Trump jako mafijny boss. Co o prezydencie pisze James Comey
Donald Trump zachowuje się jak szef Cosa Nostry i jest uosobieniem tego, kim nie powinien być przywódca - wynika z książki byłego szefa FBI Jamesa Comeya. Brak w niej jednak nowych, przełomowych rewelacji.
19.04.2018 | aktual.: 19.04.2018 14:15
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Były szef FBI James Comey to postać, która być może bardziej niż ktokolwiek inny zaważyła na losach Ameryki w ostatnich latach. Jego decyzja, by ponownie - i publicznie - otworzyć kryminalne śledztwo ws. prywatnego serwera e-mail Hillary Clinton na niecały tydzień przed wyborami, walnie przyczyniła się do zwycięstwa Trumpa w 2016 roku. Kilka miesięcy później jego zwolenienie, poprzedzone gorączkowymi i nieudanymi próbami wpływania nowego prezydenta na śledztwa Biura i zapewnienia sobie osobistej lojalności Comeya, rozpoczęło śledztwo, które może doprowadzić do końca tej prezydentury.
Nic więc dziwnego, że Comey do dziś budzi mocne emocje (głównie negatywne) po obu stronach. Nic też dziwnego, że jego opublikowana w czwartek książka "A Higher Loyalty" (Wyższa lojalność) rozpętała niemal taką polityczną burzę jak wydana w styczniu "Ogień i Furia" Michaela Wolffa, zdradzająca chaotyczne i kompromitujące kulisy z życia Białego Domu Donalda Trumpa. Podobna była też paniczna reakcja samego prezydenta na obie publikacje. Trump spędził ostatnie kilka dni na Twitterze rzucając obelgi w kierunku Comeya. W czwartek nazwał go "śliskim Jamesem" i najgorszym dyrektorem FBI w historii.
Na pierwszy rzut oka obie książki i ich autorów różni wiele. Wspomnienia Comeya niezbyt poszerzają naszą wiedzę na temat amerykańskiego prezydenta. Szczegóły i okoliczności jego - miejscami surrealistycznych - interakcji ze zwolnionym szefem FBI poznaliśmy już wcześniej. Próżno szukać tu - z niewielkimi wyjątkami - rewelacji i pikantnych plotek jak u Wolffa.
Comey jako anty-Trump
O ile Wolff - dziennikarz z Hollywood, znany z kolportowania niesprawdzonych plotek lub wręcz zmyślania - to postać podobnego formatu co prezydent, to Comey jest kimś z zupełnie innego świata. To anty-Trump: pochodzący z klasy robotniczej gorliwy chrześcijanin, niemal obsesyjnie przejmujący kierujący się uczciwością, praworządnością i zasadami etyki. Przez wielu postrzegany jest jako świętoszek. Nie bez powodu; Comey opowiada np. w książce o tym, jak kilka lat po ukończeniu uczelni powysyłał do kolegów listy z przeprosinami za to, że ich okłamał. Kiedy bowiem pytali go, czy grał w szkolnej drużynie koszykarskiej (Comey ma ponad 2 metry wzrostu), odpowiadał twierdząco, nie chcąc tłumaczyć, dlaczego tego nie robił. Zaś fakt, że mógł przyczynić się do wyniku wyborów, wywołuje w nim nudności. Ale dlatego też jego słowa mają znaczenie.
"A Higher Loyalty" to coś na kształt autobiografii Comeya gęsto ubarwionej jego przemyśleniami na temat etycznego przywództwa. Trump pojawia się jedynie w ostatnich trzech rozdziałach. Ale czytając książkę, trudno pozbyć się wrażenia, że wszystkie poprzednie rozdziały są jedną wielką aluzją i jednym wielkim przytykiem wobec rezydenta Białego Domu.
Opisując przywódców, których spotykał na swojej drodze - od kierownika sklepu, w którym pracował jako 16-latek, po swoich szefów w prokuraturze - ludzi często prawych, silnych, ale skromnych i pokornych, uwydatnia tylko, jak wiele do tego modelu brakuje Trumpowi. Kiedy opisuje swoją walkę przeciwko szkolnym łobuzom i prześladowcom, a potem mafijnym rodzinom Cosa Nostry, widać wyraźne podobieństwa z Trumpem.
W rzeczy samej, opisując swoje interakcje z 45. prezydentem USA, Comey wielokrotnie przywołuje swoje doświadczenia obcowania z mafiosami. Ciekawy jest tu opis jego spotkania w grudniu w 2016 r. w Trump Tower. Comey wraz z innymi szefami służb wywiadowczych odwiedził wtedy Trumpa, by zdać mu raport na temat rosyjskiej operacji wpływania na amerykańskie wybory (której jednym z celów, jak wiadomo, było zwycięstwo Trumpa). Sam szef FBI miał poinformować Trumpa o krążącym niezweryfikowanym raporcie mówiącym o jego rzekomych zabawach z prostytutkami w moskiewskim hotelu.
Autor wspomina, że Trump i jego ekipa w ogóle nie byli zainteresowani działaniami Rosjan i zagrożeniem ze strony Moskwy. Interesowało ich jedynie to, jak w korzystny dla siebie sposób "skręcić" wymowę raportu. Otwarcie dyskutowali o tym w obecności wszystkich - z założenia apolitycznych - szefów służb.
Trump jako mafijny boss
Comeyowi kojarzyło się to z mafijną praktyką wciągania ludzi w przestępczy proceder.
"Cholera jasna - pomyślałem - próbują zrobić z każdego z nas 'amico nostro' - 'naszego przyjaciela'. Wciągnąć nas. Choć brzmi to jak wariactwo, nagle miałem poczucie, że w oka mgnieniu, prezydent-elekt próbował uczynić z nas część jednej rodziny" - pisze Comey. Podobnie mafijne skojarzenia wywołały w nim inne rozmowy z Trumpem: jego ciągłe komplementy, podkreślanie przyjaźni i jednoczesne domaganie się osobistej lojalności. Wciąganie go w sieć tworzonych przez siebie kłamstw, nie dając nawet szansy prostować żadnego z nich. Jego dwuznaczne, ale bardzo wyraźne sugestie, by zdjąć z niego "ciążącą na nim chmurę" rosyjskiego śledztwa, albo by odpuścić jego doradcy generałowi Flynnowi, bo to "dobry gość".
Kolacja w Białym Domu, podczas której Trump stwierdził, że "potrzebuje lojalności, oczekuje lojalności" i dawał mu do zrozumienia, że los Comeya zależy od niego (choć formalnie jego 10-letnia kadencja kończyła się długo po kadencji Trumpa), przypominała mu "ceremonię inicjacyjną Cosa Nostry, z Trumpem jako głową rodziny, pytającą mnie czy jestem w stanie zrobić to, czego wymaga bycie członkiem gangu".
"Nachodziły mnie wspomnienia z czasów, kiedy jako prokurator ścigałem mafię. Cichy krąg przyzwolenia. Całkowita kontrola szefa. Przysięga lojalności. Światopogląd 'my przeciwko im'. Kłamstwa na każdy temat, mały i duży, w służbie jakiegoś kodeksu lojalności stawiającego organizację ponad moralność i ponad prawdę" - podsumowuje Comey.
Zapewne nie są to skojrzenia przypadkowe, bo związki organizacji Trumpa ze światem przestępczości zorganizowanej są dobrze znane i dobrze udokumentowane.
Co z tą taśmą?
W książce Comey nie udziela odpowiedzi na pytania, które Amerykanie zadają sobie od początku prezydentury Trumpa. Czy on lub jego kampania współpracowali z agentami Kremla w kampanii wyborczej? Czy nagranie zabaw Trumpa z prostytutkami (miały oddawać mocz na łóżko, w którym wcześniej spał Obama) w moskiewskim hotelu rzeczywiście istnieje? "A Higher Loyalty" z pewnością tych wątpliwości jednak nie rozwiewa. Opisane przez autora zachowanie Trumpa, który wielokrotnie, emfatycznie, wręcz panicznie, zaprzecza historii z Ritz-Carlton, tylko potęguje wrażenie, że coś jest na rzeczy. Podobnie jak jego całkowite bagatelizowanie działań rosyjskiego wywiadu czy ciągłe próby wpływania na rosyjskie śledztwo FBI.
Tym bardziej, że zwolenienie Comeya miało bezpośredni związek ze śledztwem. Choć oficjalne uzasadnienie mówiło o innych powodach (podano wówczas jego zachowanie w sprawie Hillary Clinton), Trump sam przyznał to w ubiegłym roku w wywiadzie z NBC. Fakt, że teraz temu zaprzecza, nie ma w tym świetle wielkiego znaczenia.