Tusk i przewracanie praworządności [OPINIA]
Premier postanowił wycofać swój podpis pod aktem prawnym, który już wszedł w życie i został opublikowany w Monitorze Polskim. Prawo na to nie pozwala, nie było nigdy takiego przypadku. Donald Tusk jednak tak bardzo chce przywracać praworządność, że nie przejmuje się takimi szczegółami.
Oczywiście najzagorzalsi zwolennicy Donalda Tuska i Koalicji Obywatelskiej będą zachwyceni: cóż za gambit premiera, ale świetne działanie, przechytrzył opozycję, brawo!
Czymże jednak oczywiste łamanie prawa przez Tuska w celu osiągania swoich celów politycznych różni się od łamania prawa przez Kaczyńskiego, Ziobrę czy Morawieckiego?
Czy przywracanie praworządności, o którym premier tak chętnie mówi, nie powinno polegać na działaniu zgodnym z prawem? Czy nie powinno być tak, że za polityczne błędy ponosi się konsekwencje, a nie je "anuluje" z przekonaniem, że przecież siła jest teraz po stronie Tuska, a nie Kaczyńskiego?
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Cofnięcie podpisu
Pokrótce wyjaśnijmy, w czym rzecz. Otóż polska konstytucja, w art. 144, określa zasady współdziałania prezydenta i premiera przy wydawaniu aktów urzędowych przez głowę państwa. Zasadą jest, że prezydenckie postanowienia wymagają dla swojej ważności podpisu premiera - jest to tzw. kontrasygnata.
Prezydent Andrzej Duda 17 sierpnia wyznaczył przewodniczącego zgromadzenia sędziów Izby Cywilnej Sądu Najwyższego. Wskazał tzw. neosędziego. Donald Tusk zaś pod tą decyzją prezydenta się podpisał, choć nie musiał. Postanowienie zostało opublikowane w Monitorze Polskim, weszło w życie.
Kilkanaście dni temu na Donalda Tuska spadła lawina krytyki ze strony części sędziów, prokuratorów, prawników oraz zwolenników obecnego rządu Tuska. Zarzucano premierowi, że nie przeszkodził w demolowaniu praworządności przez osoby bliskie Prawu i Sprawiedliwości.
Mleko jednak się rozlało. Tusk przyznał się podczas konferencji prasowej do błędu, zrzucił część winy na urzędnika, który przekazał mu decyzję do podpisu. Sprawa wydawała się zamknięta, ale - no właśnie - tylko się wydawała.
Donald Tusk postanowił bowiem właśnie "podjąć decyzję o uchyleniu kontrasygnaty". Zdaniem premiera umożliwiła mu to skarga dwóch sędziów Izby Cywilnej SN do sądu administracyjnego na postanowienie prezydenta i kontrasygnatę Tuska. Ot, "autorefleksja".
Sprawa pod względem prawnym była do dziś (bo zapewne od momentu decyzji premiera znajdą się prawnicy, którzy będą bronić stanowiska Tuska, którego do dziś zupełnie nikt nie prezentował) oczywista: nie można wycofać się z decyzji o kontrasygnacie. Mówili to konstytucjonaliści od prawa do lewa. W tym prof. Marek Chmaj, którego opinia jest w tym wypadku o tyle cenna, że Chmaj nie ukrywa, iż sprzyja obecnie rządzącym i nie lubi Prawa i Sprawiedliwości. Rozkładał jednak ręce i uczciwie przyznawał, że premier nie ma wyjścia z tej sytuacji.
Żaden przepis prawa nie pozwala premierowi uchylić własnej decyzji o podpisie pod postanowieniem prezydenta. Obowiązuje zasada legalizmu, wedle której musiałby istnieć przepis pozwalający na takie działanie (nie wystarczy więc, że nie ma przepisu, który by zabraniał takiego działania).
Premier - nazywajmy rzeczy po imieniu - postąpił więc bezprawnie. Jak to robił dawniej jego poprzednik na stanowisku - bez żadnego trybu.
To implikuje kolejne kłopoty. Między innymi taki, co teraz należy zrobić z postanowieniem prezydenta, które zostało już opublikowane. Czy - jako że siłę i dostęp do publikatorów ma rząd - zostanie "odpublikowane"?
Anulować wszystko
Idźmy dalej w ten absurd. Skoro autorefleksji może doznać premier, dlaczego nie mógłby prezydent?
Andrzej Duda 13 grudnia 2023 r. wydał postanowienie o powołaniu Donalda Tuska na stanowisko premiera. Postanowienie to zostało opublikowane w Monitorze Polskim. Czy Duda, w ramach autorefleksji, może teraz wycofać swój podpis, w efekcie czego Tusk wraz z rządem zostaną zdymisjonowani?
Ktoś powie: chwila, chwila, Tusk działał po złożeniu skargi do wojewódzkiego sądu administracyjnego przez sędziów. To odpowiem: skoro sama skarga, bez żadnego rozstrzygnięcia sądu, wystarczy, zapewne wielu polityków PiS-u chętnie złoży skargę umożliwiającą zdymisjonowanie rządu Donalda Tuska.
Ale idźmy jeszcze dalej: nie jest tajemnicą, że prezydent Andrzej Duda nie darzy największym szacunkiem takich sędziów jak Waldemar Żurek bądź Igor Tuleya. Ci zaś zostali sędziami wskutek prezydenckich postanowień o powołaniu. Co stoi więc dziś na przeszkodzie, aby Andrzej Duda - w ramach autorefleksji głowy państwa (co prawda za poprzednika, ale liczy się organ, a nie to, kto go w danej chwili piastuje) - wycofał się z postanowień o powołaniu Żurka i Tulei? Zgodnie z logiką Donalda Tuska wychodzi na to, że Waldemar Żurek i Igor Tuleya przestaną być sędziami.
Przywracanie i przewracanie
Albo praworządność chce się przywrócić, albo się ją przewraca.
W wielu kwestiach faktycznie Prawo i Sprawiedliwość zachwaściło system, w efekcie czego odwracanie niezgodnych z konstytucją zmian jest ciężkie. Tak jest np. w prokuraturze. Tym samym dostrzegałem wątpliwości przy działaniu nowej ekipy przy przejmowaniu kierownictwa w prokuraturze, ale widziałem jednocześnie, że ciężko byłoby inaczej, bo PiS tuż przed oddaniem władzy chciało się w jak największej liczbie instytucji "zabetonować".
Ale sprawa kontrasygnaty to nie ten przypadek. To po prostu błąd premiera Tuska. Za błędy się płaci - czasem rozczarowaniem elektoratu, czasem procencikiem albo dwoma mniej w sondażach. Demolowanie prawa w celu zniwelowania skutków takiego błędu jednak powoduje, że naprawdę coraz mniej różni tych, którzy praworządność niszczyli od tych, którzy rzekomo ją przywracają.
Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski