Uczelniana czwarta liga?
Po otwarciu granic Unii Europejskiej
studenci łódzkich uczelni będą musieli konkurować z kolegami
Oxfordu, Cambridge, czy choćby znakomitego Uniwersytetu
Wiedeńskiego. Aby nie byli z góry skazani na porażkę, uczelnie w
regionie muszą wzorować się na najlepszych, tymczasem w różnych
rankingach plasują się na dalekich miejscach. Czy łódzkie uczelnie
to rzeczywiście trzecia, a nawet czwarta liga krajowych szkół
wyższych? - pyta "Dziennik Łódzki".
02.10.2004 08:00
Perłą wśród łódzkich uczelni jest Państwowa Wyższa Szkoła Filmowa, Telewizyjna i Teatralna. Młodych ludzi przyciągają do niej wielkie nazwiska pierwszych studentów: Romana Polańskiego, Andrzeja Wajdy, Janusza Morgensterna, Kazimierza Kutza, czy Mieczysława Jahody. - Myślę, że właśnie dzięki tradycji wśród studentów panuje poczucie wyjątkowości, a nawet snobizm, do którego wielu moich kolegów niechętnie się przyznaje- mówi młody operator.
Według "Dziennika Łódzkiego", PWSFTViT to jednak nie tylko tradycja. Wielu jej studentów odnosi duże sukcesy. Anna Jadowska i Ewa Stankiewicz z IV roku reżyserii za film "Dotknij mnie" zdobyły główną nagrodę w konkursie kina niezależnego na 28. Festiwalu Filmów Polskich w Gdyni.
"Filmówka" - jak podkreśla "Dziennik Łódzki" - coraz częściej wygrywa z konkurencyjnymi uczelniami z Zachodu. Dzięki niej do Łodzi przyjeżdżają młodzi ludzie z całego świata. Ostatnio film "The Water Fight" Norah McGettigan, Irlandki z trzeciego roku reżyserii, zakwalifikował się do prestiżowego przeglądu Cinefoundation. Norah jest także niedawną laureatką nagrody Romana Polańskiego dla najlepszego studenta PWSFTViT.
Akademię Sztuk Pięknych - jak zauważa "Dziennik Łódzki" - wyprzedzają wprawdzie m.in. szkoły z Poznania, Wrocławia, Krakowa i Warszawy, ale uczelnia utrzymuje wysoki poziom. Ma charakter elitarny. Na poszczególnych wydziałach studia rozpoczyna co roku 30-40 osób, a egzaminy wstępne są niezwykle trudne.
Mimo że na rynku edukacyjnym pojawiają się nowe szkoły wyższe, Uniwersytet Łódzki to wciąż największa z nich. Kształci się tu ponad 42 tysiące studentów. Wykłady, ćwiczenia i lektoraty prowadzi ponad 3 tys. nauczycieli. Wydaje się jednak, że wielkość uczelni nie zawsze wpływa na jakość nauczania - pisze "Dziennik Łódzki".
Kiedy brałem udział w konferencji studenckiej w Poznaniu, zobaczyłem, jak powinny wyglądać studia historyczne - mówi Szymon Kulas, absolwent historii. Tam można uczyć się takich języków, jak hebrajski, a nawet pisma klinowego. U nas jest tylko łacina, której tak naprawdę nikt nie zna. Nieliczni mają szansę zapisać się na grekę - dodaje.
Problemy z jakością kształcenia mają największe wydziały, które w latach 90. przeżywały prawdziwe oblężenie. Absolwenci ekonomii czy zarządzania w największym stopniu zasilają szeregi bezrobotnych, a przecież jeszcze kilka lat temu mówiło się, że takie studia to pewna, dobrze płatna praca. Studenci Uniwersytetu Łódzkiego narzekają na słaby dostęp do wykładowców i brak młodej kadry. Nie można spokojnie porozmawiać z profesorem, bo każdy ma kilka dodatkowych etatów w prywatnych szkołach i firmach. Odnoszę wrażenie, że posada na uczelni służy tylko podtrzymaniu prestiżu - mówi Agnieszka Wróblewska, absolwentka zarządzania. (PAP)