Z dna Morza Bałtyckiego może zniknąć 40 tys. ton niemieckiej broni chemicznej
Z dna Bałtyku zniknie niemiecka broń chemiczna? O pozostawionej przez aliantów „tykającej bombie” niewiele wiadomo, głównie przez niefrasobliwość sowieckich marynarzy. Cały czas na dnie Morza Bałtyckiego rozszczelniają się pojemniki z gazami bojowymi.
01.09.2015 | aktual.: 06.09.2015 11:31
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W tej sprawie znamy mało faktów. Przede wszystkim broń nie jest dokładnie zinwentaryzowana. Wiadomo tylko, gdzie leży. Nikt nie ma wiedzy, w jakim stanie są pojemniki, w których chemikalia zalegają oraz jakie jest ryzyko katastrofy przyrodniczej. Dlatego Marynarka Wojenna stara się o dofinansowanie badań ze wspólnotowego programu Life. Jest to jedyna agenda Unii Europejskiej, której budżet w całości jest przeznaczany na współfinansowanie projektów z dziedziny ochrony środowiska i klimatu. Badacze za uzyskane pieniądze chcą przeprowadzić pilotażowy projekt poszukiwania, oceny stanu technicznego oraz możliwości wydobycia amunicji chemicznej zatopionej w polskich obszarach morskich.
- W Bałtyku zalega około 40 tysięcy ton broni chemicznej z czasów II Wojny Światowej. Zagraża ona ludziom i środowisku. Będę wspierał starania Akademii Marynarki Wojennej w Gdyni o uzyskanie dofinansowania z Programu Life na realizację tego projektu - mówi Maciej Grabowski, Minister Środowiska.
Skąd taka broń na dnie Bałtyku? W efekcie ustaleń podjętych podczas konferencji w Poczdamie, niemiecki arsenał chemiczny miał zostać zatopiony przez zwycięzców w Atlantyku, kilometr pod wodą. Jednak aliantom było zbyt daleko do oceanu, dlatego ok. 300 tys. ton poniemieckiej broni zatopiono na Morzu Północnym (260 tys. ton) oraz w Bałtyku (40 tys. ton). Są to substancje niebezpieczne dla ludzi i środowiska, takie jak iperyt i fosgen
Marynarki państw zachodnich, topiąc arsenał w Głębi Gotlandzkiej i Basenie Bornholmu, możliwie precyzyjnie oznaczyły miejsca jego przechowywania. Inaczej postępowali Rosjanie. Broń wyrzucali, gdzie popadnie. Stąd śmiercionośne ładunki znalazły się na dnie Bałtyku w niewielkiej odległości od Dziwnowa, Kołobrzegu, Helu i Darłowa. Kilka lat temu Rosjanie przyznali się, że do tego celu użyli także Głębi Gdańskiej. Sytuację komplikuje brak dostępu do postsowieckich archiwów. Czy brak tej wiedzy jest groźny dla Polski?
- Nie warto przesadzać i siać paniki. Pojemniki z bronią chemiczną cały czas się rozszczelniają. Niebezpieczne związki wyciekają, mając styczność z wodą morską. W efekcie zachodzącego procesu hydrolizy, broń chemiczna zmienia się w nieszkodliwe substancje. Jedyny problem jest z iperytem, który zmienia się w gródki. Szacuje się, że każdego roku korozja przesuwa się o milimetr - mówi Wirtualnej Polsce dr Eugeniusz Andrulewicz z Zakładu Oceanografii Rybackiej i Ekologii Morza Morskiego Instytutu Rybackiego.
Projekt będzie realizowany na obszarze Głębi Gdańskiej oraz Zatoki Puckiej. Koordynatorem akcji jest Akademia Marynarki Wojennej przy współudziale m.in. Polskiej Akademii Nauk, Instytutu Morskiego oraz Głównego Inspektora Ochrony Środowiska.
Byłeś świadkiem lub uczestnikiem zdarzenia? .