Turcja: projekt ustawy o internecie skrytykowany przez CPJ
Komitet Obrony Dziennikarzy (CPJ), międzynarodowa organizacja z siedzibą w Nowym Jorku, skrytykował projekt ustawy o internecie skierowany do parlamentu Turcji. CPJ krytycznie ocenia ograniczenia nakładane na internet, przewidziane w tym projekcie.
CPJ oświadczył, że na internet w Turcji nakładanych jest coraz więcej ograniczeń, a nowa ustawa pogorszy jeszcze sytuację. - Jeśli zmiany w restrykcyjnych już przepisach w Turcji dotyczących internetu zostaną przyjęte, to pogorszą fatalną sytuację, jeśli chodzi o wolność prasy w tym kraju - oznajmił komitet.
Nowe przepisy zaproponował rząd Turcji. Przewidują one m.in., że urząd telekomunikacyjny będzie mógł blokować strony internetowe, które według niego naruszają prywatność, bez wcześniejszego postanowienia sądu.
Inny zapis przewiduje, że dostawcy internetu będą musieli przechowywać dane użytkowników przez dwa lata i przedstawić je na żądanie władz.
Według źródeł parlamentarnych, cytowanych przez AFP i dziennik "Hurriyet Daily News", władze będą też mogły zgodnie z projektem blokować pewne słowa kluczowe, które uznają za niepożądane. Mogłyby też ograniczyć dostęp do stron internetowych z materiałami wideo zawierającymi te słowa.
Władze Turcji, odpowiadając na zarzut, że nowe prawo równa się cenzurze w internecie, argumentują, że chcą chronić prywatność. Celem projektu jest także ochrona dzieci i młodzieży przed treściami w internecie, które mogą skłonić do uzależnień od narkotyków, przestępstw seksualnych oraz samobójstw - twierdzą władze.
"Hurriyet Daily News" zwraca uwagę, że debata w parlamencie zbiega się z działaniami głównego urzędu telekomunikacyjnego (TIB) przeciwko jednemu z posłów opozycji. Te działania zwiększyły obawy przed cenzurą - zauważa gazeta.
TIB przesłał ostrzeżenie deputowanemu Umutowi Oranowi, gdy ten zamieścił na swojej stronie internetowej treść swojej interpelacji poselskiej, dotyczącej trwającej afery korupcyjnej, która dotknęła rząd w Ankarze.
Urząd telekomunikacyjny nakazał posłowi zdjęcie interpelacji z jego strony internetowej, a potem wycofał się z tego żądania, przyznając, że było błędem.