PolskaTusk w butach Millera

Tusk w butach Millera

Czy Polska wybierze zacieśnianie współpracy z Gazpromem zamiast uniezależnienia się od rosyjskiego gazu? Taki pomysł ogłosił w maju wybrany przez rząd PO–PSL nowy prezes PGNiG. Po konsultacji z rządowym zespołem ds. bezpieczeństwa energetycznego, na czele którego stoi premier Tusk.

Tusk w butach Millera
Źródło zdjęć: © AFP

– To albo skrajna naiwność i nieodpowiedzialność, albo świadomy sabotaż polskiego interesu, naszej niepodległości – mówi poseł PiS Joachim Brudziński. Rząd Tuska nie powołał do dziś pełnomocnika ds. dywersyfikacji. W tym samym czasie doprowadził do faktycznej likwidacji departamentu zajmującego się nią w Ministerstwie Gospodarki. Jego przedstawiciele zaczęli podważać sens projektów uniezależniających nas od Rosji podjętych za czasów PiS. Wreszcie w ubiegłym tygodniu ogłosili chęć zacieśnienia współpracy z... Gazpromem. – To kroki mające na celu utrącenie dywersyfikacji, o którą zabiegał PiS. Jej nie da się już zablokować ot tak, od razu, tego dokonać można w dwa – trzy lata, np. promując projekty konkurencyjne – mówi ekspert z branży energetycznej.

Dywersyfikacja do spółki z Gazpromem

Podczas konferencji prasowej 14 maja prezes Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa Michał Szubski ogłosił niespodziewanie, że PGNiG chciałoby położyć gazową rurę wzdłuż autostrad w Czechach i na Słowacji. Docierałaby ona do austriackiego miasta Baumgarten. Jak stwierdził wiceprezes PGNiG Radosław Dudziński, rura zbudowana byłaby w ramach dywersyfikacji dostaw gazu do Polski. Oznaczałaby połączenie naszego kraju z „europejskimi systemami na zachodzie i południu Europy”.

Tymczasem w rzeczywistości nowa rura w żaden sposób nie przyczyni się do dywersyfikacji, bo w Baumgarten gospodaruje... Gazprom. W styczniu 2008 r. Gazprom i austriacki koncern OMV postanowiły utworzyć tam największe w Europie Środkowej centrum handlu gazem. W spółce Central European Gas Hub rosyjski i austriacki koncern mają po 50 proc. udziałów. Rosyjski gaz dopływa tam obecnie przez Ukrainę, ale za kilka lat miałby dotrzeć także m.in. Gazociągiem Północnym.

Ogłoszony projekt oznacza zmianę dotychczasowej strategii polskiego rządu. Rządu – bo w PGNiG większość udziałów ma skarb państwa. Prezes PGNiG Michał Szubski zadeklarował, że pomysł był konsultowany z rządem: „Rozmawialiśmy o tym z ministerstwami gospodarki i skarbu, a także z przedstawicielami zespołu ds. bezpieczeństwa energetycznego, którego szefem jest premier Donald Tusk”.

- To błąd – mówi o pomyśle Piotr Woźniak, były minister gospodarki w rządzie PiS – Innych planów dywersyfikacji niż te, które zaczęliśmy wprowadzać w życie, być nie może. W Baumgarten będzie długo wyłącznie gaz rosyjski. Dywersyfikować trzeba źródła gazu, a nie kierunki, z których płynie, bo to nic nie da.

Jego zdaniem, proponowany przez PGNiG gazociąg byłby podobny do promowanej niegdyś przez Gudzowatego rury Bernau – Szczecin. Ten gazociąg oznaczał kupowanie rosyjskiego gazu z Niemiec, na dodatek z niemiecką marżą. W Baumgarten jest podobnie.

Poprzedni rząd nie był przeciwny budowie podobnych połączeń, ale pod jednym warunkiem – po doprowadzeniu do dywersyfikacji. A nie jako konkurencji wobec niej.

Rura do Austrii to nie jedyny nowy pomysł na wydawanie pieniędzy przez PGNiG. Firma ogłosiła też, że zamierza w najbliższym czasie zainwestować w branżę... chemiczną. – To kolejny pretekst, by za chwilę ogłosić, że na dywersyfikację pieniędzy nie ma – mówi ekspert. Tusk, bliźniak Millera

Rząd Donalda Tuska zaczyna coraz bardziej przypominać, gdy chodzi o politykę w sprawie bezpieczeństwa energetycznego, gabinet Leszka Millera. Przypomnijmy, że po wygranych w 2001 r. wyborach rząd Millera odstąpił od realizacji umowy dywersyfikującej dostawy gazu do Polski, zawartej wcześniej przez PGNiG z Norwegami. Decyzja Millera, blisko związanego z biznesmenem Aleksandrem Gudzowatym, podważyła zaufanie do Polski u skandynawskich partnerów. – Jeśli drugi raz się okaże, że wykiwaliśmy naszych rozmówców, którzy chcieli z nami robić interesy, możemy ich zaufania nie odzyskać już nigdy – uważa poseł Brudziński.

Od czasów Millera sprawa dywersyfikacji źródeł zaopatrzenia Polski w gaz nabrała jeszcze większej wagi. W 2005 r. kanclerz Niemiec Gerhard Schröder zgodził się bowiem na zbudowanie po dnie Bałtyku Gazociągu Północnego omijającego Polskę. Jeśli taki powstanie, Rosja będzie mogła wstrzymać dostawy gazu do Polski bez negatywnych skutków dla innych, bogatszych europejskich państw.

Ogłoszona w środę koncepcja to tylko część skandalicznych działań oraz zaniechań rządu Tuska w sprawie dywersyfikacji. Mimo że w exposé premiera Tuska działania rządów PiS w sprawie dywersyfikacji należały do nielicznych ocenionych pozytywnie. Premier stwierdził w nim, że jego gabinet „z uwagą potraktuje wysiłki” poprzedniego rządu w sprawie dywersyfikacji. Jednocześnie zastrzegł sobie „prawo do korekty wszędzie tam, gdzie będziemy widzieli taką konieczność”.

Departament od dywersyfikacji w rozsypce

Rząd PiS rozpoczął wprowadzanie w życie kilku projektów dywersyfikacyjnych związanych z gazem. Zgodnie z tymi planami na przełomie lat 2010 i 2011 nasze dostawy gazu w mniej więcej równej ilości pochodzić miały ze źródeł krajowych, z Rosji i ze złóż w innych krajach. Pierwszy to budowa gazoportu – Terminalu LNG w Świnoujściu. Umożliwiać ma on odbiór 5 mld metrów sześciennych gazu rocznie. Skroplony gaz docierałby tu na statkach, np. z Algierii, Egiptu, Libii, Nigerii, Norwegii czy Kataru.

Drugi projekt to BalticPip – gazociąg umożliwiający przesył do Polski gazu z Danii i Norwegii. Miałoby nim płynąć do 3 mld metrów sześciennych gazu rocznie. Z Rosji kupujemy obecnie co roku około 9 mld metrów sześciennych gazu.

Do pierwszych decyzji rządu PiS należało ustanowienie pełnomocnika ds. dywersyfikacji. Został nim wiceminister gospodarki Piotr Naimski. Stworzył on w tym ministerstwie departament dywersyfikacji. Naimski jako minister odpowiedzialny za tę dziedzinę prowadził aktywną działalność. W czerwcu 2007 r. kupiliśmy 15 proc. udziałów w międzynarodowym konsorcjum, które zbudować ma gazociąg z Norwegii do Danii, stanowiący pierwszą część połączeń z Morza Północnego do Polski. Polska kupiła też udziały w norweskich złożach gazu. PGNiG otworzyło swoje przedstawicielstwo w Brukseli.

Tymczasem rząd Donalda Tuska nie powołał – mimo że powinien – następcy Naimskiego na stanowisku pełnomocnika. Departament ds. dywersyfikacji praktycznie przestał istnieć. Z szesnastu osób, które tam pracowały, piętnaście odeszło, bo rząd nie miał dla nich żadnych sensownych zadań. W końcu przedstawiciele ministerstwa zaczęli otwarcie mówić o jego likwidacji. Pawlak: to projekty komercyjne

Początkowo w rządzie Tuska za dywersyfikację odpowiedzialny był wicepremier Pawlak. Tymczasem PSL powiązane jest od lat z lobby węglowym. A to przeciwne jest dywersyfikacji, uznając gaz za konkurencję dla węgla. U Pawlaka wiceministrem odpowiedzialnym za dywersyfikację był do niedawna Eugeniusz Postolski – były członek władz kopalń i działacz piłkarski. Był m.in. dyrektorem kopalni Makoszowy, prezesem Katowickiego Holdingu Węglowego SA, członkiem zarządu Bytomskiego Holdingu Produkcyjno-Usługowego SA i wiceprezesem Wyższego Urzędu Górniczego w Katowicach. Prezesował też klubowi Górnik Zabrze.

Pawlak zasłynął wypowiedziami, w których twierdził, że oba projekty dywersyfikacji wymyślone przez PiS mają charakter komercyjny: „To są projekty komercyjne i będą oceniane przez banki. Rząd nie jest od tego, by przesądzać, czy przedsięwzięcie jest rentowne” – dowodził. Pawlak wspominał też o możliwości gazowania węgla, mogącej zastąpić sprowadzanie gazu. Zdaniem byłego ministra Woźniaka dywersyfikacja poprzez gazowanie węgla to przynajmniej w najbliższej przyszłości mrzonki – Na świecie 80 proc. węgla jest spalane, 19 proc. przeznaczane na inne niż gazowanie cele. Oznacza to, że w obecnej postaci nie jest to technika opłacalna. Do tego w UE obowiązują obostrzenia, gdy chodzi o wydalany przy okazji gazyfikacji dwutlenek węgla.

Rodzinka z PGNiG

Jak odebrała większość komentatorów, nazbyt ostre wypowiedzi Pawlaka przeciwne dywersyfikacji miały być powodem, że w lutym br. premier Tusk postanowił sam zająć się tą dziedziną. Stanął on na czele zespołu zajmującego się bezpieczeństwem energetycznym państwa. Znalazły się w nim również osoby przychylne dywersyfikacji. I, jak pokazują ostatnie decyzje, nic to nie zmieniło.

Rząd PO–PSL wpuścił bowiem do zarządu PGNiG stare, sprawdzone kadry. – PGNiG był zawsze firmą rodzinną, wielopokoleniową, gdzie wciąż powtarzały się te same nazwiska. Teraz ci ludzie wrócili w niej do władzy. Oni myślą kategoriami sprzed dekady albo dwóch – mówi ekspert z branży energetycznej.

Dla projektów dywersyfikacji ma to skutki jak najbardziej praktyczne. – Kiedy słyszę, że inżynierowi o wysokich kwalifikacjach, niezbędnych przy budowie terminalu, oferuje się 2,5 tysiąca złotych pensji, podczas gdy gdzie indziej dostanie on kilkanaście tysięcy, to widzę jasno, że nie ma woli realizacji projektu – uważa poseł Joachim Brudziński, który jako szczecinianin szczególnie uważnie przygląda się Terminalowi LNG. I dodaje: – Dywersyfikacji, naruszającej interesy potężnych lobby, można dokonać tylko przy determinacji premiera. Jarosław Kaczyński naciskał w tych sprawach, gdy trzeba było dopychał decyzje kolanem. Teraz tego nie ma, a bez tego dywersyfikacji nie będzie.

Piotr Lisiewicz

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)