HistoriaTygrysy - najlepsze czołgi II wojny światowej?

Tygrysy - najlepsze czołgi II wojny światowej?

Żaden z czołgów II wojny światowej nie cieszy się taką sławą jak niemiecki Tygrys. Jako przykład jego skuteczności podawana jest walka samotnego Tygrysa dowodzonego przez obersturmführera Michaela Wittmanna, którą stoczył 13 czerwca 1944 roku w normandzkim miasteczku Villers-Bocage, w czasie której zniszczył 30 alianckich wozów bojowych - pisze dr Tymoteusz Pawłowski w artykule dla WP.

Tygrysy - najlepsze czołgi II wojny światowej?
Źródło zdjęć: © Bundesarchiv | Arthur Grimm

Żaden z czołgów II wojny światowej nie cieszy się taką sławą jak niemiecki Tygrys. Jako przykład jego skuteczności podawana jest walka samotnego Tygrysa dowodzonego przez obersturmführera Michaela Wittmanna, którą stoczył 13 czerwca 1944 roku w normandzkim miasteczku Villers-Bocage, w czasie której zniszczył 30 alianckich wozów bojowych - pisze dr Tymoteusz Pawłowski w artykule dla WP.

Gdy jednak dokładniej studiuje się tę owianą legendą walkę, na jaw wychodzą niewygodne dla Tygrysa fakty. Większość spośród 30 zniszczonych wozów bojowych stanowiły zaparkowane na poboczach dróg opancerzone brytyjskie ciągniki artyleryjskie Universal Carrier. Załoga Wittmana zniszczyła także trzy lekkie czołgi Stuart oraz dwa nieuzbrojone czołgi obserwatorów artyleryjskich. "Prawdziwych" czołgów było tylko pięć, z których trzy zostały podpalone, gdy stały opuszczone (brytyjskie załogi były w tym czasie częstowane calvadosem przez zadowolonych z wyzwolenia Francuzów). Tygrys Wittmana zniszczył w walce jedynie dwa czołgi: Shermana Firefly oraz Cromwella. Gdy Niemcy wycofywali się z miasta, ich czołg został rozbity przez lekkie działa przeciwpancerne kalibru 57 mm.

Nieopłacalne olbrzymy

Jaki więc był naprawdę niemiecki Tygrys? Jego pełna nazwa brzmiała: "Sonderkraftfahrzeug 181 Panzerkampfwagen VI Ausführung H, Tiger", którą należałoby przetłumaczyć jako: "pojazd specjalnego przeznaczenia 181, pancerny wóz bojowy VI klasy, wersja H, Tygrys". Poszczególne człony nazwy ułatwiały konserwację i naprawę (liczba 181 mówiła, jakie zapasy i części są potrzebne), informowały o zastosowaniu taktycznym (Pzkpfw VI, czyli czołg ciężki), producencie (H, jak Henschel), czy wreszcie robiły wrażenie w filmach propagandowych (bojowa nazwa "Tygrys").

Historia Tygrysa rozpoczęła się na dobre w 1937 roku, gdy Niemcy zapragnęli dysponować czołgiem ciężkim. W tym czasie przeciętny czołg armii europejskiej uzbrojony były w armatę 37 mm lub haubicę 75 mm, miał masę mniejszą niż 20 ton, a jego pancerz miał niespełna 15 mm grubości. Takie walory taktyczno-techniczne były podyktowane realiami. Nie było sensu montować uzbrojenia o dużej mocy i dużym zasięgu, bowiem brak było odpowiednich celowników, w dodatku nie można było brać zbyt wiele ciężkiej amunicji z powodów ograniczeń masowych. Czołgi cięższe niż 20 ton trudno było naprawiać, ewakuować czy przeprawiać promem przez rzekę.

Michael Wittmann na swoim czołgu fot. Bundesarchiv

Infrastruktury dla ciężkich czołgów nie opłacało się produkować, bowiem masowa produkcja płyt pancernych grubszych niż 15-20 mm była niezmiernie droga. Duży czołg stanowił więc łatwy cel dla przeciwnika - najlepszym tego przykładem były sowieckie czołgi T-35 i francuskie Char 2C, użyte w pierwszych latach II wojny światowej: były rozbijane bombami lotniczymi i pociskami artyleryjskimi, zanim zdołały wejść do boju.

Pierwsze niemieckie czołgi ciężkie miały dokładnie te same wady, co francuskie i sowieckie. Nie podjęto nawet ich produkcji, tylko skierowano do dalszych badań i poprawek. Prace nabrały większego tempa, gdy na dobre rozpoczęła się II wojna światowa. Wówczas kwestie finansowe odeszły na dalszy plan, opłacało się produkować grube płyty pancerne, ciężkie ciągniki wojskowe i mosty pontonowe. Pojawił się prototyp 36-tonowego czołgu VK 36. Wprowadzano w nim kolejne ulepszenia i już wkrótce ważył 40ton. W maju 1941 roku zlecono zatem zrobienie jego 45-tonowej wersji - VK 45.

Przy tak ciężkim czołgu pojawił się nowy problem: poruszanie dużej masy wymagało potężnego silnika i potężnych gąsienic. To, co było pomiędzy silnikiem a gąsienicami - układ przeniesienia mocy, czyli transmisja - nie wytrzymywało olbrzymich obciążeń. Sprzęgła paliły się, a koła zębate rozsypywały - kruszyły się zęby, pękały koła. Sławny już wtedy Ferdynand Porsche zaproponował zatem rozwiązanie stosowane w lokomotywach: silnik spalinowy napędza prądnice, które przekazują prąd do silników elektrycznych umieszczonych bezpośrednio przy kołach. Ostatecznie pomysł ten zarzucono, chociaż 90 sztuk takich podwozi wykorzystano do budowy imponujących dział samobieżnych "Ferdinand". Zdecydowano się na klasyczne rozwiązanie firmy "Henschel-Werke", której inżynierowie mieli ponad stuletnie doświadczenie w budowaniu transmisji przenoszących duże moce: zamontowano mechaniczną transmisję w podwyższonej wytrzymałości.

Duma niemieckiej armii

Nowy czołg szybko przekroczył zakładaną masę. Wiosną 1941 roku niemieckie oddziały z Afrika Korps napotkały bowiem brytyjskie czołgi Matilda, tak grubo opancerzone, że sprostać im mogły tylko najcięższe armaty. Zadecydowano zatem zamontować je w nowym czołgu ciężkim. Wybór padł na działo 8,8 cm KwK 36 L/56, strzelające pociskami kalibru 88 mm (albo 8,8 cm, jak zapisywali to Niemcy), wersję armaty przeciwlotniczej o lufie długiej niemal na pięć metrów. Była ona bardzo celna i potężna. Nawet w warunkach bojowych prawdopodobieństwo trafienia w czołg znajdujący się w odległości 500 metrów wynosiło 100 proc., a przebić można było pancerz gruby na 156 mm. Z odległości 2000 metrów szansa trafienia wynosiła blisko 50 proc., a przebijano pancerz gruby na 110 mm.

Żaden z ówczesnych czołgów przeciwnika nie mógł sprostać temu działu. Nieliczne Matildy chronione były pancerzem 75 mm, podobnie opancerzone były wówczas rzadkie sowieckie KW, ale czołgi najczęściej spotykanie miały pancerz jeszcze skromniejszy: sowieckie T-34 - 45 mm, wspomniane już Cromwelle - 52 mm, a Shermany - 56 mm. Nowy niemiecki czołg - nazywany już Tygrys - miał z przodu pancerz grubości 100 mm. W dodatku, o ile ówczesne czołgi ciężkie z rzadka przekraczały prędkość 30 km/h, Tygrys mógł rozpędzić się do 45,4 km/h! Produkcja Tygrysa rozpoczęła się w sierpniu 1942 roku, a zakończyła się po dwóch latach wyprodukowaniem 1355 sztuk. Debiut bojowy nastąpił już we wrześniu - w fatalnym stylu. Pluton czterech tylko Tygrysów - rzucony do walki na żądanie Hitlera - skierowano na front pod Leningradem. Przyszło mu walczyć w terenie zalesionym i bagnistym. W takich warunkach nie mógł wykorzystać swoich atutów, a co gorsza, jeden z czołgów utknął w bagnie, spalił sprzęgło i skrzynię biegów podczas bezskutecznych
prób wyrwania się z pułapki, a sowieccy żołnierze uniemożliwili jego ewakuację.

Czuły punkt Tygrysa

Kolejne kila miesięcy wykazały wszystkie wady Tygrysów. Układ przeniesienia napędu, który na poligonach sprawdzał się znakomicie, na froncie był trapiony awariami. Ograniczono więc prędkość maksymalną czołgu, zakazano wykonywania gwałtownych manewrów. Gdy przyszła zima, okazało się, że nie sprawdza się skomplikowane podwozie składające się z trzech rzędów zachodzących na siebie kół: śnieg i błoto dostawały się pomiędzy koła i spowalniały czołg, a gdy zamarzały, uniemożliwiały ruch. Olbrzymia masa czołgu - 54 tony - uniemożliwiała korzystanie z mostów. W teorii przeszkody wodne Tygrysy miały pokonywać po dnie rzeki, ale problemem okazało się dojechanie do nurtu rzeki poprzez rozmokłe i bagniste łąki. Tygrysy były bardzo szerokie i nie mogły być przewożone koleją, chyba że po zdemontowaniu błotników, jednego rzędu kół nośnych i zamianie szerokich gąsienic bojowych na wąskie gąsienice transportowe.

Gdy Tygrysy psuły się - a działo się to dosyć często - pojawiały się kłopoty z naprawą. Do wymiany silnika albo podniesienia wieży trzeba było sprowadzać ciężkie dźwigi. Gdy Tygrys doznał uszkodzenia na pierwszej linii frontu, jego ewakuacja na tyły była niemal niemożliwa. Lżejsze czołgi holowano tam ciężkimi ciągnikami półgąsienicowymi. Tygrys mógł być ruszony z miejsca przez dwa lub trzy takie pojazdy. W teorii rozwiązanie było dobre, w praktyce zaś każdy z ciągników poruszał się we własnym tempie, liny holownicze rwały się i pękały, a ich wymiana pod ogniem nieprzyjaciela nie zawsze była możliwa. Bardzo wiele Tygrysów zostało porzuconych na froncie i zdobytych przez wroga, który nauczył się skutecznych sposobów zwalczania tych pojazdów.

Tygrys był w dodatku bardzo drogi i z perspektywy czasu ocenia się, że dla Niemców bardziej opłacalne byłoby produkowanie prostszego sprzętu, zamiast skomplikowanych Tygrysów. Kosztem jednego Tygrysa można było wyprodukować 4-5 dział samobieżnych StuG IV. Był w dodatku paliwożerny i wymagał bardzo starannej obsługi.

Tygrysy nie były niezniszczalne. Okazało się, że z bliskiej odległości można je unieruchomić i zniszczyć standardową brytyjską armatą 57 mm. Tak swój czołg stracił wspomniany Wittman, tak samo Brytyjczycy zdobyli pierwszego Tygrysa, który wiosną 1943 roku przegrał w Tunezji w pojedynku z czołgiem ciężkim Churchill (dziś stoi on w angielskim muzeum w Bovington). Okazało się też, że Tygrysy mają swoje słabe punkty: w czerwcu 1943 roku jeden z nich został wyeliminowany z walki przez niewielki pocisk wystrzelony z amerykańskiej Bazooki - ręcznej wyrzutni przeciwpancernych pocisków rakietowych. Przeciwnicy Niemiec szybko zresztą uzbroili się w czołgi zdolne do pokonania Tygrysów: Sowieci w 1944 roku rzucili do walki czołgi IS-2, uzbrojone w potężne działa 122 mm, a Brytyjczycy - specjalne Shermany Firefly, uzbrojone w armatę 17-funtową (kalibru tylko 76,2 mm, ale o chirurgicznej precyzji i skuteczności).

Naciągana legenda?

Pomimo swoich bardzo wielu wad Tygrysy były jednak znakomitymi czołgami. W sprzyjających warunkach mogły zadać przeciwnikowi olbrzymie straty. Szczególnie sprawdzały się na otwartych przestrzeniach, gdzie mogły niszczyć czołgi wroga z dużej odległości, będąc chronione potężnym pancerzem. Tygrysy walczyły z reguły w samodzielnych batalionach ciężkich czołgów, liczących po 45 pojazdów (choć ich struktura zmieniała się w czasie). Najbardziej znane są te, które nosiły numery 501.-511. (w Wehrmachcie) oraz 101.-103. (w Waffen SS). W przeciągu dwóch lat walk, 502. batalion czołgów ciężkich, walczący wyłącznie na froncie wschodnim, zniszczył 1400 czołgów, kosztem 107 utraconych. Zniszczenie jednego Tygrysa kosztowało Armię Czerwoną utratę 13 własnych maszyn.

To właśnie na froncie wschodnim Tygrysy wykazywały swoją olbrzymią skuteczność. W czasie bitwy na Łuku Kurskim 503. batalion zgłosił zniszczenie 501 czołgów sowieckich, przy utracie niespełna 10 własnych. Pół roku później ten sam batalion wraz z batalionem średnich czołgów Pantera - w sumie 34 Tygrysów i 46 Panter - działający jako improwizowany pułk pancerny pułkownika Franza Bäke - otworzył drogę odwrotu niemieckim wojskom otoczonym pod Czerkasami. 268 czołgów wroga zostało zniszczonych za cenę jedynie czterech czołgów niemieckich.

Skuteczność innych batalionów była nieco mniejsza - pogarszała się wraz z upływem czasu, gdy alianci zdobywali przewagę - ale i tak zniszczenie jednego Tygrysa okupione było utratą blisko sześciu czołgów alianckich.

Te imponujące dane pochodzą od Niemców i - chociaż na pewno są zawyżone - pokazują jednak wysoką skuteczność Tygrysów. Czołgi te wzbudzały strach wśród żołnierzy przeciwnika, często zdarzało się przypadki - takie można spotkać zarówno na froncie zachodnim, jak i wschodnim - że alianccy czołgiści zaskoczeni przez Tygrysy wyskakiwali ze swoich czołgów, nie podejmując żadnej walki. O tym, jak osławione były Tygrysy, możemy wywnioskować z faktu, że pojawiają się one niemal w każdych wojennych wspomnieniach. Tak naprawdę alianccy żołnierze rzadko jednak spotykali się z Tygrysami - było ich bardzo mało. Za to każdy zauważony niemiecki czołg wydawał się im Tygrysem.

Najwięcej Tygrysów było w jednostkach niemieckich w maju 1944 roku: 76 we Włoszech, 92 we Francji i 301 na wschodzie. Większość nie przetrwała pasma ciągłych niemieckich klęsk: odwrotu spod Monte Cassino, walk w Normandii i sowieckiej ofensywy Bagration. Jedynie nieliczne dotrwały do jesieni. Tygrysy, które były niezrównane w pojedynkach z czołgami przeciwnika, ginęły od zmasowanego ognia artylerii, bombardowań lotniczych i ognia dobrze ukrytych armat przeciwpancernych. Taki był właśnie los Michaela Wittmana, który po bitwie pod Villers-Bocage walczył jeszcze przez dwa miesiące. 8 sierpnia 1944 roku jego czołg eksplodował nieopodal Caen. Nie wiadomo, jaki pocisk zniszczył Tygrysa: strzelały do niego ukryte w zasadzce Shermany Firefly (podobno także polskie, z 1. Dywizji Pancernej generała Maczka), rakietami atakowały go samoloty Typhoon i ostrzeliwała brytyjska artyleria.

Nec Hercules contra plures...

dr Tymoteusz Pawłowski dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Kobieta
historiaczołgII wojna światowa
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)