Uchodźcy: znów musieliśmy uciekać
Ile razy jeszcze będziemy uciekać przed
Osetyjczykami i Rosjanami, to już druga nasza ucieczka w ciągu
kilkunastu lat - żali się Ciuri Kotniaszwili, która wraz z mężem
znalazła schronienie w opuszczonym szpitalu wojskowym w Tbilisi.
W 1991 roku ratując życie musieli uciekać z Cchinhwali, stolicy Osetii Południowej. Osiedlili się niedaleko Gori, przyjęci przez kuzynów. Teraz po rosyjskim ataku znaleźli się w dawnym stołecznym szpitalu. Wraz z drugą rodziną zajmują pomieszczenie, które było kiedyś dyżurką pielęgniarek; śpią tam na podłodze.
To również drugi exodus w ciągu ostatnich kilkunastu lat dla małżeństwa Okuraszwili z trójką dzieci i wielu innych rodzin, które znalazły schronienie w starym szpitalu wojskowym w dzielnicy Isami na peryferiach Tbilisi.
Uchodźcy na ogół wolą nie podawać nazwisk w obawie o los krewnych, którzy zostali w Osetii Płd. i o których nie mają wieści.
Alik Konalidze hodował pod Cchinwali owce i kozy. Jego gospodarstwo nie ucierpiało, gdy 10 sierpnia zdobywały miasto wojska gruzińskie. Gdy przyszli Rosjanie i osetyjska milicja, wraz z kilkoma sąsiadami uciekł. Szli nocami do Tbilisi, a w dzień chowali się w opuszczonych ogrodach. Pieniędzy zabranych z domu Alikowi wystarczy jeszcze na tydzień...
Były wojskowy szpital to dwa budynki - jeden ośmiopiętrowy, drugi niższy, ale za to długi na 200 metrów. Znalazło tu schronienie 1800 uchodźców. Młoda lekarka-wolontariuszka, która się nimi opiekuje najbardziej boi się epidemii.
Problem polega na tym - mówi doktor Eka - że wprawdzie wiele rządów zadeklarowało nam pomoc finansową, ale zanim ona nadejdzie potrzebna jest nie tylko żywność, którą nam tu dowożą, ale także środki higieny. A nie ma nawet szczotek i płynu dezynfekcyjnego do sprzątania pokoi i ponad 100 sanitariatów, a zdolność do organizowania się u tych przerażonych, zmęczonych i pozbawionych całego dobytku ludzi jest bardzo niewielka.
Według organizacji pomocowych, w samym Tbilisi jest zarejestrowanych 60 tys. uchodźców, a w całej Gruzji ponad 100 tys. Ogromna większość pochodzi z Osetii Płd., a 12 tys. z rejonu Wąwozu Kodorskiego w Abchazji.
Rząd gruziński chciał skierować część tej ludzkiej fali do Kutaisi, ale okazało się to prawie niemożliwe. Niegdyś dwustutysięczne przemysłowe miasto nie ma dziś ani jednej fabryki, a wiele domów rozsypuje się. Zostało w Kutaisi najwyżej 80 tys. mieszkańców, którzy nie są w stanie nieść innym pomocy.
Dlatego większość z pięciuset różnej wielkości schronisk dla uchodźców powstała w zamożnym Tbilisi, gdzie mieszka trzecia część ludności Gruzji.
Obecna fala uchodźców dołączyła do tej z pierwszej połowy lat 90., którą oceniano na 300 tys. osób.(kab)
Mirosław Ikonowicz