Tylko w WP. Interpelacja ws. "wybryków" rzecznika MON. "Bartłomiej Misiewicz to 'nocna zmiana'"
- Bartłomiej Misiewicz nie dorósł do funkcji rzecznika MON, jest nieodpowiedzialny, woda sodowa uderzyła mu do głowy. Stał się symbolem nocnych eskapad. A to do siedziby NATO, a to do siedziby klubu "WOW". Misiewicz to "nocna zmiana" - stwierdził w rozmowie z WP Michał Jaros. Poseł Nowoczesnej żąda od Antoniego Macierewicza wyjaśnień ws. obecności rzecznika w jednym z klubów nocnych w Białymstoku. - Niech weźmie sobie honor do serca - zaapelował poseł do rzecznika MON.
24.01.2017 | aktual.: 24.01.2017 16:43
Jaros opublikował treść interpelacji na Twitterze. "Rzecznik MON Bartłomiej Misiewicz wykonywał zapewne bardzo ważną misję w klubie WOW w Białymstoku. Czy posiadał odpowiednią osłonę kontrwywiadowczą?" - pyta.
Poseł żąda od Macierewicza odpowiedzi na pytania: "czy rzecznik MON posiadał osłonę kontrwywiadowczą w trakcie pełnienia swojej misji", "czy był to wyjazd służbowy, a pan Misiewicz korzystał ze służbowego pojazdu?" oraz "ile kosztował dojazd, pobyt oraz powrót rzecznika MON z klubu do hotelu".
"Jeśli był to wyjazd prywatny - zaznacza Jaros - proszę uzasadnić skorzystanie z ochroniarza oraz samochodu służbowego".
Misiewicz w Białymstoku. Impreza "z fasonem"
Interpelacja posła Nowoczesnej to pokłosie zamieszania, jakie wywołała poniedziałkowa publikacja "Faktu". Z relacji dziennika wynika, że Misiewicz na imprezę w klubie zajechał "z fasonem" - luksusowym BMW. Towarzyszył mu ochroniarz, którego przedstawiał jako funkcjonariusza Żandarmerii Wojskowej
Dziennik, powołując się na relacje świadków, donosi, że Misiewicz miał kilkakrotnie nagabywać DJ-a, by ogłosił wszystkim, że tam jest. Próbował też, z mizernym skutkiem, podrywać bawiące się w lokalu dziewczyny. Jednej z nich miał nawet proponować pracę w MON.
Kilka godzin po imprezie Misiewicz towarzyszył swojemu szefowi w uroczystości otwarcia punktu informacyjnego dla kandydatów do służby w Wojskach Obrony Terytorialnej.
Jaros drwi: Rosjanie tak na niego polują, czy opozycja?
Jaros przyznaje, że doniesienia medialne bywają różne, czasem przesadzone, ale w tej sprawie najistotniejsza jest dla niego rzekoma obecność Żandarmerii Wojskowej na imprezie z udziałem Misiewicza oraz korzystanie przez niego ze służbowego auta.
- Czy było to prywatne wyjście, czy "misja" pana Misiewicza? Czy aż tak czuje się zagrożony? Czy naprawdę obecność żandarmerii była tam potrzebna? Czy Rosjanie tak na niego polują, czy opozycja? Czy to po prostu szpanerstwo? - pytał w rozmowie z WP. - Rozumiem, że pan Misiewicz może lubić blichtr, ale trzeba zachować odrobinę rozsądku - podkreślił.
O złożonej na ręce Macierewicza interpelacji powiedział krótko: - Nawet, jeśli dopytuję o rzeczy śmieszne, to z jak największą powagą. Zaznaczył, że Misiewicz nie jest osobą anonimową, reprezentuje MON, więc oczekuje wyjaśnień.
- Chodzi o oddzielenie spraw prywatnych od publicznych. Bycie rzecznikiem MON to jest misja. Nie od godz. 7 do 15, tylko od godz. 7 do 7 - oznajmił. Podkreślił, że na takim stanowisku trzeba stąpać twardo po ziemi.
Co zrobi Macierewicz?
Jaros zaznaczył, że złożenie interpelacji było jego indywidualną decyzją, a nie klubu. - Każdy odpowiada za siebie, również pan Misiewicz jako rzecznik MON - dodał.
Pytany o oczekiwania wobec Misiewicza oraz jego przełożonego, Antoniego Macierewicza, Jaros stwierdził: - Misiewicz powinien wiedzieć, co zrobić. To MON, a nie byle jaka instytucja. Pytanie, czy zachowa się z honorem.
Czy oczekuje wyciągnięcia konsekwencji wobec rzecznika? - Macierewicz sam powinien zdecydować, co z tym zrobić - podkreślił, po czym dodał: - Macierewicz traktuje go arcypoważnie, chroni go. Rozumiem, że go wspierał, lojalność jest ważna, ale teraz? Misiewicz pełni poważną funkcję.
Misiewicz zapewnia: nie byłem pijany
Co na temat swojego wyjścia do klubu ma do powiedzenia sam rzecznik? - Nie byłem pijany. Nie mam się czego wstydzić i nikogo nie skompromitowałem. Do klubu z kolegami przyszedłem pieszo, pamiętam, bo było wtedy bardzo ślisko w Białymstoku. Nie przyjechałem do klubu służbową limuzyną BMW. Nie korzystałem i nie korzystam z ochrony Żandarmerii. W klubie "WOW" byłem prywatnie - zapewnił Misiewicz w rozmowie z "Faktem".
Z szefem MON nie udało nam się skontaktować.