Trwa walka o władzę w Zimbabwe. Kto zastąpi Roberta Mugabego?
Sędziwy prezydent Zimbabwe Robert Mugabe i przywódca opozycji Morgan Tsvangirai powoli schodzą z politycznej sceny. Mugabe dożywa swoich dni, a Tsvangiraia chcą się pozbyć partyjni towarzysze, mający go za nieudacznika.
21 lutego rządzący od 1980 roku - najpierw jako premier, a od 1987 roku jako prezydent - Mugabe, najstarszy przywódca w Afryce, będzie obchodził swoje 90. urodziny. Niedawno pochował siostrę, Bridget, ostatnią z rodzeństwa. Na pogrzebie sprawiał wrażenie zmęczonego, słabego, zniedołężniałego, coraz częściej jeździ do Singapuru i Malezji, gdzie leczy się w tamtejszych klinikach.
Pretendentka do tronu
Zgodnie z konstytucją, po wygranej w zeszłorocznych wyborach prezydenckich ma sprawować władzę do 2018 roku. Ale nawet jego najbliżsi towarzysze z rządzącej partii ZANU-PF wątpią, by Mugabe dożył końca prezydentury i już dziś walczą o schedę po nim.
Tocząca się od lat frakcyjna wojna w rządzącej partii, po wygranych w lipcu wyborach, doprowadziła jesienią niemal do rozłamu. W partyjnych wyborach w listopadzie, a także przy obsadzie stanowisk w rządzie górę wzięła frakcja, której przewodzi 58-letnia wiceprezydent Joyce Mujuru, weteranka partyzanckiej wojny wyzwoleńczej z lat 70., a dziś jedna z najbogatszych kobiet w kraju. Swoją polityczną karierę zawdzięcza nie tylko partyzanckiej legendzie i majątkowi, ale także zmarłemu w 2011 roku mężowi Solomonowi, jednemu z najważniejszych przywódców partyzantki z lat 70., a później długoletniemu dowódcy armii Zimbabwe i jednemu z najbardziej wpływowych polityków kraju.
Mujuru podlega dziś większość ministrów, członków Biura Politycznego ZANU-PF, a po jesiennych wyborach do władz partii także większość przywódców organizacji partyjnych w prowincjach. Podczas zapowiedzianego na grudzień zjazdu ZANU-PF to Mujuru i jej zwolennicy będą mieli najwięcej do powiedzenia przy wyborze nowych władz partii i - być może - nowego przywódcy, który zgodnie z konstytucją (tak zabezpieczyła się ZANU-PF) zastąpi prezydenta kraju, gdyby ten umarł lub nie był w stanie sprawować władzy.
Kandydat nr dwa
Druga frakcja, kierowana przez szarą eminencję Emmersona Mnangagwę, który od lat nadzoruje wojsko, policję i służby specjalne, jest dziś w odwrocie. Przezywany "Krokodylem" 68-letni Mnangagwa nie cieszy się popularnością, ale jako strażnik wszystkich sekretów reżimu wzbudza strach. Generałowie widzą w nim gwaranta swoich politycznych wpływów i majątków.
Mnangagwa, sprawujący obecnie stanowisko ministra sprawiedliwości, nie składa broni. Gra na czas - ustępując dziś Mujuru chce, by Mugabe żył i rządził jak najdłużej, a przynajmniej do czasu, gdy "Krokodylowi" uda się wziąć górę w partyjnych intrygach, w których jest arcymistrzem.
Wątpliwe, by frakcyjne wojny w ZANU-PF doprowadziły do rozpadu partii. Frakcja, która w decydującej rozgrywce okaże się słabsza, ustąpi silniejszej, ale też raczej poczeka na okazję do rewanżu, niźli miałaby zburzyć całą dotychczasową scenę polityczną i ułatwić opozycji marsz do władzy.
Kres lidera opozycji?
Przez ostatnie 14 lat opozycji przewodził Ruch na Rzecz Demokratycznej Zmiany kierowany przez dawnego związkowca, 61-letniego Morgana Tsvangiraia, ulubieńca Zachodu. Ale po trzech porażkach wyborczych(2002, 2008, 2013) partyjni koledzy Tsvangiraia, a także jego zagraniczni zwolennicy, rozczarowali się nim i namawiają, by ustąpił miejsca innym. Zarzucają mu polityczną naiwność, podatność na obyczajowe skandale, popadanie w samozachwyt i autokratyczne skłonności.
Politycznemu wizerunkowi dawnego trybuna ludowego najbardziej zaszkodziła wymuszona przez inne kraje Afryki kolaboracja z Mugabem, w którego koalicyjnym rządzie w latach 2009-2013 sprawował stanowisko premiera, uwiarygodniając wszystkie poczynania starego prezydenta. Brał na sumienie wszystkie pomyłki Mugabego, za to pozwalał, by jego własne sukcesy w gospodarce szły na konto prezydenta; w latach 2009-2013 kraj odnotował dwucyfrowy wzrost.
Tsvangirai ani myśli ustępować, a w 2018 roku chce powalczyć o prezydenturę po raz czwarty. Tym bardziej, że wierzy, iż stając do pojedynku zapewne już przeciwko następcy Mugabego, prawdopodobieństwo wygranej będzie miał większe niż kiedykolwiek. Partyjni rywale Tsvangiraia podzielają jego wiarę w szansę na zwycięstwo, ale uważają, że właśnie dlatego nie wolno jej marnować wystawiając do wyborów kandydata, który już trzy razy został pokonany.
Ostatniego dnia stycznia partyjny skarbnik Elton Mangoma w otwartym liście do Tsvangiraia wezwał go do dymisji. Przeciwnicy Tsvangiraia chcą, by do następnych wyborów poprowadził partię sekretarz generalny Tendai Biti, zdolny i cieszący się szacunkiem Zachodu ekonomista.
Wewnętrzne walki wyniszczają opozycję znacznie bardziej niż partię rządzącą, a Zachód, pogodzony z faktem, że Mugabemu nie uda się odebrać władzy za życia, wydaje się skłaniać ku przyszłej współpracy z ZANU-PF, która od lipcowej wygranej w wyborach łagodzi antyzachodnią retorykę i zabiega o pomoc gospodarczą u państw zachodnich.
Wojciech Jagielski, PAP