Trzaskowski w cieniu Tuska i migranci na pierwszym planie. Kulisy konwencji KO
Gdy przemawiał Donald Tusk, działacze Koalicji Obywatelskiej znów poczuli entuzjazm z czasów przejmowania władzy po PiS i uwierzyli w dziejową rolę ich formacji. Gdy mikrofon przejmował Rafał Trzaskowski, część uczestników konwencji zrobiła sobie przerwę i zaczęła wychodzić z sali. To zdziwiło obecnych na konwencji KO dziennikarzy.
Obecny premier ma wciąż niepodzielny autorytet w partii. Większy niż przyszły kandydat na prezydenta. Dla działaczy KO lider jest jeden. Niekwestionowany i niepodzielny.
PiS nie dowierza
Tak jak zapowiadaliśmy w Wirtualnej Polsce, Donald Tusk na konwencji Koalicji Obywatelskiej na warszawskim Bemowie nie tylko podsumował niespełna roczne rządy koalicji, ale także nakreślił plan na przyszłość, przedstawił najważniejsze cele programowe na kolejne miesiące i uderzył w Prawo i Sprawiedliwość.
Co ciekawe, premier - mówiąc o polityce swojego rządu - chwalił się programem, który był autorskim pomysłem poprzedników. - Wprowadziliśmy 800+ na początku naszych rządów, szybciej niż przewidywała ustawa. Z nami Polacy mogą czuć się bezpiecznie - stwierdził Donald Tusk.
Gdy przytoczyliśmy te słowa rzecznikowi PiS Rafałowi Bochenkowi i poprosiliśmy go o komentarz, ten skwitował to krótkim pytaniem: - To fejk?
Tusk z językiem prawicy
Konwencja Koalicji Obywatelskiej - podobnie jak równolegle organizowany kongres PiS w Przysusze - nie zmieni polskiej sceny politycznej, ale może być momentem nadającym ton nadchodzącej rocznicy wyborów parlamentarnych. Zwłaszcza że lider KO przygotował na ten dzień mocny repertuar.
Politycy PiS, czytając relacje z wystąpienia Tuska, nie mogli się nadziwić, że tak łatwo przychodzi mu zmiana narracji w kluczowych obszarach - od polityki prospołecznej po politykę migracyjną.
Lider KO przedstawił zarys strategii migracyjnej, którą ma przyjąć wkrótce rząd. Hasło? "Odzyskać kontrolę, zapewnić bezpieczeństwo". Obserwatorzy zauważyli, że przypomina to hasło z kampanii brexitowej: "take back control".
Tusk stwierdził, że "dzięki tej strategii Polska będzie najfajniejszym i najbezpieczniejszym miejscem w Europie". Używał języka prawicy, który piętnowali promigracyjni aktywiści i eksperci od praw człowieka. Przykład? "Fala nielegalnych imigrantów zalała Polskę". To sformułowanie, którego jeszcze w czasach opozycji - przed 2022 r. - nikt z KO nie odważyłby się użyć.
Dziś sporo się jednak zmieniło.
Migranci orężem
Premier wywołał entuzjazm działaczy na konwencji KO, gdy mówił o aferze wizowej za rządów PiS, "niekontrolowanym wpuszczaniu migrantów" i tym, że wobec walki z nielegalną imigracją jest gotów nawet przeciwstawić się formalnie obowiązującej polityce Unii Europejskiej. -
Jednym z elementów strategii migracyjnej będzie czasowe, terytorialne zawieszenie prawa do azylu i będę w Europie domagał się prawa do uznania tej decyzji - zapowiedział Tusk.
Stwierdził też, że "nie będziemy implementować europejskich pomysłów, jeśli będziemy mieli pewność, że godzą w nasze interesy". - I mówię tu o pakcie migracyjnym - zaznaczył. Jak tłumaczył, "dlatego, że my dobrze wiemy, jak to jest wykorzystywane przez Łukaszenkę, Putina, szmuglerów, przemytników ludzi".
PiS tę stanowczość wyszydza. - To chichot losu, że człowiek, który współodpowiada za kryzys migracyjny w Europie, chce przedstawiać jakąś strategię migracyjną. Tusk jest w tym kompletnie niewiarygodny - stwierdził w rozmowie z Wirtualną Polską rzecznik PiS Rafał Bochenek.
Dodał, że premier tym samym "robi ruch wyprzedzający przed kampanią prezydencką". - Platforma wie, że wdrażana w przyszłym roku polityka migracyjna i jej skutki mogą poważnie zaszkodzić w kampanii jej kandydata - uważa Bochenek.
Rozliczenia i plan
Donald Tusk jednak dobrze czyta nastroje społeczne i wie, że dziś tylko stanowcza postawa w obszarze polityki migracyjnej jest akceptowalna przez wyborców. - Państwo musi odzyskać stuprocentową kontrolę nad tym, kto do Polski wjeżdża i wyjeżdża - stwierdził na konwencji, podkreślając, że "nielegalna migracja zostanie zredukowana do minimum".
Taka retoryka nie podoba się koalicjantom z Nowej Lewica.
Największy entuzjazm lider KO wywołał na sali, wspominając o przejęciu władzy przez "Koalicję 15 października" i przypominając, co udało się zrealizować.
Mówił o podwyżkach dla budżetówki, dla nauczycieli (dla wielu niezadowalających), o rencie wdowiej, "babciowym", finansowaniu procedury in vitro, odblokowaniu środków z KPO czy obniżonym VAT dla branży beauty. Zapowiedział też realizację kolejnych obietnic.
No i - rytualnie - kontynuowanie rozliczeń poprzedników, których nazwał "zorganizowaną przestępczością". Tusk dał też do zrozumienia, że bez zwycięstwa kandydata KO w wyborach prezydenckich nie ma szans na realizację wszystkich obietnic i rozliczenia PiS "do spodu". To jeden z ważniejszych komunikatów, który poruszył obecnych na sali działaczy.
Doczekać do grudnia
Gdy Donald Tusk skończył przemawiać, mikrofon przejął Rafał Trzaskowski. W tym momencie z sali zaczęła wychodzić część działaczy - na kawę, na papierosa, na pogaduchy. Albo po prostu się przewietrzyć.
Nie dało się ukryć, że wystąpienie prezydenta Warszawy - który ma być kandydatem KO na prezydenta RP - nie wywołało choćby zbliżonego entuzjazmu, co wystąpienie premiera Tuska. W tej opinii zgodni byli wszyscy dziennikarze obecni na konwencji.
Co więcej, przemówienie Trzaskowskiego - przewidywalne, z naciskiem na "bezpieczeństwo" - nie wywołało tak gromkich braw, jak późniejsze wystąpienie szefa MSZ Radosława Sikorskiego.
Nie zmienia to faktu, że Trzaskowski jest nadal - zaraz po Tusku - najpopularniejszym politykiem KO. A co najważniejsze - nie ma tak dużego negatywnego elektoratu, jak obecny premier. I ma realną szansę wygrać wybory prezydenckie w 2025 r.
Kolejna duża konwencja KO w grudniu. To wtedy oficjalnie poznamy kandydata tej formacji. Wyznaczy go rzecz jasna Donald Tusk.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl