Trzaskowski przegra? [OPINIA]

Jeśli popatrzeć na sondaże, można odnieść wrażenie, że zwycięstwo w wyścigu wyborczym Rafała Trzaskowskiego jest pewne. Rzeczywistość jednak wygląda inaczej, bo w wyborach uczestniczą nieco inni ludzie niż w badaniach. A całościowy obraz dynamiki kampanijnej zaczyna wyglądać niepokojąco dla włodarza stolicy - pisze dla Wirtualnej Polski prof. Marek Migalski.

Trzaskowski przegra? [OPINIA]
Trzaskowski przegra? [OPINIA]
Źródło zdjęć: © Licencjodawca | Piotr Molecki
Marek Migalski

Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.

Wzrost poparcia dla Sławomira Mentzena - choć nie jest zagrożeniem bezpośrednim - powienien wzbudzić u Rafała Trzaskowskiego niepokój. Są ku temu powody, bo choć trzeba jasno powiedzieć, że jest mało prawdopodobne, by wyprzedził on ostatecznie kandydata PiS (za tym drugim stoi poważna siła polityczna, miliony zgromadzone na koncie partii Jarosława Kaczyńskiego, doświadczenie jej sztabowców), to już sam przyrost popularności lidera Konfederacji winien martwić Trzaskowskiego.

Dlaczego? Dlatego, że zdecydowana większość zwolenników Mentzena poprze w drugiej turze Nawrockiego.

O ile w 2020 roku głosy oddane na Krzysztofa Bosaka rozłożyły się dwa tygodnie później mniej więcej po równo między Andrzeja Dudę i Trzaskowskiego (z przewagą na tego pierwszego), o tyle obecnie gros sympatyków Konfederacji postawi na "niezależnego" kandydata PiS.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Działania Trumpa ws. Ukrainy. "Oczekiwaliśmy zupełnie czegoś innego"

Co się zmieniło w stosunku do sytuacji sprzed pięciu lat? Otóż to, że dziś rządzi koalicja, której reprezentantem jest Trzaskowski, a nie Zjednoczona Prawica, i dlatego złość i frustracja wyborców Mentzena nie będzie rozłożona po równo, lecz z całą mocą uderzy w kandydata Platformy Obywatelskiej.

Mentzen zagrożeniem dla Trzaskowskiego?

Im większe zatem poparcie dla lidera Konfederacji w pierwszej turze, tym wyższy wynik Nawrockiego w drugiej. Kiedy widzę złośliwą radość na twarzach sztabowców Trzaskowskiego, jako reakcję na zbliżanie się notowań Mentzena do notowań Nawrockiego, przychodzi mi na myśl stare porównanie o karpiach cieszących się z nadchodzącej Wigilii.

Wszak zdecydowana większość zwolenników tego pierwszego odda w drugiej turze głosy na tego drugiego. Gdzie tu miejsce na radość polityków związanych z włodarzem stolicy?

Dlaczego jednak wyborcy Mentzena nie mieliby zagłosować na Trzaskowskiego? Wszak można odnieść wrażenie, że dla tego ostatniego są najważniejszymi odbiorcami kampanijnych komunikatów? To ich miała ucieszyć zapowiedź odebrania "800+" dzieciom niepracujących Ukrainek.

To oni mieli zawyć z radości, że w rodzinach wojennych uchodźców będzie większa bieda, niż dotychczas. To dla nich Trzaskowski upomina się o ofiary Rzezi Wołyńskiej, zapowiada twardą politykę antyimigracyjną i deklaruje się jako konserwatysta całą gębą. To ich także mają ucieszyć inicjatywy jego szefa, czyli Donalda Tuska, oddające w ręce rodzimych oligarchów zadanie deregulacji polskiej gospodarki.

Jeszcze chwila, a doczekamy się wypowiedzi prezydenta stolicy, że on nie ma nic przeciwko osobom LGBT, ale mogliby się tak nie afiszować na ulicach ze swoimi preferencjami.

Żartuję? Tak, ale nie ja zacząłem. Zaczęli działacze Koalicji Obywatelskiej, którzy w prawyborach postawili nie na lekko konserwatywnego (jak na warunki Platformy Obywatelskiej) Radosława Sikorskiego, lecz na ikonę progresywizmu, czyli właśnie Trzaskowskiego. I to w elekcji, o której do początku było wiadomo, że będzie toczyć się w "memosferze" konserwatywnej, z takimi wartościami jak bezpieczeństwo czy rodzina w tle.

Tylko jedna czwarta "elektorów" rozumiała, że do konfrontacji z Mentzenem czy Nawrockim należy wystawić kogoś choć trochę ich przypominającego, by kradł im głosy, a nie ich całkowite przeciwieństwo. Jednak mądrość ludu platformianego zdecydowała inaczej. No to ma teraz problem.

Tym problemem jest po prostu wiarygodność. Sikorski byłby o wiele bardziej wiarygodny w tym przestawieniu wajchy na prawo, niż jest Trzaskowski. Sam pomysł mówienie językiem Konfederacji nie jest całkowicie bezsensowny, ale wykonawca tego zadania nie wzbudza zaufania. To tak, jakby powierzyć Janowi Kobuszewskiemu rolę Hamleta. Lub Małysza wysłać na ring bokserski. Efekt jest raczej pocieszny.

Dodatkowo mamy do czynienia z jeszcze jednym zjawiskiem – rozczarowaniem pewnej części liberalnego i lewicowego elektoratu do tej zmiany Trzaskowskiego z sympatycznego doktora Jekylla w morderczego pana Hyde’a. Tego typu wyborcy patrzą z niedowierzaniem jak bardzo progresywny i w jakieś mierze nawet lewicujący polityk zabiega o głosy skrajnej prawicy, a o nich zapomina. Czy może to skutkować przerzuceniem w drugiej turze swych sympatii na Nawrockiego? Oczywiście nie, ale już absencją wyborczą owszem.

I tego dotyczy już ostatnia uwaga wskazująca na to, że kandydat KO może przegrać walkę o Belweder. W badaniach opinii publicznej, tak miłych obecnie dla Trzaskowskiego, biorą udział niekoniecznie ci sami ludzie, którzy ostatecznie pojawią się w lokalach wyborczych 1 czerwca. Kto zjawi się w nich na pewno? Źli i sfrustrowani wyborcy opozycji (PiS i Konfederacji, ale także Krzysztofa Stanowskiego, Marka Jakubiaka czy Grzegorza Brauna).

A kto może uznać, że w sumie nie ma na kogo głosować i zostanie w domach? Zawiedziony i rozczarowany elektorat koalicji rządzącej. Nie chodzi o zwolenników PO, bo ci karnie zgłoszą się do aktu głosowania, ale o sympatyków Szymona Hołowni, Adriana Zandberga czy Magdaleny Biejat.

W każdych wyborach prezydenckich (z wyjątkiem tych z 1990 roku) frekwencja w drugiej turze była wyższa, niż w pierwszej. Dzieje się tak dlatego, że po pierwsze wybór jest prostszy (a ludzie lubią proste sytuacje), a po drugie, bo w lokalach pojawiają się ci, którzy chcą zagłosować przede wszystkim "przeciw", a mniej "za".

Obecnie wydaje się, że bardziej zmobilizowani i zdeterminowani są wyborcy opozycji – podobnie zresztą, jak byli 15 października 2023 roku. To oni stali do trzeciej nad ranem przed lokalami wyborczymi, by dać wyraz swej złości na rządzących. Za trzy miesiące może być taka samo – tylko że kto inny jest w opozycji i kto inny rządzi. Jeśli można sobie wyobrazić jakiś elektorat, który stał będzie do nocy w celu oddania głosu, to byliby to raczej zwolennicy Nawrockiego i Mentzena. To bardzo zła wiadomość dla Trzaskowskiego. I kolejny zwiastun tego, że może on przegrać wybory, które dziś wydają się już rozstrzygnięte na jego korzyść.

Marek Migalski dla Wirtualnej Polski

Marek Migalski jest politologiem, prof. Uniwersytetu Śląskiego, byłym europosłem (2009-2014), wydał m.in. książki: "Koniec demokracji", "Parlament Antyeuropejski", "Nieudana rewolucja. Nieudana restauracja. Polska w latach 2005-2010", "Nieludzki ustrój", "Mgła emocje paradoksy", "Naród urojony".

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (618)