U kolejnych pacjentów szpitala MSWiA wykryto paciorkowca
U dwóch kolejnych pacjentów szpitala MSWiA w Krakowie - mężczyzny i kobiety - stwierdzono kolonie paciorkowca. Były to miejscowe zakażenia ran pooperacyjnych, bez objawów sepsy. Pacjenci opuścili już szpital.
31.10.2007 | aktual.: 31.10.2007 16:26
Chorych poddano terapii antybiotykami. Objawy miejscowe infekcji cofnęły się. Mężczyzna został wypisany do domu we wtorek, kobieta w środę - powiedział Piotr Płaskociński ze szpitala MSWiA.
Dwa szpitalne oddziały - chirurgii oraz ginekologiczno- położniczy są zamknięte. Nie wiadomo, na jak długo. Na razie nie ma też odpowiedzi, jaki były mechanizm przenoszenia zakażenia.
Kilka dni temu u czterech pacjentek szpitala MSWiA w Krakowie, które rodziły przez cesarskie cięcie, stwierdzono posocznicę wywołaną zakażeniem paciorkowcem ropnym. Według prokuratury, która z urzędu wszczęła postępowanie w sprawie zakażenia kobiet, znane są już wyniki badań wymazów pobranych od 130 osób - pacjentów i personelu szpitala.
Wynika z nich, że nosicielem paciorkowca była jedna osoba z personelu - powiedziała rzeczniczka krakowskiej prokuratury okręgowej Bogusława Marcinkowska. Nie przesądza to jednak, że ta osoba była źródłem zakażenia, bo nosicielami paciorkowców jest do 20% populacji.
Marcinkowska dodała, że kontrola przeprowadzona w szpitalu nie wykazała obecności paciorkowców na narzędziach czy sprzętach medycznych. Informacje te potwierdził kierownik Katedry Mikrobiologii CM UJ prof. Piotr Heczko.
Musimy przebadać jeszcze próbki od ok. 80 osób z obsługi szpitala, by mieć pełen obraz sytuacji - mówił prof. Heczko. Dodał, że aby wyjaśnić, czy jest związek pomiędzy wykrytym już jednym nosicielem paciorkowca, a zakażeniem w szpitalu konieczne są badania molekularne, co potrwa 2-3 tygodnie. Nosicielstwo nie jest takie rzadkie. Z samego faktu, że ktoś ma w gardle czy w nosie paciorkowca ropnego nie można wnosić, że on był źródłem zakażenia - dodał profesor.
Ustalenie, kto był źródłem zakażenia, pozwoli na prześledzenie, kiedy osoba ta miała kontakt z pacjentami i jak doszło do zakażenia, czy podczas operacji, czy przed nią. Jednak możliwa jest i taka sytuacja, że nie da się jednoznacznie ustalić źródła zakażenia.
Prokuratura przesłuchała dotąd inspektora sanitarnego, który prowadził kontrolę w szpitalu i ordynatora jednego z oddziałów. Będziemy starali się dotrzeć także do poszkodowanych i ich rodzin - zapowiedziała Marcinkowska.
Trzy z czterech pacjentek oddziału ginekologiczno- położniczego z powodu zakażenia trafiły do Szpitala Uniwersyteckiego, gdzie musiały przejść powtórne operacje. Jak powiedziała rzeczniczka Szpitala Uniwersyteckiego Anna Niedźwiedzka, stan jednej z kobiet poprawia się. Dwie pozostałe nadal są utrzymywane w śpiączce farmakologicznej, a ich stan lekarze określają jako bardzo ciężki. Jedną z pacjentek lekarze próbowali wybudzić, ale pełne wybudzenie nie jest obecnie możliwe - mówiła Niedźwiedzka.
Czwarta pacjentka pozostaje w szpitalu MSWiA i - jak poinformował dr Płaskociński - jej stan jest dobry. Rozmawiałem z nią, nie gorączkuje. Wszystkie objawy związane z zakażeniem u niej ustąpiły - powiedział lekarz.