"Tusk niech gada w domu, w Sejmie gada PiS"
Donald Tusk (PO) nazwał "korupcją
polityczną" targi LPR z PiS o fotele Rzecznika Praw Dziecka i
Rzecznika Praw Obywatelskich. I się doigrał. Marszałek Sejmu Marek
Jurek (PiS) nazwał ten czyn Tuska "haniebnym", "skandalicznym" i
"zniesławiającym". I naskarżył na Tuska do sejmowej komisji etyki -
pisze w "Gazecie Wyborczej" Ewa Milewicz.
25.02.2006 | aktual.: 25.02.2006 08:04
Niedawno prezes PiS Jarosław Kaczyński, szef marszałka Jurka, nazwał z trybuny sejmowej prof. Andrzeja Zolla "tchórzem" i "obrzydliwym oportunistą". Nazwał też niewymienioną z imienia i nazwiska grupę ludzi "łże elitą". Marszałek Jurek, który wtedy prowadził obrady, nie przerwał posłowi Kaczyńskiemu. Nie pogroził komisją etyki, nie podzwonił dzwonkiem marszałkowskim.
Choć to niesłychane, żeby szef partii rządzącej wyzywał zwykłego obywatela, bo prof. Zoll jest teraz zwykłym obywatelem. Dlaczego marszałek Jurek, człowiek znany z oporu wobec władzy PRL-owskiej, nie jest w stanie stawić oporu władzy PiS-owskiej? - stawia pytanie Milewicz.
Marszałek Jurek jest przy tym człowiekiem wyczulonym na kulturę polityczną. Gdy niedawno niezidentyfikowani posłowie jęli skandować na sali sejmowej Ed-gar! Ed-gar!, wzywając na trybunę szefa klubu PiS Przemysława Edgara Gosiewskiego, marszałek pytał, czy to "się mieści w kulturze debaty". Nie mieści się - zdaniem marszałka. A więc w kulturze debaty nie mieszczą się nawet żarty z PiS, natomiast mieszczą się inwektywy i kopanie reszty ludzkości - tej spoza PiS.
Premier Marcinkiewicz nazywał partię opozycyjną "cieniasami". Prezydent Lech Kaczyński sugeruje, że lider opozycji, czyli Tusk, powinien udać się do psychiatry. Dla sprawiedliwości: PiS jest, trzeba przyznać, demokratyczny. Kopie nie tylko ważniaków, ale i zwykłych ludzi. Zbigniew Wassermann, minister służb specjalnych, ciąga po sądach starszą panią za to, że się ośmieliła w liście do telewizji stanąć po stronie swojego zięcia, a przeciw ministrowi Wassermannowi - pisze Ewa Milewicz.
Nawet tyle wolności minister od służb nie chciał zostawić obywatelce, aby mogła napisać o swoich krzywdach do mediów. Gdyby minister wiedział, co ta obywatelka we własnym domu mówi o nim, nie obyłoby się bez aresztu (uwaga, Panie Ministrze, to domniemanie wywodzące się z ogólnej znajomości życia, nie wiedza). I Tuskowi też to pozostaje. Pogadać sobie w domu. Na sali sejmowej gadać, co chce, może tylko PiS - konkluduje publicystka "GW". (PAP)
Więcej: rel="nofollow">Gazeta Wyborcza - Swoboda lżeniaGazeta Wyborcza - Swoboda lżenia