Truszczyński: przyzwoity wynik negocjacji jest możliwy
Ja myślę, że jeśli będzie dodatkowa elastyczność i jeśli się pokaże, że kraje członkowskie Unii na poziomie najwyższym są w stanie wziąć głęboki oddech i powiedzieć sobie mamy tu historyczne zadanie do wykonania, nie przyjechaliśmy się targować o jednego euro w tę, czy drugą stronę, jeżeli będzie to minimum dodatkowej woli politycznej, to będzie przyzwoity wynik negocjacyjny. Taki, który Polska będzie bez wahania mogła zaakceptować - stwierdził gość Salonu politycznego Trójki, Jan Truszczyński.
11.12.2002 | aktual.: 11.12.2002 11:05
Jolanta Pieńkowska: Panie ministrze, szefowie dyplomacji Piętnastki zatwierdzili wczoraj w Brukseli duński pakiet, czy to oznacza, że nic ponad to, co zaproponowała Dania nie uda się uzyskać?
Jan Truszczyński: Tak absolutnie nie można powiedzieć. Przede wszystkim nie zatwierdzili, a zaaprobowali.
Jolanta Pieńkowska: A jaka jest różnica?
Jan Truszczyński: Jest pewna różnica. Wszyscy wiedzą i od dawna, że pieniądze, a zwłaszcza duże pieniądze to jest to, o czym Niemcy mówią, że tylko główny szef może o tym zadecydować, czyli kanclerz. I finalna decyzja należy w Kopenhadze do szefów rządów.
Jolanta Pieńkowska: A czy prawdą jest to, co wczoraj usłyszeliśmy nieoficjalnie, że większość naszych postulatów przedstawionych w poniedziałek przez ministra Cimoszewicza została odrzucona?
Jan Truszczyński: Nie. Myślę, że tak nie można powiedzieć. Powiedziałbym, że część nie zostanie na pewno zaakceptowana, ale o tym dowiemy się dopiero dzisiaj. Dlatego, że wczoraj nie było jeszcze w ogóle mowy o konkretnych postulatach tego, czy innego kraju. Mowa była o tym, co jest wspólne dla wszystkich, jak to się mówi, horyzontalne. I tu wiemy, co zostało zaakceptowane, a co nie.
Jolanta Pieńkowska: Ale doświadczenie negocjatora pewnie pozwoli panu powiedzieć, co na pewno nie zostanie przyjęte?
Jan Truszczyński: Tak, myślę, że mogę śmiało powiedzieć to już teraz, ale wolałbym rzecz jasna nie uprzedzać faktów. Chcę natomiast rzec, że dzisiaj usłyszałem w radiu i w telewizji rano, że załatwiono tylko sprawy drugorzędne, a pierwszorzędne, to trzeba się o nie bić nadal. To jest bardzo dyskusyjne, dlatego, ze pierwszorzędne były i są dla nas w chwili pieniądze. To na pewno. Ale czy można powiedzieć, że ochrona handlu artykułami rolnymi, ochrona polskiego rynku rolnego jest sprawą drugorzędną. Nie. Ona była na liście polskich postulatów i to bardzo wysoko. Czy można powiedzieć, że podwyższenie możliwości dopłacania do dochodów rolniczych jest niczym. To też było na liście naszych postulatów.
Jolanta Pieńkowska: Z tego, co pan mówi wygląda na to, że Kopenhaga to nie będzie tylko uroczyste podpisanie rozszerzenia, tylko bardzo ciężkie negocjacje. Czy jest możliwe, że Polska tych negocjacji w Kopenhadze nie skończy?
Jan Truszczyński: Ostatnie słowo w tej sprawie należy do szefa rządu i do rządu w składzie konstytucyjnym. Nie mnie spekulować na ten temat. Ja myślę, że jeśli będzie dodatkowa elastyczność i jeśli się pokaże, że kraje członkowskie Unii na poziomie najwyższym są w stanie wziąć głęboki oddech i powiedzieć sobie mamy tu historyczne zadanie do wykonania, nie przyjechaliśmy się targować o jednego euro w tę, czy drugą stronę, jeżeli będzie to minimum dodatkowej woli politycznej, to będzie przyzwoity wynik negocjacyjny. Taki, który Polska będzie bez wahania mogła zaakceptować.
Jolanta Pieńkowska: A jeśli nie będzie?
Jan Truszczyński: Trudno mi wyobrazić sobie sytuację, w której tego by nie było. Trudno wyobrazić mi sobie sytuację, w której kraje Unii powiedziałyby,: "..nasi negocjatorzy przedstawili tu jakiś pakiet, nasi ministrowie spraw zagranicznych go zaaprobowali i my tu nie widzimy potrzeby żadnej dalszej dyskusji. Albo weźmiecie to, co jest, albo możecie od razu z Kopenhagi wyjeżdżać...". Tak się negocjacje nigdy nie potoczyły i nie ma co zakładać, że tym razem będą wyglądały na zasadzie bierz albo uciekaj. To wydaje mi się niemożliwe. Polskie Radio/reb)