Tysiące głosów zagrożone. "To jest skandaliczna sytuacja"
Zagraniczne komisje miały spore problemy z przesłaniem PKW protokołów ze swojej pracy. Sytuacja ta mogła skutkować tym, że oddane w wyborach głosy wylądują w koszu. - Nie może tak być, to jest skandaliczna sytuacja - przyznaje w rozmowie z Wirtualną Polską były szef PKW, sędzia Wojciech Hermeliński.
PKW przyznała po godzinie 18, że są problemy z protokołami z zagranicznych komisji. - Te godziny wysłania i potwierdzenia nie są właściwe, bo to trwa za długo - przyznał na konferencji prasowej przewodniczący PKW Sylwester Marciniak. - Podjęliśmy interwencję, sam osobiście rozmawiałem z przewodniczącym Okręgowej Komisji Wyborczej, uległo to trochę przyspieszeniu. Mam nadzieję, że w większości te protokoły zostaną przyjęte - dodał.
Wcześniej pojawiały się doniesienia dotyczące komisji z Wielkiej Brytanii, Holandii czy Niemiec, które sygnalizowały, że członkowie komisji nawet przez 40 godzin muszą pracować non-stop. "Komisja w Hadze wysłała protokoły z wyborów o 5.00. Do teraz nie mają potwierdzenia od Państwowej Komisji Wyborczej i czekają. Ludzie są po prawie 40 godzinach pracy non-stop. To samo komisje w Belgii, Hiszpanii, Szwecji itd. Są przypadki zasłabnięć. Nieudacznictwo czy sabotaż? Zostały 4 godziny" - napisał na portalu X Krzysztof Lisek, były poseł KO.
PKW informowała wtedy, że problem dotyczył jeszcze 14 komisji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Przed godziną 22 PKW przekazała jednak, że "do Okręgowej Komisji Wyborczej w Warszawie wpłynęły już protokoły ze wszystkich zagranicznych komisji wyborczych".
O komentarz do problemów PKW poprosiliśmy byłego szefa komisji - sędziego Wojciecha Hermelińskiego. - Wprawdzie jakoś PKW tonowała pretensje mówiąc, że często zdarzają się jakieś pomyłki, to dla mnie ocena tego jest oczywista - podkreśla w rozmowie z Wirtualną Polską.
- To się nie zdarza po raz pierwszy, że komisje zagraniczne mają problemy. Tak było też przy ostatnich wyborach prezydenckich w roku 2020 roku - przypomina były szef komisji. - Różne korowody wtedy były z tymi protokołami. Nie można tego było bezpośrednio złożyć, trzeba było korzystać z pośrednika - teraz jest podobna historia. Co prawda zwiększono liczbę komisji, ale to wszystko jest mało przy dużych aglomeracjach miejskich jak Londyn - zaznacza ekspert.
"Skandaliczna sytuacja"
Hermeliński przyznaje, że sygnały o kłopotach komisji z Wielkiej Brytanii dotarły do niego już wcześniej. Były szef PKW od razu wskazuje też na przyczynę problemu. - Z tego co słyszymy, to problem nie jest z liczeniem, ale z przesyłem tych protokołów. One się blokują, bo wiele tych komisji chce wysłać te protokoły - zresztą podobne sygnały miałem już wcześniej od stowarzyszenia znajdującego się na miejscu, że to jest wąskie gardło i może się ta sytuacja powtórzyć - podkreśla.
- Nie może tak być, to jest skandaliczna sytuacja, że - jak mówią sami członkowie komisji - pracują bez wytchnienia, sporządzają protokół, a potem godzinami czekają, czy będzie trzeba poprawiać, czy nie. Nie mogą się skontaktować tutaj z nikim w Polsce. Nie może być takich sytuacji - zaznacza Hermeliński.
Problemy nie tylko za granicą
Problemy logistyczne pojawiły się jednak nie tylko za granicą, ale także na miejscu - w kraju. W wielu komisjach brakowało kart wyborczych. Trzeba było uruchamiać przygotowaną na ten cel specjalną rezerwę. W niektórych miejscach głosowanie znacznie się wydłużyło. W jednej z komisji we wrocławskiej dzielnicy Jagodno urnę zamknięto o 2:45 w nocy.
- Wczoraj dzwonili do mnie m.in. dziennikarze i mówili, że jako wyborcy mają problemy z głosowaniem. Niewątpliwie były przecież tłumy ludzi, małe lokale, ludzie zakreślali swoje karty na ścianach, a inni mogli to podglądać - mówi rozmówca WP.
- Buduje się nowe osiedla, są duże aglomeracje, a komisje zupełnie nie przystają do rzeczywistości i komisje są w mikroskopijnych lokalach jak 10-15 lat temu, a potem trzeba stać, bo do 21 nie da się zagłosować na czas - dodaje.
Hermeliński nie uważa jednak, że mamy do czynienia z organizacyjną wpadką PKW, jednak "sytuację z komisjami zagranicznymi można było przewidzieć". - Wtedy nie byłoby denerwowania się, ale tutaj wina leży po stronie ustawodawcy. Gdyby były dodatkowe 24 godziny (na sprawdzenie - przyp. red.), to świat by się nie zawalił, a nie byłoby tutaj nerwów i całego tego szaleństwa. Wyniki i tak pewnie byłyby podane we wtorek, tak jak planuje PKW - zaznacza były przewodniczący komisji.
Ekspert uważa, że decyzja o wprowadzeniu 24-godzinnego okna dla komisji zagranicznych miała "drugie, polityczne dno". - Ja jestem przekonany, że to było polityczne drugie dno w tym, żeby pozbawić wyborców zagranicznych prawa do głosowania korespondencyjnego. Dla mnie to oczywiste, bo Polonia w ostatnich latach przestała darzyć sympatią obecną władzę, więc władza uznała, że te głosy są zbędne.
Pytamy zatem, czy PKW nie przyjęła postawy drogowców, którzy co roku są zaskoczeni atakiem zimy. Były sędzia TK przyznaje, że "tak trochę jest" i wskazuje, że decydującym czynnikiem, który na to wpłynął, jest rekordowa frekwencja.
- Można tutaj mówić, że nikt nie spodziewał się tak wysokiej frekwencji, ale były już sygnały, że będzie ona rekordowa i moim zdaniem można to było przewidzieć - mówi Hermeliński. Dodaje, że "przyczyniła się do tego bez wątpienia wyjątkowo brutalna kampania". - To spowodowało niewątpliwe zdrową reakcję społeczeństwa, które uznało, że pokażemy, na co nas stać. Skoro tak nam robicie, to my zagłosujemy za inną władzą - podsumował ekspert.
Tomasz Waleński, dziennikarz Wirtualnej Polski