"Twierdza Bachmut" jeszcze się trzyma. "Najważniejszy punkt wojny"
Rosjanie próbują zająć Bachmut od sierpnia. Teraz trwają tam najcięższe i najbardziej krwawe w ostatnim czasie walki w Ukrainie. Eksperci mówią o stratach zarówno po stronie rosyjskiej, jak i ukraińskiej. Jedno jest pewne: trwa walka na przetrzymanie, a obie strony stają się coraz bardziej wyczerpane.
O sytuacji w tej części Ukrainy pisaliśmy już w Wirtualnej Polsce wielokrotnie. Choćby wtedy, kiedy informowaliśmy o tym, że w tym rejonie trwają intensywne walki wojsk ukraińskich i rosyjskich. Zdjęcia z frontu, które pojawiają się w mediach społecznościowych, są porównywane do tych z I wojny światowej, a to, co dzieje się na polu walki - do krwawej bitwy pod Verdun i koszmaru wojny pozycyjnej w rozmokniętych okopach.
Bachmut wygląda bowiem jak piekło na ziemi. Przejmujące zimno, kleiste błoto, ostrzały w dzień i w nocy, widmo śmierci - tak można opisać to, co dzieje się na ukraińskim froncie. Doradca gabinetu prezydenta Ukrainy Ołeksij Arestowycz powiedział, że po walkach pozostają "warstwy" zabitych żołnierzy przeciwnika. - Rosjanie przeprowadzają po kilka ataków w ciągu dnia - dodał.
23 grudnia informowaliśmy, że - jak donoszą analitycy wojskowi - ukraińska armia wyparła wojska rosyjskie kilka kilometrów na południe od Bachmutu, wróg nie zdołał się tam przebić do żadnej dzielnicy mieszkaniowej. O prawdopodobnej porażce sił agresora na wschodnich i południowych obrzeżach Bachmutu informowały także rosyjskie propagandowe kanały w mediach społecznościowych. Takie doniesienia pojawiły się 22 grudnia wieczorem m.in. na profilu byłego przywódcy kontrolowanych przez Kreml "separatystów" w Donbasie Igora Girkina.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Mit drugiej armii świata. "Koniec Rosji jaką znamy"
"Siły są wyczerpane"
Amerykański Instytut Badań nad Wojną (ISW) ocenił, że rosyjskie siły na kierunku Bachmut są wyczerpane. Analitycy uważają, że wydarzenia mogą zbliżać się do punktu kulminacyjnego. Z drugiej strony pojawiają się doniesienia, że sytuacja w Bachmucie jest poważna nie tylko dla Rosjan, ale i dla Ukraińców, którzy zmagają się z konsekwentnymi, intensywnymi uderzeniami ze strony okupanta. Ci mają być ofiarą "maszynki do mielenia", która sprawia, że coraz więcej ofiar znajduje się po ukraińskiej stronie.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
"Nasza Twierdza Bachhmut. W zeszłym roku mieszkało tam 70 tys. osób. Teraz zostało tam tylko kilku cywilów. Nie ma miejsca, które nie byłoby pokryte krwią. Nie ma godziny, w której nie rozbrzmiewa straszliwy ryk artylerii. Mimo to Bachmut stoi. Nasze siły obronne stoją, stoi ukraiński Donbas" - napisał Wołodymyr Zełenski na Instagramie. W mediach społecznościowych po raz kolejny pojawiają się fotografie obrazujące sytuację na miejscu. Tym razem jednak pokazujące efekty toczących się od miesiąca walk w tym miejscu.
"To najważniejszy punkt tej wojny"
- Takich Bachmutów mieliśmy wcześniej sporo w tej wojnie - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską gen. Stanisław Koziej. - To był Sewierodonieck, Lisiczańsk, czyli miejscowości niekoniecznie duże, o większym znaczeniu. A o znaczeniu polityczno-symbolicznym, które sprawia, że Rosjanie z uporem walą głową w mur. Atakują czołowo na pozycje ukraińskie.
Jak zauważa, o podobnym wymiarze była bitwa o Mariupol. - Rosjanie bardzo długo i uporczywie niszczyli miasto. Była tam trochę inna sytuacja, ale Bachmut odzwierciedla błędną koncepcję prowadzenia natarcia przez armię rosyjską - czołowego, atakowania ogniowego, w stylu I wojny światowej. Rosjanie koncentrują tam swoje siły - dodaje gen. Koziej. W jego ocenie Rosjanom zależy na tym, by odnieść tam jakiś sukces, którym mógłby pochwalić się Władimir Putin.
"Tam, gdzie Ukraina się broni, Rosjanie ponoszą większe straty"
- Ukraińcy to widzą, więc wzmacniają swoją obronę, aby zadać jak największe straty Rosjanom. Na dzisiaj, na początku zimy, to najważniejszy punkt tej wojny. Ale tylko dlatego, że na pozostałych odcinkach obydwie strony przeszły do defensywy, są bierne - ocenia gen. Koziej.
Wojskowy w rozmowie z WP odniósł się do informacji, że opinia publiczna może być zaskoczona tym, jak duże straty ponoszą ukraińskie wojska podczas wojny z Rosją. - Wojna to straty po obu stronach. Z reguły jest tak, że większe straty ponosi ten, który naciera. Obrońca może się ukryć, jego broń jest skuteczniejsza, jeśli jest okopana i schowana. Tam, gdzie Ukraina się broni, Rosjanie ponoszą większe straty. Ale to nie znaczy, że nie ponoszą ich w ogóle. Możliwości jednej i drugiej strony nie są niewyczerpywalne - dodaje.
"Bachmut przechodzi z rąk do rąk"
O sytuację na froncie zapytaliśmy także gen. Waldemara Skrzypczaka. Wojskowy w rozmowie z Wirtualną Polską podkreśla, że Bachmut stał się punktem kulminacyjnym wojny dla obu stron. - To miejsce ma zdecydować o losach wojny. Rosjanie szturmują Bachmut, Ukraińcy się bronią, więc to najważniejsze miejsce na mapie tej wojny. Obie armie postawiły sobie za punkt honoru zdobyć lub obronić Bachmut - podkreśla.
Gen. Skrzypczak nie zgadza się z analizą ISW. Jego zdaniem Rosjanie są bardzo zorganizowani, szturmują niewielkimi grupami, obchodząc pozycje armii ukraińskiej. - Oni przeszli do działania na szerokim froncie, ale grupami, które są przygotowane do różnych działań - torowania przejść na polu minowym, niszczenia ogniem sił ukraińskich. To działanie nie ma charakteru dużych pododdziałów - dodaje.
- Bachmut przechodzi z rąk do rąk. Co Rosjanie wedrą się do miasta, Ukraińcy ich wypierają. To po wojskowemu wyginanie frontu. Front w ciągu doby się kilkukrotnie przesuwa do przodu, do tyłu. To trwa cały czas, nie ma żadnych przełomów - podkreśla generał.
W ocenie naszego rozmówcy na tym kierunku Rosjanie cały czas szturmowali. - Chcą przełamać się przez Bachmut, który traktują jako wrota do Donbasu. O to im głównie chodzi - dodaje.
Żaneta Gotowalska, dziennikarka Wirtualnej Polski
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski