Trudeau przeciwstawił się dominacji Trumpa. Kanada nie uległa USA
Premier Kanady Justin Trudeau skutecznie przeciwstawił się prezydentowi Donaldowi Trumpowi. Nowy gospodarz Białego Domu wykorzystuje silny, zaskakujący uścisk dłoni dla zdominowania rozmówcy i wytrącenia go z równowagi. Trudeau znalazł sposób jak sobie z tym poradzić, co dobitnie uwidacznia nie tylko różnice w sposobie bycia, ale także w spojrzeniu na świat dwóch przywódców Ameryki Północnej.
Uścisk dłoni Donalda Trumpa stał się przedmiotem analiz na całym świecie. Okazuje się, że wykręcona, szczupła dłoń premiera Japonii Shinzo Abe spoczywała w uścisku prezydenta USA przez kilkanaście sekund. Abe nie był pierwszym, który dość rozpaczliwie i bezskutecznie próbował się uwolnić. Na szczęście siedział i nie groził mu upadek, a po oswobodzeniu ręki mógł jedynie z uśmiechem zażenowania spojrzeć na doradców.
Trump nie tylko ściska dłoń i wygina nadgarstek, ale także gwałtownie szarpie rękę rozmówcy. W ten sposób podkreśla swoją siłę i pokazuje, kto jest górą w relacjach. To on decyduje jak długi będzie uścisk dłoni. Nie raz zdarzało się, że niespodziewanie pociągnięty rozmówca ratował się wykonując dziwne ruchy i chwytając Trumpa, który w takiej sytuacji sprawia wrażenie niezachwianej opoki ratującej chwiejnego słabeusza. Wybity z równowagi gość może jedynie czuć zakłopotanie.
Skutecznie przeciwstawił mu się dopiero premier Kanady Justin Trudeau, który jest nie tylko silnym, wysportowanym mężczyzną, ale najwyraźniej był przygotowany. Przy pierwszym spotkaniu Trudeau podszedł blisko Trumpa, lewą ręką złapał go za ramię stabilizując „układ”, a następnie przyciągnął dłoń prezydenta USA blisko siebie. W ten sposób to on przejął kontrolę uniemożliwiając gospodarzowi wykonywanie niespodziewanych ruchów. Dzięki temu scena sprawiała wrażenie powitania silnych, równych sobie partnerów.
Dwa oblicza populizmu
Trudeau i Trump to dwa oblicza nowoczesnego, północnoamerykańskiego populizmu. Z jednej strony czterdziestopięcioletni, dobrze ubrany, przystojny Kanadyjczyk. Z drugiej, siedemdziesięcioletni Amerykanin w za dużym garniturze z dziwną fryzurą. Trudeau słynie z otwartości, uprzejmości i nie kryje emocji. Dwa lata temu ogłosił skład rządu w połowie złożonego z kobiet, co uzasadnił słowami „bo mamy rok 2015”. Trump jest szorstki i sprawia wrażenie nieokrzesanego, a stosunek do kobiet jest co najmniej problematyczny, jeżeli nie skandaliczny – brak szacunku to łagodne określenie.
Trudeau uczestniczy w marszach na rzecz równouprawnienia mniejszości, w tym seksualnych. Zapewnia schronienie uchodźcom i zapowiedział nawet, że przyjmie ludzi, którzy utknęli na granicach na skutek zakazu wjazdu dla części muzułmanów ogłoszonego przez prezydenta USA. Łzy wzruszenia pojawiające się podczas wysłuchiwania opowieści ludzi uciekających przez rzeziami i poszukujących schronienia w jego kraju można oczywiście uważać za tani chwyt reklamowy wyrachowanego gracza.
Treść czy pusta forma?
Często pojawia się pytanie: „Czy Trudeau to coś więcej niż PR?” To samo pytanie można zadać w odniesieniu do Trumpa. Co prawda sprawia wrażenie silnego, bezwzględnego bojownika o wielkość Ameryki, ale czy w praktyce zrobi coś więcej, poza odwoływaniem się do stereotypów i lęków?
A może Trump i Trudeau mają dokładnie te same cele, czyli najpierw zdobycie, a teraz utrzymanie się u władzy? Tyle tylko, że analizy preferencji wyborców w USA i Kanadzie wymuszają skrajnie odmienny styl. Czas pokaże nie tylko, jak dobrze się „sprzedają” na scenie politycznej, ale także na ile skutecznie zarządzają swoimi państwami.