z funduszem, nie może pobierać dodatkowych opłat od pacjentów. To nielegalne. A operacje wykonywane przez Durlika są opłacane przez NFZ - po prostu fundusz płaci jak za klasyczną operację. Dobór metody to już - zaznacza wiceprezes Anczakowski - kwestia szpitala.

Jednocześnie w NFZ słyszymy, że przecież na niektórych procedurach szpitale tracą, ale na innych zyskują. Nie może więc być mowy o zbieraniu pieniędzy od ciężko chorych.

"Głębokie oburzenie i pełna dezaprobata"

W PIM MSWiA najpierw spotykamy się z dr. Konstantym Szułdrzyńskim, wicedyrektorem ds. medycznych. Mówi nam, że dyrekcja instytutu nic nie wiedziała na temat procederu. I że PIM MSWiA od nikogo nie żąda opłat za leczenie, także to najnowocześniejsze.

Co dyrekcja zrobi w sprawie prof. Durlika?

- Zostaną wyciągnięte konsekwencje służbowe proporcjonalne do stwierdzonych nieprawidłowości - słyszymy. Dodatkowo kierownictwo przekazało już wszystkie uzyskane w tej sprawie informacje organowi nadzorującemu instytut (MSWiA) oraz innym organom państwowym, które są właściwe do oceny prawnej zachowania prof. Durlika - mówi wicedyrektor.

Od Szułdrzyńskiego, podczas autoryzacji jego wypowiedzi, otrzymujemy też "stanowisko Państwowego Instytutu Medycznego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji w sprawie nagrania rozmowy z prywatnego gabinetu prof. dr hab. med. Marka Durlika":

"Po wysłuchaniu przedstawionego nagrania Dyrekcja PIM MSWiA wyraża głębokie oburzenie i pełną dezaprobatę zawartych w nim bulwersujących treści. Szczególny sprzeciw budzą okoliczności mogące sugerować powiązanie rodzaju leczenia z dokonaniem wpłaty na fundację. Dyrekcja PIM MSWiA stanowczo odcina się od tego typu praktyk i nie była ich świadoma.

Podkreślenia wymaga fakt, że przedmiotowe nagranie powstało w prywatnym gabinecie, który w żaden sposób nie jest związany z Państwowym Instytutem Medycznym MSWiA.

Dyrekcja PIM MSWiA w trybie natychmiastowym podjęła wszelkie działania mające na celu wyjaśnienie zaistniałej sytuacji i zapobieżenie możliwości wystąpienia podobnych wydarzeń w przyszłości.

Należy wskazać, że fundacja, o której mowa w nagraniu, ustanowiona została przez osoby prywatne i stanowi wobec PIM MSWiA odrębną i niezależną osobę prawną. Państwowy Instytut Medyczny MSWiA nie posiada ustawowych ani statutowych uprawnień związanych z powoływaniem lub odwoływaniem członków władz fundacji, czy też nadzorowaniem jej działalności".

"Wszyscy wiedzieli"

Z prof. Markiem Durlikiem spotykamy się w jego gabinecie przy Wołoskiej. Na wstępie zaznacza, że z fundacji nie wziął ani grosza - żadnych nagród, zleceń, nikt nie finansował jego wyjazdów zagranicznych. Do rzecznika prasowego instytutu, który pojawia się na spotkaniu, mówi, że "panowie redaktorzy znaleźli aferę".

- O tym, że za pieniądze fundacji ktoś pojechał za granicę, czy kupiono ekspres do kawy, dowiaduję się od panów. Większość ze środków fundacji, pochodzących od wpłat pacjentów mających mieć wykonany lub będących po wykonaniu zabiegu robotowym na trzustce i nierefundowanych przez NFZ, przeznaczanych było na narzędzia do urządzeń robotowych - wskazuje profesor. Dodaje, że chodzi o jednorazowe końcówki.

Opowiada, że sytuacja wyglądała tak, że w pewnym okresie - na pewno koniec 2022 i początek 2023 r. (my wiemy, że pacjenci płacili za operacje wykonywane także w 2024 r.) – szpital doświadczał bardzo poważnych problemów finansowych. Był to moment, kiedy szpital nie regulował należności za leki dla pacjentów w klinikach.

- Trzeba było wymyślić coś, aby dało się kontynuować program robotowy. Za ustną zgodą ówczesnego dyrektora prof. Waldemara Wierzby, potwierdzoną na zebraniu ordynatorów klinik, zaczęliśmy zbierać pieniądze dla fundacji na zakup potrzebnych instrumentów. Problem polega na tym, że NFZ finansuje wyłącznie operacje metodą klasyczną na trzustce, pomimo moich wielokrotnych apeli do Funduszu oraz Ministerstwa Zdrowia, by uwzględnić także wycenę dla zabiegów robotowych - zauważa Durlik. A operacja robotem jest droższa. O ile dokładnie? Nikt dokładnie nie jest w stanie powiedzieć. Zapewne kilkanaście tys. zł (w 2022 r. ok. 12,5 tys. zł kosztowały jednorazowe końcówki do robota).

Profesor wyjaśnia, że nie chodziło o to, żeby szpital zarabiał na wpłatach od pacjentów. Chodziło o to, by nie zadłużać szpitala.

- Mogliśmy zawiesić program robotowy i dzisiaj nie musielibyśmy rozmawiać na ten temat. Ale jestem przede wszystkim lekarzem i życie każdego pacjenta jest dla mnie najważniejsze. Nie miałem poczucia, że robię coś złego - wskazuje prof. Durlik. Choć po chwili dopowiada, że wie, iż według polskiego prawa nie powinno się pobierać żadnych pieniędzy od pacjentów. Ale zdaniem Durlika to błędny mechanizm, nijak nieprzystający do rzeczywistości, w której chce się szybko wprowadzać nowoczesne technologie.

- Być może zabrakło jasnej informacji, że chodziło o dobrowolną wpłatę. Pewnie dałoby się to lepiej zakomunikować. Ale jestem chirurgiem przyzwyczajonym do prostych, nawet lapidarnych komunikatów. Tu nic nie było tajne, mówiliśmy pacjentom otwarcie o sytuacji, wiedział o tym cały zespół kliniki - przekonuje profesor, dodając, że mówił o konkretnych kwotach, bo w przeciwnym razie pacjenci myśleliby, że chodzi o wartości rzędu 100 zł.

Durlik zaznacza, że wpłat można było dokonywać przed zabiegiem, po zabiegu. Nikt zaś nie weryfikował, czy ktoś wpłacił, czy nie. Gdy mówimy, że z naszych informacji wynika, że taka weryfikacja była, Durlik wzywa do siebie sekretarkę i pyta, czy ta żądała od pacjentów dowodów wpłat. Kobieta zaprzecza.

Słyszymy za to od prof. Durlika, że część pacjentów, która nie wpłaciła również była operowana robotem. Decydowały względy medyczne.

Zwracamy uwagę, że skoro każdy kto wpłacił, był operowany robotem, a spośród tych, którzy nie wpłacili tylko część, musiała być jakaś forma weryfikacji, czy ktoś dokonał wpłaty. Durlik kilkukrotnie powtarza jednak, że żadnej weryfikacji nie było, a zarazem mówi, że każdy wpłacający był operowany robotem, a spośród niepłacących niektórzy. Od czego to zależało?

- Gdy mamy do czynienia z niewielką zmianą na trzustce, to nie ma sensu rozcinać całego brzucha pacjenta jak od Zakopanego do Sopotu. Bo można to wykonać małoinwazyjnie, robotem, bezpiecznie - wyjaśnia Durlik.

Chirurg podkreśla w rozmowie z nami kilkukrotnie, że wszyscy w szpitalu wiedzieli o tym, że proszono pacjentów o wpłaty. Wiedział o tym też - przekonuje profesor - obecny dyrektor PIM MSWiA prof. Piotr Suwalski.

Cała obecna dyrekcja wie o tym, że pacjenci musieli wpłacać na fundację.

prof. Marek Durlik 

- Cała obecna dyrekcja wie o tym, że pacjenci musieli wpłacać na fundację, żeby można było przeprowadzić operację robotową. Profesor Suwalski miał przecież niegdyś kupowane narzędzia przez fundację, bo jego klinika stanęła przed widmem zawieszenia programu robotowego - w kardiochirurgii. Prosił, żeby fundacja opłaciła faktury instytutowi za narzędzia do operacji robotowych - relacjonuje Durlik.

Dziś już pacjentów o pieniądze nikt nie prosi - nasz rozmówca chwali dyrektora Suwalskiego za to, że rozpisał postępowanie na narzędzia i tych już nie brakuje.

Pytamy Durlika o to, czy w porządku jest to, że pacjent, który przychodzi do jego prywatnego gabinetu, słyszy, że może przyjść na kwalifikację do operacji do szpitala choćby "jutro", a osoba, która na prywatną wizytę nie przyszła - już nie. Profesor podkreśla, że całe to założenie jest nieprawdziwe i że każdy jest obsługiwany w tym samym terminie.

Zadzwoniliśmy do szpitala, podając się za osobę z bardzo złymi wynikami badań trzustki. Usłyszeliśmy, że możemy przyjść za tydzień (kwalifikacje są w piątki). Szybko, choć nie tak szybko, jak przez gabinet profesora. Plus - jak słyszymy od byłych pacjentów - wizyta u profesora połączona z wpłatą na fundację powodowała, że co do zasady operował sam Durlik. Przyjście z ulicy nie dawało pewności, że na sali operacyjnej będzie określony skład lekarski.

Pytamy wreszcie prof. Durlika, czy podoba mu się, że jest nazywany przez pacjentów bogiem od trzustki.

- Nie jestem żadnym bogiem, tylko ciężko pracującym człowiekiem. Żeby nauczyć się tego, co dziś umiem, spędziłem tysiące godzin na bloku operacyjnym. Powiem nieskromnie, że pod koniec swojej kariery nauczyłem się operować bardzo dobrze. A wyniki naszej kliniki, jeżeli chodzi o przeżywalność, są na światowym poziomie. I to jest powodem, że najcięższe lub najbardziej skomplikowane przypadki trafiają do mnie –mówi profesor.

Durlik wskazuje, że jeśli chcemy zniszczyć jego karierę i program, to decyzja należy do nas. I że możemy go ukrzyżować.

Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski

Jakub Styczyński, dziennikarz Rynku Zdrowia

Napisz do autora:

Patryk.Slowik@grupawp.pl

Źródło artykułu: WP Wiadomości

Wybrane dla Ciebie

Sprawa Wielkiego Bu. Jest wniosek o list żelazny
Sprawa Wielkiego Bu. Jest wniosek o list żelazny
Tragiczny pożar w Łodzi. Wywołano go, by zakryć ślady zabójstwa
Tragiczny pożar w Łodzi. Wywołano go, by zakryć ślady zabójstwa
Tak przywita nas październik. Przymrozki i chłód w całej Polsce
Tak przywita nas październik. Przymrozki i chłód w całej Polsce
Doprowadzenie Ziobry przed komisję. Lawina komentarzy w sieci
Doprowadzenie Ziobry przed komisję. Lawina komentarzy w sieci
Zenon Prętczyński nie żyje. Wybitny architekt Wrocławia odszedł w wieku 99 lat
Zenon Prętczyński nie żyje. Wybitny architekt Wrocławia odszedł w wieku 99 lat
Zatrzymanie Ziobry. PiS doniesie do prokuratury na komendanta policji
Zatrzymanie Ziobry. PiS doniesie do prokuratury na komendanta policji
Ukrywał się przed policją półtora roku. Znaleźli go łowcy głów
Ukrywał się przed policją półtora roku. Znaleźli go łowcy głów
Ukraina może razić cele w głębi Rosji. "Gdyby dostali Tomahawki, Kreml miałby problem"
Ukraina może razić cele w głębi Rosji. "Gdyby dostali Tomahawki, Kreml miałby problem"
Rodzice z Karlina skazani. Doprowadzili do poparzenia półtorarocznego synka. Sąd wydał wyrok
Rodzice z Karlina skazani. Doprowadzili do poparzenia półtorarocznego synka. Sąd wydał wyrok
Szef MSZ Francji o Rosji: Wszyscy widzą, że ponosi porażkę
Szef MSZ Francji o Rosji: Wszyscy widzą, że ponosi porażkę
Ziobro przed komisją śledczą. Pegasus użyty wobec Sławomira Nowaka
Ziobro przed komisją śledczą. Pegasus użyty wobec Sławomira Nowaka
Zablokowali węgierskie media. Budapeszt odpowiada Kijowowi
Zablokowali węgierskie media. Budapeszt odpowiada Kijowowi