Trump zatopił kanadyjską prawicę – czy podobny efekt czeka nas w innych państwach? [OPINIA]

Czy druga kadencja Trumpa, zamiast uruchomić globalną falę niosącą w górę populistyczną prawicę w kolejnych demokracjach, nie wywoła wręcz przeciwnego efektu: zacznie szkodzić wyborczym szansom środowiskom bliskim MAGA? - pisze dla Wirtualnej Polski Jakub Majmurek.

WASHINGTON, DC - APRIL 30: U.S. President Donald Trump speaks during a Cabinet meeting at the White House on April 30, 2025 in Washington, DC. Trump convened the meeting as reports released today say the U.S. economy contracted 0.3% in the first quarter of 2025, the first negative reading in three years, fueled by a massive surge in imports ahead of the administration's expected tariffs. (Photo by Andrew Harnik/Getty Images)Donald Trump
Źródło zdjęć: © GETTY | Andrew Harnik
Jakub Majmurek

Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.

Na początku roku wydawało się oczywiste, że kanadyjscy konserwatyści sięgną w 2025 r. po władzę. To ta partia prowadziła w sondażach, a sprawujący wówczas urząd - od prawie dekady - premier Justin Trudeau wyraźnie stracił zaufanie społeczne. Lider kanadyjskiej prawicy, Pierre Poilievre, chodził w aurze przyszłego szefa rządu.

Stało się jednak coś czego w styczniu chyba nikt się nie spodziewał. W wyborach w poniedziałek liberałowie zapewnili sobie czwarte z rzędu zwycięstwo. Nie tylko zdobyli największą liczbę mandatów w kanadyjskiej Izbie Gmin, ale po raz pierwszy od dekady zdobyli też największą liczbę głosów, zwiększając poparcie względem 2021 roku o 11 punktów procentowych.

Poilievre nie był w stanie nawet obronić swojego mandatu deputowanego do Izby Gmin – w Kanadzie wybierani są oni w jednomandatowych okręgach wyborczych – przegrał wybory w okręgu, którzy reprezentował nieprzerwanie od 2004 roku.

Wszystko to nie byłoby możliwe, gdyby nie jeden człowiek: Donald Trump. To polityka Trumpa, zarówno tak wobec Kanady jak i ta wewnętrzna, zatopiła bliską mu ideologicznie kanadyjską prawicę. Jak w powyborczej dyskusji w publicznej kanadyjskiej telewizji CBC stwierdził analityk stacji David Cochrane, liberałowie z przyjemnością pokryją pensję Trumpa jako prezydenta, wpisując ją sobie w koszty kampanii.

Pytanie, jakie się nasuwa, brzmi teraz: na ile przypadek Kanady będzie uniwersalny? Czy druga kadencja Trumpa, zamiast uruchomić globalną falę niosącą w górę populistyczną prawicę w kolejnych demokracjach, nie wywoła wręcz przeciwnego efektu: zacznie szkodzić wyborczym szansom środowiskom bliskim MAGA?

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Reakcja Trzaskowskiego na słowa Brauna. Ekspert ocenił

Kanadyjska specyfika

Oczywiście, przypadek Kanady był wyjątkowy i nie należy lekceważyć jego specyfiki. Przed powrotem Trumpa do władzy Kanada była najbliższym sojusznikiem i partnerem handlowym Stanów, stosunki obu państw opierały się na coraz głębszej wzajemnej integracji. Trump nie tylko wciągnął Kanadę w wojnę celną – która może wepchnąć w tym roku jej gospodarkę w recesję – ale zaczął też podważać sens jej istnienia jako niepodległego państwa.

Zaczął wypowiadać się o niej jako o "51. stanie" i zachwalać zalety scenariusza przyłączenia północnego sąsiada do Stanów. Kanadyjczycy początkowo traktowali to jako żart, szybko przestało im jednak być do śmiechu. Zaczęli postrzegać to, co mówi Trump – zwłaszcza w połączeniu z jego agresywną polityką handlową – jako egzystencjalne zagrożenie dla swojego kraju. Żadna inna zachodnia demokracja – nawet Dania, której Trump grozi użyciem siły, jeśli Kopenhaga uniemożliwi mu przejęcie kontroli nad Grenlandią – nie znajduje się w podobnej sytuacji.

Trump tymczasem, jak to Trump, podkręcał retorykę. Jeszcze w poniedziałek rano amerykańskiego czasu Trump w swoim medium społecznościowym Truth Social opublikował wpis, w którym zachęcał Kanadyjczyków, by wybrali kogoś, kto będzie miał odwagę by uczynić Kanadę 51. stanem. Liberałowie nie mogli sobie wyobrazić lepszego początku dnia.

Liberałowie nie wygraliby też pewnie, gdyby nie zmienili lidera, zastępując niepopularnego Trudeau doświadczonym technokratą Mikiem Carneyem, kierującym wcześniej kanadyjskim i brytyjskim bankiem centralnym. Carney przesunął partię ku centrum, zniósł niepopularny podatek od emisji dla indywidualnych gospodarstw domowych, wreszcie sprawnie zbudował kampanię wokół obrony kanadyjskiej suwerenności.

Poilievre z kolei – wcześniej przedstawiający się jako łagodniejsza wersja Trumpa – nie był w stanie dostatecznie szybko dostosować przekazu partii do nowej rzeczywistości.

Warto też mieć na uwadze, że liberałowie nie zdobyli bezwzględnej większości w Izbie Gmin i stworzą rząd mniejszościowy, a konserwatyści zwiększyli poparcie wobec poprzednich wyborów o 7,6 punktów proc.

Po Kanadzie - Australia?

Pamiętając o tej specyfice, trudno jednak oprzeć się pokusie uniwersalizacji tego, co stało się u północnego sąsiada US. Tym bardziej, że wkrótce może się to powtórzyć w Australii. Australijczycy w najbliższą sobotę wybiorą swój parlament. Na początku roku wydawało się, że rząd Partii Pracy, kierowany przez Anthony’ego Albanese, pożegna się z władzą. Dziś jednak wiele wskazuje, że może się przy niej utrzymać. Dlaczego?

Australijczykom nie podoba się to, co robi Trump, a australijska Partia Liberalna – która w Australii jest partią prawicową – postrzegana jest jako zbyt bliska ideologicznie Trumpowi.

Jej lider, Peter Dutton, podobnie jak Poilievre, przedstawiał się jako miększa, bardziej umiarkowana wersja Trumpa. Gdy Trump postawił Elona Muska na czele Departamentu Efektywności Rządu, Dutton utworzył podobny resort w swoim gabinecie cieni. Dziś, gdy Australijczycy widzą, jak wygląda w praktyce działalność Muska, ta decyzja stała się wielkim obciążeniem dla australijskiej prawicy.

Andrew Carswell, rzecznik prasowy byłego liberalnego premiera Scotta Morrisona powiedział w rozmowie z agencją Reutera: "wyborcy patrzą z niepokojem na to, co dzieje się w Stanach i mówią: to nie jest zmiana jakiej byśmy chcieli tutaj". Reuters przytacza też wypowiedzi Australijczyków, którzy już oddali głos, korzystając z możliwości wcześniejszego głosowania. Wraca w nich obawa przed tym, że zmiana rządów przyniesie w Australii podobny chaos jaki Stanom przyniosła druga kadencja Trumpa.

Tę obawę widać też w sondażach, w badaniu ośrodka Resolve dla dziennika "The Sydney Morning Herald" 35 proc. niezdecydowanych wyborców zadeklarowało, że z powodu Trumpa jest mniej skłonnych głosować na prawicę i Duttona.

Wyborcy nie chcą chaosu spod znaku MAGA

Lęk przed chaosem spod znaku MAGA może być pierwszym czynnikiem szkodzącym bliskim Trumpowi środowiskiem w kolejnych demokracjach. Druga kadencja Trumpa nie jest bowiem jak dotąd dobrą reklamą dla własnej polityki. Obietnice radykalnej deregulacji i odchudzenia państwa przestają brzmieć tak atrakcyjnie, gdy widzimy jak w praktyce to wygląda w Stanach. Że oznacza to np. radykalne osłabienie rządowych agencji zajmujących się ochroną konsumentów przed nadużyciami biznesu albo likwidację programów walki z niebezpiecznymi chorobami.

Wyborcy być może odczuwający, że uniwersytety czy media głównego nurtu w ich kraju są nieco za bardzo wychylone w lewicowo-liberalną stronę, mogą nie mieć ochoty na "korektę" tego stanu rzeczy w sposób, jaki robi to Trump, usiłujący podporządkować sobie prywatne media i uczelnie.

Podobnie elektorat, który oczekiwałby od swojego rządu bardziej restrykcyjnej polityki migracyjnej, niekoniecznie musi być zachwycony tym, z jaką ostentacyjną brutalnością – oraz brakiem szacunku dla praw człowieka i rządów prawa –administracja Trumpa postępuje z migrantami. W efekcie dwa razy zastanowi się zanim poprze w swoich krajowych wyborach partię kojarzącą się z podobną polityką.

Chaos i brutalność rządów Trumpa mogą działać jako czynnik konsolidujący nie-prawicową czy wrogą populistycznej wersji prawicy opinię publiczną wokół największej politycznej siły zdolnej powstrzymać lokalny wariant trumpizmu. To właśnie stało się w Kanadzie, gdzie liberałowie odebrali poparcie bardziej lewicowej Nowej Partii Demokratycznej oraz domagającemu się niepodległości zdominowanej przez francuskojęzyczną ludność prowincji Quebec Blokowi Quebeckiemu.

Koszty polityki America First

Drugi czynnik mogący uderzyć w ideologicznych sojuszników Trumpa na całym świecie to koszty polityki spod znaku America First. Obecny amerykański prezydent jest przekonany, że przez naiwność i słabość poprzednich prezydentów Stany były wykorzystywane przez swoich sojuszników. "Za darmo" udzielały im gwarancji bezpieczeństwa, umożliwiały im dostęp do amerykańskiego rynku, nie dbając o to, by także oni dostatecznie otworzyli swoje rynki dla amerykańskich produktów.

Trump zamierza to zmienić. Od dawna zapowiada, że Stany nie mogą za darmo pełnić roli "policjanta świata" i że w końcu wystawią swoim partnerom rachunek za ochronę po słonych, rynkowych cenach: w postaci zakupów amerykańskiego uzbrojenia czy surowców energetycznych, redukcji kontaktów z Chinami czy nawet terytorialnych koncesji – jak w wypadku Grenlandii. Cła mają z kolei wymusić nowy porządek handlowy lepiej służący amerykańskim interesom.

Co to oznacza dla sojuszników Stanów? W najlepszym wypadku to, że koszty gwarantowanego przez Stany bezpieczeństwa i robienia interesów ze Stanami wzrosną dla nich znacząco. Także dla tych, gdzie rządzi bliska Trumpowi populistyczna prawica. W najgorszym globalny chaos, nową nieznaną rzeczywistość, w którym także dla państw Unii Europejskiej Stany z gwaranta stabilności, pokoju i dobrobytu zmieniają się w globalne źródło chaosu i zagrożenia.

Jak można się spodziewać nie nastawi to społeczeństw dotkniętych w ten sposób państw szczególnie przyjaźnie do obecnej amerykańskiej administracji. Co może zaszkodzić wyborczym szansom partii postrzeganych jako najbardziej "pro-trumpowskie".

Czy to może się wydarzyć w Polsce?

Czy podobny scenariusz możliwy jest w Polsce? Jesteśmy jednym z najbardziej proamerykańskich społeczeństw w Europie, a główny dziś nurt polskiej prawicy skupiony w PiS postrzega ciągle amerykańskiego prezydenta jako bohatera, męża opatrznościowego ratującego świat przed dyktaturą "ideologii woke" i przyjaciela Polski. Polskie bezpieczeństwo zależy od Stanów i jak na razie w kampanii prezydenckiej wybrzmiewa raczej przekaz PiS "nie możemy wybrać prezydenta z obozu, który skłóci nas z Trumpem", niż przekaz "zatrzymajmy naszą lokalną wersję trumpizmu".

To się jednak może zmienić do następnych wyborów parlamentarnych. Na razie do 1.06. PiS korzystając z niejasności wokół tego, jak skończy się wojna w Ukrainie, może próbować zaklinać rzeczywistość i przekonywać, że Trump ma lepszy pomysł na politykę wobec Rosji niż demokraci. Jeśli jednak Trump zostawi Ukrainę i zrobi reset z Rosją, to PiS będzie miał poważny polityczny problem. Podobnie, jeśli Amerykanie zaczną kwestionować swoje zobowiązania wobec NATO, a konflikt handlowy Stanów z Unią wejdzie w gorącą fazę.

Do tej pory w zasadzie żadna poważnie walcząca o władzę partia nie kwestionowała założenia, że polska racja stanu zasadza się na tym, że nie możemy zostać postawieni w sytuacji, gdy musimy wybierać między Waszyngtonem a Brukselą. Jeśli Trump zmusi polską klasę polityczną do podobnego wyboru, to może to wyzwolić zupełnie wcześniej nieznaną dynamikę polityczną.

Wreszcie im bardziej chaotyczne, niekompetentne i dążące w autorytarnym kierunku będą dalsze rządy w Stanach tym bardziej przestraszy to nie-prawicową opinię publiczną w Polsce, być może konsolidując ją wokół obecnej rządowej większości. Jak rozczarowujące dla wielu jej wyborców nie byłyby rządy Tuska, przykład zza Oceanu będzie przypominał jaka może być alternatywa. 

Dla Wirtualnej Polski Jakub Majmurek

Wybrane dla Ciebie
Rosjanie uderzyli. Tysiące Ukraińców bez prądu
Rosjanie uderzyli. Tysiące Ukraińców bez prądu
NATO patroluje Bałtyk. Rosja eskortuje tankowce "floty cieni"
NATO patroluje Bałtyk. Rosja eskortuje tankowce "floty cieni"
Spadnie deszcz. IMGW wydał ostrzeżenia
Spadnie deszcz. IMGW wydał ostrzeżenia
Tragedia w Meksyku. Wybuch w sklepie pochłonął 23 życia
Tragedia w Meksyku. Wybuch w sklepie pochłonął 23 życia
USA uderzyły na Karaibach. Trump kazał zniszczyć statek przemytników
USA uderzyły na Karaibach. Trump kazał zniszczyć statek przemytników
2-letnie dziecko wpadło do basenu. W stanie hipotermii trafiło do szpitala
2-letnie dziecko wpadło do basenu. W stanie hipotermii trafiło do szpitala
Wenezuela rozmieściła rosyjskie systemy Buk-M2E. Chce odstraszyć USA?
Wenezuela rozmieściła rosyjskie systemy Buk-M2E. Chce odstraszyć USA?
Dzień Zaduszny. Procesje i zaduszki w całej Polsce
Dzień Zaduszny. Procesje i zaduszki w całej Polsce
Potworna tragedia w Ugandzie. 15 ofiar, ponad 100 zaginionych
Potworna tragedia w Ugandzie. 15 ofiar, ponad 100 zaginionych
Działo się w nocy. Trump grozi Nigerii, atak na pociąg w Anglii
Działo się w nocy. Trump grozi Nigerii, atak na pociąg w Anglii
Marokańskie roszczenia z poparciem ONZ. Mimo sprzeciwu Algierii
Marokańskie roszczenia z poparciem ONZ. Mimo sprzeciwu Algierii
Biedronka testuje nowy system parkowania. Mandaty sięgają 3,5 tys. zł
Biedronka testuje nowy system parkowania. Mandaty sięgają 3,5 tys. zł