ŚwiatTu-154: nie wiadomo jak, ale to ukraińska rakieta

Tu‑154: nie wiadomo jak, ale to ukraińska rakieta

Taki samolot trafiła ukraińska rakieta (AFP)
Nawet dziś nie wiemy jeszcze jak doszło do zestrzelenia rosyjskiego samolotu naszą rakietą, ale już nie wątpimy, że mamy związek z tą tragedią - przyznał w sobotę na konferencji prasowej w Kijowie minister obrony narodowej Ukrainy Ołeksandr Kuźmuk. Informację tę potwierdził sekretarz Rady Bezpieczeństwa Rosji Władimir Ruszajło, kierujący komisją ds. zbadania przyczyn wypadku.

13.10.2001 | aktual.: 22.06.2002 14:29

Wypowiedź Kuźmuka w praktyce oznacza, że po 10 dniach od katastrofy rosyjskiego Tu-154 nad Morzem Czarnym szef ukraińskiej armii faktycznie przyznał się, iż samolot został zestrzelony przez ukraińską rakietę. W pierwszych kilku dniach po tragedii Kuźmuk odrzucał nawet teoretyczną możliwość trafienia samolotu ukraińską rakietą.

_ Proszę rodziny ofiar o wybaczenie. Przepraszam prezydenta kraju, rząd, parlament i naród ukraiński za narażenie na szwank autorytetu naszego państwa_ - mówił minister obrony.

Wcześniej nie zapowiadano udziału gen. Kuźmuka w konferencji. Prowadził ją dowódca wojsk przeciwlotniczych Wołodymyr Tkaczow. Po kilku minutach do sali wpadł minister obrony ze słowami, że nawet w najtrudniejszych sytuacjach nie chce zostawiać swoich podopiecznych w biedzie i chować głowy w piasek. Po dramatycznym oświadczeniu Kuźmuka wszyscy wyszli z sali, co oznaczało koniec spotkania.

Dziennikarze nie dowiedzieli się, w jaki sposób mogło dojść do zestrzelenia samolotu ukraińską rakietą. Jednak wcześniej Kuźmuk dał do zrozumienia, że ukraińskie wojsko też nie wie jeszcze, w jaki sposób rakieta S-200 wymknęła się spod kontroli.

_ Są sytuacje, gdy ufasz tylko ludziom lub technice, ale są sytuacje, gdy nie możesz uwierzyć własnym oczom_ - mówił Kuźmuk. Dodał także: Krok po kroku od lat budowaliśmy dobrą reputację naszej armii. Teraz musimy wszystko zaczynać od początku.

Władimir Ruszajło na konferencji prasowej w Soczi powiedział tylko, że rakieta, wystrzelona w czasie ćwiczeń armii Ukrainy, eksplodowała w odległości 15 metrów od zbiorników paliwa samolotu.

4 października rosyjski Tu-154, lecący z Tel Awiwu do Nowosybirska runął do morza niedaleko Soczi. Wszyscy na pokładzie - w większości obywatele Izraela - zginęli. Tego samego dnia amerykańska telewizja powołując się na źródło w Pentagonie poinformowała, że maszyna została przypadkowo zestrzelona przez ukraińską rakietę w trakcie wojskowych ćwiczeń na Krymie.

Pracująca w Soczi rosyjska komisja specjalna uznała w czwartek, że przyczyną katastrofy było trafienie samolotu z zewnątrz. Jednym z dowodów na to są ostatnie słowa pilota: "W co trafiło?". Nie zajęli jeszcze stanowiska w tej sprawie izraelscy specjaliści, którzy także badają przyczyny tragedii.

Właściciel samolotu - kompania "Sybir" liczy na rekompensatę pieniężną od Ukrainy jak minimum w wysokości 10 milionów dolarów. Warunkiem jest jednak przyznanie się Kijowa do winy. (reb)

tu-154katastrofaukraina
Zobacz także
Komentarze (0)