Trump przyznał nagrody za "fake newsy". Sam najbardziej na nią zasługuje
Pierwszą edycję wymyślonych przez Trumpa nagród za fałszywe wiadomości wygrał lewicowy ekonomista Paul Krugman, na dalszych miejscach było . Ale to prezydent USA jest największym twórcą i kolporterem "fake news" na świecie. W ciągu roku prezydentury został przyłapany na mówieniu nieprawdy ponad 2 tys. razy.
18.01.2018 16:32
Nie obyło się bez trudności i opóźnień, ale ostatecznie Donald Trump spełnił swoją obietnicę i ogłosił zwycięzców wymyślonych przez siebie nagrody za fałszywe wiadomości w mediach. Trump szumnie i wielokrotnie zapowiadał rozdanie swoich "Fake News award", w ramach nieustającej krucjaty przeciwko krytycznym mu mediom. Media -przynajmniej niektóre - zareagowały z entuzjazmem. Programy rozrywkowe prowadziły ironiczną, lecz kampanię na rzecz drogocennej nagrody. Przegrały
Koniec końców, zamiast efektownej gali i statuetek, skończyło się na dość lakonicznym ogłoszeniu dziesięciu "zwycięzców" na stronie Partii Republikańskiej, która niemal natychmiast zaszwankowała. Pierwszy w rankingu był ekonomista i laureat nagrody Nobla Paul Krugman, który w dzień wyboru Trumpa na prezydenta w swojej rubryce w "New York Times" przepowiedział gospodarczy krach spowodowany jego wygraną.
Zgodnie z przewidywaniami, najwięcej "nagród" - 4 - zebrała telewizja CNN, wielokrotnie atakowana przez prezydenta. Był też i polski akcent. Na miejscu 8. wśród nagrodzonych znalazł się amerykański "Newsweek", za fałszywe doniesienia o tym, że podczas wizyty w Warszawie, polska pierwsza dama Agata Duda nie podała ręki Trumpowi.
Błąd ten na swoim Twitterze prostował później sam polski prezydent, który i tym razem zabrał głos, popierając krucjatę Trumpa przeciw mediom.
"Prezydent Trump znów podkreślił, jaką moc mają fałszywe wiadomości. Dziękuję. Musimy w dalszym ciągu walczyć z tym fenomenem. Polska na własnej skórze doświadcza potęgi fake news. Wielu europejskich i nawet amerykańskich oficjeli formuje swoje opinie o Polsce na bazie nieustannego przepływu fałszywych wiadomości" - napisał.
Co ciekawe, na liście znalazły się wyłącznie media krytyczne wobec Trumpa. Te przychylne, np. portal Breitbart News czy telewizja Fox News, zostały pominięte. Ale największym poszkodowanym był sam prezydent USA.
Jak poinformował w ubiegłym tygodniu dziennik "Washington Post" (uhonorowany nagrodą Trumpa tylko raz, za fałszywy tweet reportera gazety o niskiej frekwencji na wiecu prezydenta), w czasie 355 dni swojej prezydentury przywódca największego mocarstwa zdołał zebrać na swoim koncie całe 2 tys. wypowiedzi zawierających kłamstwa, nieprawdziwe lub zmanipulowane informacje. Daje to średnią prawie 5,6 nieprawd dziennie. Inne liczniki kłamstw Trumpa - ze względu na zastosowaną metodologię i definicje - pokazują mniejsze liczby. "New York Times" 11 listopada podawał liczbę 180. 7 grudnia dziennik "Toronto Star" doliczył się 908. Wszystkie listy świadczą o jednak o tym samym: choć polityka pełna jest kłamców i manipulatorów, w Białym Domu nie było jeszcze tak płodnego autora "fake newsów", jak obecny prezydent.
Nie może być to żadne zaskoczenie. Trump swoją polityczną karierę na dobre rozpoczął przewodząc ruchowi "birtherów" - wyznawców spiskowej teorii o tym, że Barack Obama urodził się w Kenii, a nie - jak podaje jego akt urodzenia - na Hawajach. Ostatecznie z kłamstwa wycofał się dopiero podczas kampanii 2016 roku - 5 lat po tym, jak Obama upublicznił swój akt urodzenia. Przez lata Trump prowadził też akcję na rzecz skazania tzw. "piątki z Central Parku", czarnoskórych mężczyzn oskarżonych o gwałt na białej kobiecie w centrum Manhattanu. Po latach odsiadki w więzieniu, mężczyźni zostali w 2003 roku uniewinnieni na podstawie dowodów DNA. Jeszcze 13 lat później Trump jednak upierał się, że byli winni zbrodni.
Po tym, jak Trump objął prezydenturę, wiele się nie zmieniło. Wśród całego wachlarza kłamstw, jakie wypowiedział jako prezydent, znajdują się teorie spiskowe - m.in. o tym, że w wyborach sfałszowano miliony głosów, lub o tym, że ludzie Obamy podsłuchiwali jego rozmowy podczas kampanii. Ale są też i mniejsze kłamstwa - dotyczące bicia przez siebie legislacyjnych rekordów w Kongresie czy frekwencyjnych rekordów na wiecach, oraz te dotyczące imigracji. Trump wciąż twierdzi np., że mur graniczny z Meksykiem może powstać w ciągu roku, a rachunek za niego zapłaci południowy sąsiad.
Jak zauważył "Washington Post", wiele ze swoich ulubionych nieprawd Trump powtarza wręcz nieustannie. Aż 33 razy powiedział np., że USA są najbardziej opodatkowanym krajem na świecie. 12 razy powtarzał swoje fałszywe zarzuty na temat loterii wizowej, tj. że stanowi ona mechanizm, za pomocą którego inne państwa wysyłają do USA swoich "najgorszych z najgorszych" obywateli.
Nieprawdy pojawiły się nawet w komunikacie ogłaszającym zwycięzców "nagród fake news". Specjalne wyróżnienie przyznano w nim wszystkim tym, którzy mówią o możliwej zmowie ludzi Trumpa z Rosjanami. Śledztwo w tej sprawie jeszcze się toczy. Ale jak pokazują opublikowane przez syna Trumpa e-maile, a także dokumenty sądowe w sprawie doradcy Trumpa George'a Papadopoulosa, już wiemy drużyna Trumpa była żywo zainteresowana współpracą z Kremlem i bardzo liczyła na obiecywane przez agentów Moskwy "brud" na Hillary Clinton. To pokazuje fundamentalną prawdę: w języku Trumpa, "fake news" oznacza najczęściej te informacje, które są mu niewygodne.