Turów dzieli koalicję. Nowa odsłona konfliktu
Sprawa Turowa dzieli nie tylko Polskę i Czechy, ale także koalicję rządzącą. W obozie władzy rosną różnice zdań co do strategii, jaką winien obrać rząd.
Wedle naszych informacji otoczenie premiera Mateusza Morawieckiego bada reakcje na taktyczne zapowiedzi szefa rządu oraz analizuje, gdzie można się cofnąć, a gdzie nie. Na razie premier zrezygnował z wyjazdu na szczyt z udziałem premiera Czech Andreja Babiša, co jako pierwsi zapowiadaliśmy w Wirtualnej Polsce już na początku tygodnia. Ruch ten nie do końca podoba się koalicjantom z Solidarnej Polski, którzy już szukają winnego kolejnego kryzysu.
Turów. PiS: "Cios poniżej pasa"
Polityk PiS, znający kulisy negocjacji z Czechami: - Czesi nie tylko zagrali nieczysto. Oni nas oszukali. Uznali, że mogą wszystko, że jesteśmy w takiej sytuacji, że można przyłożyć nam pistolet do głowy. Gdy późną wiosną ugoda z Czechami w sprawie Turowa była niemal zawarta, czeski rząd nagle wycofał się ze wszystkich ustaleń. Nie jest winą premiera Morawieckiego, że w maju powiedział prawdę o stanie wówczas faktycznym, czyli - jak się wydawało - zbliżającym się zawarciu umowy z Czechami. To nie polski premier popełnił błąd, tylko Czesi zadali cios poniżej pasa.
Polityk obozu władzy, sceptyczny wobec taktyki Kancelarii Premiera: - Koniec końców to Polska oberwała. Możemy mieć moralną rację, ale to ludzie premiera zawalili sprawę z Turowem. Naiwność przegrała z realizmem.
Ciche konszachty z Brukselą
W maju premier Mateusz Morawiecki ogłosił, że porozumienie z Czechami, którzy domagają się wyłączenia działającej przy ich granicy kopalni i elektrowni Turów (ze względów środowiskowych), jest bliskie podpisania.
Chwilę po tej deklaracji szefa polskiego rządu premier Czech Andrej Babiš poinformował, że o ugodzie nie ma mowy. Polski premier - zdaniem opozycji i wielu analityków - został ośmieszony, a czeski rząd udowodnił, że potrafi grać bez sentymentów.
- Czesi brutalnie pokazali nam, że z rodziną wychodzi się dobrze tylko na zdjęciu. Zaskoczył nas ich brak lojalności, ciche konszachty z Brukselą przeciwko nam - mówi jeden z polityków znający kulisy rozmów z Czechami.
Jak dodaje rozmówca WP: - Czesi, jak się okazało, od początku chcieli obarczyć nas winą, wykorzystać TSUE i nie dać nam absolutnie szans na odwołanie. To była cyniczna gra, brudna polityka - dodaje rozmówca Wirtualnej Polski.
Nasi informatorzy przekonują, że czeska taktyka wyglądała tak: na jednym spotkaniu z polskim zespołem coś zostaje uzgodnione, na kolejnym - ustalenia zostają uznane za niebyłe. - Bo nagle czeskim partnerom się coś nie spodobało. Mieliśmy wrażenie, że sami Czesi nie potrafią między sobą ustalić, czego tak naprawdę chcą i czego się od nas domagają - mówi polityk obozu władzy.
Jak zaznacza, zespoły negocjacyjne reprezentujące Polskę i Czechy odbyły kilkanaście spotkań dwustronnych, czasem kilkudniowych. Oprócz tego w podgrupach spotykali się eksperci z obu stron, również na miejscu kopalni Turów. - Szkoda tego wypracowanego kapitału, bo dziś trzeba znów zrobić reset - uważa nasz rozmówca z kręgów rządowych.
Sam premier Mateusz Morawiecki przekonywał w tym tygodniu na konferencji prasowej: "Mieliśmy nadzieję i podstawę do tego, aby mieć nadzieję, że ten spór Czesi również będą chcieli zakończyć, ale Republice Czeskiej nie zależało niestety, aby ten spór zakończyć. Ja nad tym ubolewam i na pewno nie przejdziemy nad tym do porządku dziennego, ponieważ uważamy tę decyzję za skrajnie agresywną".
Oceniając decyzję zabezpieczającą wydaną przez Trybunał Sprawiedliwości UE - która nakazuje Polsce zapłatę 500 tys. euro za każdy dzień działalności kopalni Turów - premier stwierdził, że "ten wyrok jest skrajnie szkodliwy dla relacji polsko-czeskich". Morawiecki zagroził, że relacje między oboma krajami ulegną gwałtownemu pogorszeniu. Co to oznacza? Jak pisaliśmy w Wirtualnej Polsce, w grę wchodzi nawet zawieszenie współpracy z Czechami w ramach Grupy Wyszehradzkiej.
Nasza zapowiedź zrealizowała się już dzień później: Mateusz Morawiecki odwołał podróż na Szczyt Demograficzny w Budapeszcie, w którym weźmie udział premier Czech Andrej Babis.
Szczyt rozpoczyna się w czwartek 23 września. Polskę reprezentować będzie na nim minister Marlena Maląg, mimo że udział w tym wydarzeniu planował także premier Morawiecki. "Odwołanie podróży przez szefa polskiego rządu to sygnał do Czechów ws. sporu o kopalnię Turów" - napisał portal wPolityce.pl, potwierdzając nasze wcześniejsze zapowiedzi.
Ale takie stawianie sprawy nie podoba się partnerom PiS z koalicji rządzącej. Jak mówi nam anonimowo polityk Solidarnej Polski: - Przestrzegamy przed eskalacją konfliktu z Czechami. Nie Czechy są problemem, a Bruksela. Tylko tu trzeba twardego kursu, a nie miękkiej gry. Polityka pustego krzesła nie jest rozwiązaniem.
Kopania Turów i lawina kryzysów. "Ziobryści" wskazują winnego
"Prawe skrzydło" obozu władzy uważa, że odpowiedzialnym za obecną sytuację Polski w UE jest minister ds. europejskich Konrad Szymański. Solidarna Polska Zbigniewa Ziobry obarcza zaufanego człowieka premiera Mateusza Morawieckiego za kolejne kryzysy, z jakimi zmagać się musi polski rząd. - Szymański obiecał trzy lata spokoju. I co mamy dzisiaj? Przegrywamy kwestie sądownictwa, polityki klimatycznej, Krajowego Planu Odbudowy, o wartościach nie wspominając - twierdzi antyunijna frakcja "ziobrystów".
Od razu trzeba nadmienić: pozycja Konrada Szymańskiego - szarej eminencji rządu ds. relacji z UE, z dobrymi kontaktami za granicą - jest dziś niezachwiana. - Premier Mateusz Morawiecki stoi za nim murem - mówią jego współpracownicy.
To właśnie Szymański towarzyszy szefowi rządu na szczytach europejskich, jest jego głównym doradcą odpowiedzialnym za budowanie relacji instytucjami i państwami UE, a poza tym uznawany jest bardziej za eksperta i technokratę aniżeli polityka. I zdecydowanie woli stać w cieniu niż pchać się na afisz.
Druga połowa maja, szczyt państw UE w Brukseli. Trwa konferencja premiera Mateusza Morawieckiego. Obok szefa rządu stoi minister klimatu i środowiska Michał Kurtyka. Politycy odpowiadają na pytania o kryzys wokół kopalni i elektrowni Turów. Zarówno premier, jak i minister klimatu, zapewniają, że wszystko idzie ku dobremu, a porozumienie z Czechami lada chwila zostanie podpisane.
Gdy padają te słowa, minister Konrad Szymański siedzi na tyłach sali w budynku polskiego przedstawicielstwa w UE. Przysłuchuje się konferencji, ale - był już wtedy późny wieczór - jest wyraźnie zmęczony. Nie rozmawia z dziennikarzami, unika kamer. Jakby nie chciał być łączony ze sprawą Turowa i konfliktu z czeskim rządem.
Tyle że to Szymańskiego właśnie najbardziej eurosceptyczni przedstawiciele obozu władzy obarczają nie tylko za fiasko rozmów z Czechami, ale za inne kryzysy, z jakimi rząd musi zmagać się w ramach UE. - Kompetencyjnie to pan minister Szymański jest odpowiedzialny za relacje z UE. A często o tym zapominamy - zwraca uwagę w rozmowie z WP wiceminister klimatu z Solidarnej Polski, Jacek Ozdoba. Jeszcze gorzej o Szymańskim ludzie Ziobry mówią w nieoficjalnych rozmowach.
Politycy PiS zwracają uwagę, że to klasyczna rozgrywka ze strony "ziobrystów", którzy zaostrzają antyunijną retorykę i atakują Kancelarię Premiera za "zbyt łagodny kurs" wobec unijnych instytucji.
Ludzie Mateusza Morawieckiego starają się ignorować zaczepki przedstawicieli Solidarnej Polski, traktując je jako sposób budowania politycznej pozycji. Ataki koalicjantów na ministra ds. europejskich w momencie uderzenia w Polskę przez Czechy i TSUE politycy KPRM uważają za niedopuszczalne
Wyjścia z kryzysu ws. Turowa na razie nie widać
W sprawie decyzji TSUE nakładającej na Polskę ogromne kary - pół miliona euro za każdy dzień funkcjonowania kopalni i elektrowni Turów - głos zabrał we wtorek premier Mateusz Morawiecki. Reakcja szefa rządu była stanowcza, ale - jak wynika z naszych rozmów - taktycznie przemyślana.
- Nasze relacje z Czechami uległy znacznemu pogorszeniu. Na pewno sprawy Turowa tak nie zostawimy - zapowiedział Morawiecki.
Negocjacje z Czechami trwają od miesięcy. Warto przypomnieć, że TSUE już 21 maja zobowiązał Polskę, aby natychmiast zaprzestała wydobycia węgla brunatnego w kopalni Turów. W czerwcu Czechy poinformowały TSUE, że wydobycie trwa. Czeski rząd wniósł o wzmocnienie środka tymczasowego karą dla Polski w wysokości aż 5 mln euro za każdy dzień lekceważenia postanowienia.
Rozwiązań na wyjście z tego kryzysu na horyzoncie nie widać. A nad Polską wisi widmo kolejnych kar: TSUE może przecież także ukarać Polskę za nieprzestrzeganie postanowienia o zawieszeniu działalności Izby Dyscyplinarnej SN.
Naliczanie kary za Turów zaczyna się w chwili formalnego doręczenia władzom Polski postanowienia o niej przez europejski Trybunał Sprawiedliwości. Postanowienie TSUE rząd już otrzymał, co potwierdziło Centrum Informacyjne Rządu. Zatem już w tym momencie jako kraj płacimy 500 tys. euro dziennie. To bardzo dotkliwa kara w ramach tzw. środka tymczasowego - obowiązującego do czasu pełnego wyroku w danej sprawie.