Trwa ładowanie...
d258s15
Tuszowany incydent z udziałem prezydenta Andrzeja Dudy. Radosław Fogiel reaguje na artykuł WP

Tuszowany incydent z udziałem prezydenta Andrzeja Dudy. Radosław Fogiel reaguje na artykuł WP

Niebezpieczny incydent, do którego doszło podczas lotu Andrzeja Dudy latem 2020 r., próbowali zatuszować urzędnicy, władze LOT-u, szef agencji odpowiedzialnej za bezpieczeństwo lotów, doradca prezydenta Dudy oraz dwóch wiceministrów - wynika z informacji Wirtualnej Polski. Dotarliśmy do stenogramów rozmów, z których wynika, że prezydent lub ktoś z jego otoczenia naciskał na pilotów. A ci w konsekwencji złamali przepisy podczas lotu z Zielonej Góry do Warszawy. Sprawę komentował w programie "Tłit" wicerzecznik PiS Radosław Fogiel. - Po pierwsze, to nie jest sprawa nowa. Pisały o tym media, na chwilę przed zakończeniem kampanii próbowano z tego zrobić aferę - stwierdził. - Mieliśmy jasną informację Kancelarii Prezydenta, że nie było żadnego kontaktu ze strony pasażerów z pilotami. Trudno wnioskować z jakichś cząstkowych, wyrywkowych fragmentów konwersacji, które częściowo są zacytowane, częściowo tylko zreferowane - kontynuował Fogiel. - Jest mi bardzo przykro. Dlaczego? Artykuł pojawia się tydzień po rocznicy katastrofy. Trudno nie odnieść wrażenia, że to próba żyrowania rosyjskiej wersji historii, tej mówiącej o naciskach i błędach pilotów. Nie zgadzam się na to, by przyjmować rosyjską wersję wydarzeń - podsumował wicerzecznik PiS.

Jest mi trochę przykro, panie poślRozwiń

Transkrypcja:

Jest mi trochę przykro, panie pośle, że dochodzi do takich incydentów w kraju, który ma tak tragiczne doświadczenie związane z lotnictwem. Tak, jestem już po lekturze - zresztą pan redaktor oznaczył mnie na Twitterze. Zgadza się! Zauważył pan, dziękuję. Więc trudno, żeby było inaczej. Trudno, żeby było inaczej. To ja też się podzielę opinią, a nawet kilkoma. Bo oczywiście, bo to tak naprawdę wszystko co w tej chwili mam. Bo oczywiście jeśli pyta mnie pan o procedury wewnętrzne, o rozmowy między pilotami lotu, między kontrolerami lotu, między lotniskiem w Zielonej Górze, to ja takiej wiedzy nie mam i nie wiem skąd miałbym ją mieć. Jak wiemy, jak dowiedział się państwa dziennikarz, trwa postępowanie w tej sprawie w Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. I dopóki ono się nie zakończy, to nie będzie komunikatów. Nawet dane pilotów i innych osób uczestniczących w całym zdarzeniu są zanonimizowane - o tym wszystkim państwa redaktor został poinformowany. Więc w tej kwestii trudno mi się wypowiadać, bo po prostu byłyby to czcze spekulacje. Ale dwie sprawy, a nawet trzy. Bo po pierwsze to nie jest sprawa nowa. Pisały o tym media rzeczywiście na chwilę przed zakończeniem kampanii wyborczej. Próbowano z tego zrobić aferę jeszcze w kampanii wyborczej, więc no trochę trudno nie odnieść wrażenia, że to jednak jest pewnego rodzaju odgrzewany kotlet. Między pierwszą a drugą turą. Panie pośle, nie nazywajmy tego w ten sposób. Ale panie redaktorze, ale sekundkę, bo pan rozpoczął od dosyć szerokiego omówienia artykułu, podzielił się pan swoją opinią. Dobrze, bardzo proszę. Więc bardzo, jeśli mogę. Dobrze. Ja mam jednak takie lekkie wrażenie, że jest to próba doszukania się afery, jak nie przymierzając w fakcie, że każdy na przykład może w Google mapsach oznaczyć chęć zaanonimizowania własnego domu i próba zrobienia z tego afery. To jest jedna sprawa. Ta sprawa, tak jak mówię, łącznie z tymi cytowanymi, łącznie z tymi cytowanymi stenogramami była już wałkowana w mediach w lipcu zeszłego roku. Mamy - to też jest w tekście, więc jeżeli państwo będą czytać, to warto na to zwrócić uwagę - i mieliśmy w przestrzeni publicznej jasną informację Kancelarii Prezydenta, że nie było żadnego kontaktu ze strony pasażerów z pilotami. Wtedy w lipcu były rozważania, że być może to sami piloci w kontakcie z wieżą chcieli, nie wiem, zmotywować pracowników lotniska do większych starań - nie chce w to wnikać, niemniej tutaj ze strony Kancelarii Prezydenta jest jasna informacja, że nic takiego nie było. Chociaż pilot mówi, przypomnę: "Ja rozumiem, no z tyłu też nas naciskają, dlatego pytam, żeby ewentualnie rzucić hasłem jakimś. Wieżyczko, jak to czasowo jest, bo z tyłu nas pytają najważniejsi pasażerowie, co się dzieje". To prawda, no to jest ten stenogram, oczywiście. Ja nie przeczę, że taki stenogram istnieje. Mówię tylko, że mamy dwie sprzeczne wersje. No tak, to są słowa pilota, bo z kokpitu niekoniecznie słowa pana prezydenta przecież, nie o tym mówimy. Mamy informację Marcina Kędryny, wówczas szefa biura prasowego prezydenta, że nic takiego nie było, a co więcej, no przecież to nie jest niczym nadzwyczajnym, że na posiedzeniach sztabu, kiedy ten pierwszy artykuł w lipcu się pojawił, rozmawialiśmy o tym i również przedstawiciele Kancelarii Prezydenta mówili, że nic tutaj ze strony pasażerów takiego nie było. No trudno wnioskować, trudno wnioskować z jakichś cząstkowych, wyrywkowych fragmentów konwersacji, które częściowo są zacytowane, częściowo tylko zreferowane. No ale sprawa trzecia i ostatnia. Bo pan redaktor mówi, że panu jest przykro. Tak, jest mi trochę przykro. Pod tym względem mi też jest bardzo przykro. Dlaczego? Bo trudno nie odnieść takiego wrażenia - zresztą myślę, że pan redaktor odniósł takie wrażenie właśnie, mówiąc o sytuacji w polskim lotnictwie czy jak rozumiem o zdarzeniach, do których dochodziło. I zresztą w samym artykule jest, że "tym razem na szczęście nic się nie stało". No artykuł pojawia się praktycznie tydzień po rocznicy katastrofy smoleńskiej. Trudno nie odnieść wrażenia, że to jest próba żyrowania rosyjskiej wersji historii. To znaczy tej mówiącej o naciskach czy o błędach pilotów, która została już wielokrotnie sfalsyfikowana. Bo nie zaprzeczy pan, że oczywiście, kiedy mówimy o sytuacji z samolotem prezydenckim, takie skojarzenia się nasuwają. Ja nie zgadzam się na to, żeby przyjmować rosyjską wersję wydarzeń.
d258s15
d258s15
Więcej tematów