Tu czekają tylko na Niemca. Całe Słubice są dla nich
Papierosy, kantory i fryzjerzy. To w Słubicach jest na każdym kroku. To miasto, które żyje z Niemców. Jedni mówią: oni zapomnieli, co nam robili. I w przyszłość patrzą z niepokojem. Inni zaś już nie czują się od Niemców gorsi.
Niemiec najpierw był tu wrogiem. Znienawidzonym po wojnie. Do dziś niektórzy mówią: te rany wciąż bolą. Moja noga tam nie postanie.
Potem był kimś zza rzeki. Postacią przemykającą po drugiej stronie. Wtedy się zastanawiali: jak ci Niemcy wyglądają?
A teraz mówią: tu wszystko mamy pod Niemca. Sami na swoich bazarach nie kupujemy. Bo za drogo.
Całe życie człowiek cierpi
Słubice to senne miasteczko. W oczy rzucają się jaskrawe szyldy. Przyjezdnych witają już na wjeździe. Wskazują drogę do sklepów z papierosami i kantorów. Po polsku i niemiecku.
- Z sąsiadami jak to z sąsiadami. Raz lepiej, raz gorzej - powtarzają mieszkańcy.
Most przemierzają ludzie z wypchanymi siatkami. Samochody przemykają w jedną i drugą stronę. Codzienność.
Wzdłuż rzeki przechadza się też zgarbiona staruszka. Wolnym krokiem prowadzi swój składany rower. To pani Helena.
- Nienawidzę ich. Po prostu - mówi, gdy słyszy słowo: Niemcy.
Ona do Słubic przyjechała tuż po wojnie. Jako jedna z pierwszych. Spojrzenie przez rzekę przywoływało wspomnienia.
- Przeżyłam tych Niemców…
Wtedy mieszkali daleko stąd. Mieli dom przy wschodniej granicy. Ktoś na nich doniósł. Powiedział, że mają broń. Zakopaną pod progiem.
Niemcy przyszli. I nie mieli litości. Bili ich. Ją. Jej ojca.
- Do teraz ten ból czuję. Całe życie człowiek cierpiał.
Na drugą stronę rzeki tylko spogląda. Widzi tam potomków morderców. Zarzeka się: moja noga tam nie postanie.
Jak ci Niemcy wyglądają?
Wtedy Niemcy byli oddzieleni nie tylko rzeką. Były też strażnicze budki i szlabany. Ci młodsi zastanawiali się: jak Niemcy wyglądają?
Byli dla nich postaciami, które przemykały po drugiej stronie. Machali do nich. Czasem odpowiadali tym samym. Ale co to za ludzie? Nie wiadomo.
Dopiero jak mur upadł mogli podejrzeć ich z bliska. W jednej z budek pracował wtedy Wiktor. Sprawdzał paszporty i zaglądał do samochodów.
- Jacy my byliśmy zacofani… - wzdycha i spogląda na drugą stronę rzeki.
Bo wtedy Niemcy przyjeżdżali jakby z innej rzeczywistości. Wyraźnie to widzieli. Raz podjechał kamper. Wiktor wszedł więc do środka.
- Może się pan poczęstować - powiedział Niemiec. I wskazał coś, co on widział pierwszy raz w życiu. Było okrągłe i zielone. Pomyślał sobie: to jakiś dziwny ziemniak.
Wyszedł zdziwiony tym niemieckim zwyczajem. Po latach okazało się, że to było kiwi.
To było El Dorado
Tak zaczęło się też El Dorado. Od mostu wgłąb miasta ciągnęły się setki straganów. Jeszcze przed granicą stał sznur taksówek.
- Silników kiedyś nie gasiliśmy… - opowiada jeden z kierowców.
Niemcy brali wszystko. Od nabiału przez alkohol po papierosy. Kosztowało ich to grosze. Ale dla Polaków był to majątek.
Samochody ładowali wtedy po dachy. Po mieście jeździło osiemset taksówek. Woziły obkupionych Niemców na drugą stronę.
Prawdziwą fortunę zbijali sprzedawcy. Nawet nie trzeba było się wysilać.
- Rok mi wystarczył. Kupiłem mieszkanie i samochód – mówi jeden z nich.
Wystarczyło załatwić towar i wyjść na ulicę. Potem rozłożyć go na straganie. Znikał momentalnie.
W koszyk patrzyli
Ale to była jedna strona granicy. Po drugiej stronie rzeki każdy Polak był podejrzany. Czuli to.
- Straszni dla Polaków byli… - opowiada Dorota, gdy mija pozostawiony na pamiątkę słupek graniczny.
Mieszkańcy wspominają: jak weszliśmy do sklepu i wzięliśmy trzy kilogramy cukru, to z koszyka zabierali. Bo można tylko jeden. Śledzili nas w sklepach. Każdy Polak to przecież złodziej. Ubranka dla małych dzieci? Zapomnij. Przez granicę nie przeniesiesz.
- Tak dyktowali Polakom. A teraz oni biorą od nas, ile chcą. Zapomnieli, co robili nam, jak my mieliśmy biedę.
Nawet dziś czują na sobie ten wzrok. Tak mówią.
Pod Niemca wszystko
W ciasnym pubie siedzimy z Andrzejem. Nad naszymi głowami rozwieszone są dwa szaliki polski i niemiecki. Za plecami paru Niemców sączy piwo. Andrzej mieszka w Słubicach od urodzenia.
- Tu pod Niemca wszystko - kręci głową.
Jak znajomi do nich przyjeżdżają, to się dziwią: a czemu wszystkie takie drogie? Sami na swoich rynkach nie kupują, bo się nie opłaca.
Niemiecki trzeba znać, żeby sklep otworzyć. Chociaż podstawy. I tu mieszkańców też coś gryzie: oni ich języka się uczą, a oni naszego już nie.
- Sami ich tej wygody nauczyliśmy. Sami jesteśmy sobie winni - mówi Malwina ze sklepu z papierosami.
Ona nawet tryb dnia ma ustawiony pod Niemca. Na ścianie w jej sklepie wisi rozkład jazdy autobusów zza rzeki. Budzik ustawia na kwadrans przed każdym. Zrywa się wtedy na równe nogi. I po chwili sprzedaje nawet kilkaset paczek.
W kwiaciarni większość klientów to też Niemcy. Przychodzą, bo ponoć polskie kwiaty są ładniejsze. A o swojej pani kwiaciarce napisali nawet artykuł w gazecie.
Niektórych mieszkańców wciąż to gryzie. Wciąż jest to poczucie. Że oni są jednak trochę gorsi. Niemcy rządzą tutaj, bo mają więcej. Szczególnie ci młodsi.
- Tu przychodzą stali bywalcy. I wszystko jest w porządku. Młody przyjdzie to jest panem. W euro płaci i wymaga - mówi Andrzej.
Bo to Polak musi przeliczać swoje złotówki na euro. Niemiec może płacić w swojej walucie. I jest coś jeszcze… "Ci uchodźcy…"
- Wszędzie zobaczysz. Wieczorami bez problemu. Idą całą ekipą. Nie tak, że jedna czy dwie osoby. Dziewczyny miały przez nich problemy.
Za dnia przechadzają się parami wzdłuż rzeki. Choć uprzedzenia i tak giną za pieniędzmi.
Pieniądz silniejszy od uprzedzeń
Ulicą idą dwie młode dziewczyny w chustach. Zeszły z mostu i udały się wprost do biura podróży.
- Moja siostra i ojciec chcą pojechać na miesiąc do Libanu. W Niemczech to zbyt drogie. Nie można nawet lotów znaleźć – opowiada jedna z nich.
Przyszły więc zapytać do Polski. I udało się. Podróż załatwiły dużo taniej. Nieco skomplikowaną, bo najpierw pociągiem, potem samolotem. Ale i tak się opłacało.
- Często tu bywamy. Kupujemy tytoń, idziemy na bazar. Z domu jedziemy tu pół godziny.
Czy czują na sobie czyjś wzrok? - Nie – ucinają.
- Tu jest nawet lepiej, niż w Niemczech. Tam mówią, że uchodźcy zabierają mieszkania, miejsca w szkołach, że są przestępcami. A tutaj nic! Ludzie pewnie wiedzą, że przyjeżdżamy wydawać pieniądze.
Bo Niemiec to w Słubicach przede wszystkim obiekt zarobku. A ten zarobek szkoda marnować przez różnice światopoglądowe.
Z niepokojem w przyszłość
Niemcy są dla Słubic jak tlen. Jedni jeżdżą tam do pracy. Wstają przed świtem i mkną samochodem na poranną zmianę. Inni liczą pieniądze z wypalonych przez Niemców papierosów.
Są i tacy, co mieszkają i pracują w Niemczech, a po zakupy chodzą do Polski. Tak jak Kacper. Z okien widzi nawet polską stację benzynową. Niektórzy powtarzają: nie czujemy się już gorsi. Żyjemy dobrze u siebie i też robimy obroty w niemieckich sklepach.
Ale ci, co z Niemców żyją, patrzą w przyszłość z niepokojem. Niemcy z Frankfurtu się wynoszą. Burzą całe osiedla. Kupują coraz mniej. Bogatsi wyjeżdżają. Biedniejsi na socjalu zostają. A ceny się wyrównują.
Kiedyś taksówek jeździło osiemset. Teraz jest trzydzieści. Wzdłuż głównej drogi straganów były setki. Teraz może dziesiątki.
Raz już most zamknęli… Wtedy miasto wymarło.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl