Uczył w szkole, przeszedł do korporacji. "Byłem w szoku"

"Gorzej niż w korpo być nie może" - Daniel Kurman się z tym nie zgadza. Dziewięć lat pracował w szkole, wspiera strajk nauczycieli, ale kiedy sam przeszedł do korporacji, poczuł ogromną ulgę. - Straszy się wyścigiem szczurów, a ja byłem w szoku, że można sobie spokojnie pracować - mówi.

Uczył w szkole, przeszedł do korporacji. "Byłem w szoku"
Źródło zdjęć: © East News
Anna Kozińska

02.04.2019 | aktual.: 02.04.2019 14:08

- Nie chcę wygłaszać pieśni pochwalnych na temat korporacji - że to jest najlepszy zawód na świecie. Możliwe, że po prostu bardzo dobrze trafiłem. Ale zniknęła większość problemów, które pojawiały się w szkole - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Daniel Kurman, który zobaczył, jak to jest pracować w szkole i w korporacji. I ma porównanie.

Przyznaje, że kiedy ze szkoły przeszedł do dużej firmy z branży IT, był zszokowany. - Jak fajnie mnie przyjęli, jak fajnie się pracuje - podkreśla były nauczyciel języka angielskiego. Zwraca uwagę na kilka różnic między pracą w szkole a pracą w korporacji. Po pierwsze: godziny.

- Ponadwymiarowy czas pracy? Jeśli jest, to jest płatny albo godziny są do odbioru. Jeżeli pojawiają się sytuacje, żeby zostać w pracy, to nie wygląda to tak, że przychodzi manager i mówi: "musisz". Nie ma patologii, że nie wiadomo, czy można wyjść z pracy, czy nie - mówi Kurman.

I dodaje, że w szkołach się to zdarza. - Jeżeli człowiek jest po ostatniej lekcji, to czasami się "czai", żeby wyjść, bo nie wie, czy to jest dobrze widziane. U mnie w szkole nie było. Padły słowa: "to nie jest biuro, stąd się nie wychodzi o 15" - podkreśla.

Często wiedział, że będzie pracował do późnego wieczora, bo musiał udzielać korepetycji. Inaczej nie starczałoby mu na kredyt, czynsz, życie. Zdarzało się, że po lekcjach przygotowywał konkursy, brał udział w radach pedagogicznych.

"Dyrektorzy szkół straszą, żeby nie narzekać"

Druga kwestia, na którą Kurman zwraca uwagę, to warunki pracy. - Pracuję na open space. Tu ludzie ze sobą rozmawiają, ale to nie jest taki hałas jak jest w szkole. Byłem w szoku, że można sobie spokojnie pracować przy komputerze, można założyć słuchawki na uszy i włączyć muzykę. Nauczyciele o tym nie wiedzą, ja też nie wiedziałem. Straszy się korporacjami, że to jest wyścig szczurów, że jest mobbing - zauważa. Twierdzi, że pracując w szkole nawet pięć godzin, czuł się bardziej zmęczony niż po ośmiu w korporacji.

Co więcej, Kurman mówi, że kiedy był nauczycielem, wakacji było za mało . 2 miesiące to mit – często dwa pierwsze tygodnie lipca to czas rekrutacji w szkołach, a ostatni tydzień sierpnia to okres przygotowań do nowego roku szkolnego. - W korporacji póki co nie czułem potrzeby dłuższego urlopu niż dwa tygodnie - mówi. Jak tłumaczy, w czerwcu nauczyciele "jadą już na oparach". - Jest masa papierkowej roboty. Trzeba być sprawiedliwym, dać uczniom możliwość poprawy.

- Nauczycieli straszy się też Biedronkami na zasadzie: "cieszcie się, bo inni mają gorzej, pracują na kasie". A wiemy, że kasjerom podniesiono płace. Nie chodzi o to, żeby komuś ująć, ale nauczyciele to naprawdę ambitna grupa społeczna. Cały czas się szkolą, robią studia, podyplomówki. Człowiek zaczyna się czuć upodlony - ocenia.

Przyznaje też, że poczuł ulgę, bo nie jest już na świeczniku. - Nauczyciel jest widziany jako ktoś, kto nie je, nie śpi, nie zaspokaja potrzeb fizjologicznych, nie potrzebuje robić zakupów. Kiedyś spotkałem uczniów, jak kupowałem bokserki w sklepie i było straszne zdziwienie: jak to? nauczyciel kupuje bokserki? A kiedy pojechałem ze znajomymi nad jezioro, musiałem odpowiadać "dzień dobry", pływając w jeziorze. To może być uciążliwe. Poczułem ulgę, że już nie jestem obserwowany, mogę sobie spokojnie wypić piwo - mówi Kurman.

"Rozumiem nauczycieli"

Kurman, choć sam zmienił branżę, rozumie nauczycieli, którzy nie odchodzą. - Poznałem to środowisko, wciąż z niektórymi nauczycielami utrzymuję kontakt. Oni nie chcą zmieniać pracy. Mimo trudności i przeciwności, po prostu to lubią. Głosy społeczeństwa - że jeżeli się komuś nie podoba, to może zmienić pracę; że nauczyciel to nieudacznik - są mocno krzywdzące - ocenia.

Według Kurmana trudno znaleźć jednego winnego sytuacji w oświacie. - System zdecydowanie jest tragiczny, jest do zmiany. Karta nauczyciela to dokument z 1982 roku, miał tylko nieznaczne poprawki po drodze. Nauczyciele, których znam, opowiadają się za tym, żeby pracować 40 godzin w tygodniu. Nikt nie chce zabierać pracy do domu. Chce mieć czas dla rodziny i na przyjemności. A tego w zawodzie nauczyciela w zasadzie ze świecą szukać - tłumaczy.

Uważa, ze żadna władza nie przyczynia się do do poprawy sytuacji nauczycieli i uczniów. Nie chce jednak wskazywać jednego rządu czy ministra, który zawinił najbardziej. - Na pewno teraz czara goryczy się przelała. Możliwe że jest to związane z rozdawnictwem. Jest jasny sygnał: "mamy dla ludzi, którzy nie pracują czy dla tych, którzy mają dzieci, ale nie mamy dla nauczycieli". Zaostrzył się konflikt na linii nauczyciel - władza.

Kurman popiera strajk nauczycieli. - Jeszcze jak sam nim byłem, myślałem o blokadzie egzaminów, bo to jedyny instrument, jaki nauczyciele mają. Strajki w weekendy czy w wakacje były tak naprawdę śmiechu warte - podkreśla.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (446)