Proces o "morderstwo bez ciała" wraca do sądu I instancji
Precedensowa sprawa Piotra G. oskarżonego o zamordowanie w 1998 r. Mirosława S., którego ciała nigdy nie znaleziono, wraca do sądu I instancji - zdecydował gdański sąd apelacyjny.
O uchyleniu wyroku Sądu Okręgowego w Słupsku, który we wrześniu 2010 r. skazał Piotra G. na 14 lat więzienia, poinformował rzecznik gdańskiego Sądu Apelacyjnego sędzia Roman Kowalkowski. Sprawą Piotra G., nazywaną przez dziennikarzy "procesem o morderstwo bez ciała", słupski sąd zajmował się niemal rok.
Proces miał niecodzienny przebieg nie tylko ze względu na brak ciała ofiary, ale również świadków, wśród których byli: wizjoner Józef D. oraz bioenergoterapeuta Marek G. Mężczyźni niedługo po zaginięciu Mirosława S. prowadzili własne śledztwa w tej sprawie - jak twierdzili - wykorzystując swoje ponadnaturalne zdolności
Józef D. powołując się na swoje wizje kategorycznie zaprzeczał przed sądem, by Piotr G. miał cokolwiek wspólnego z zabójstwem. Z kolei posługujący się wahadełkiem Marek G. w oparciu o jego wskazania jednoznacznie potwierdzał sprawstwo Piotra G. Przy wyroku sąd nie wziął jednak pod uwagę tych zeznań.
Ustalona w toku przewodu wersja zbrodni brzmiała następująco: 1 sierpnia 1998 r. Piotr G. najpierw miał uderzyć Mirosława S. metalowym odważnikiem w głowę, potem kopnąć w brzuch, a następnie, po przeniesieniu ciała do stodoły, ponownie uderzyć go w głowę nieustalonym przedmiotem.
Do wszystkiego miało dojść na terenie znajdującego się w powiecie człuchowskim gospodarstwa Piotra G. Motywem zbrodni mogła być kradzież worka z pszenicą przez Mirosława S., albo zadawniony spór o kobietę.
Zwłoki ofiary Piotr G. owinął później folią, obwiązał drutem i wywiózł konnym wozem do lasu, gdzie je zakopał. Mieli mu w tym pomagać mężczyźni, którzy 1 sierpnia 1998 r. przyszli do oskarżonego na wino, a na procesie byli świadkami oskarżenia.
Choć zeznania tych mężczyzn różniły się w takich szczegółach jak np. przebyta droga do lasu, to w ocenie sądu sprzeczności te "nie dotyczyły istoty sprawy."
Ciała Mirosława S., mimo wskazania przez jednego ze świadków oskarżenia miejsca jego ukrycia i przeszukania terenu za pomocą koparki oraz georadaru, nigdy nie znaleziono.
Odnosząc się do tego faktu, słupski sąd w ustnym uzasadnieniu, powiedział, że "brak ciała nie jest nie stanowi przeszkody w wydaniu merytorycznego rozstrzygnięcia, są inne obiektywne dowody świadczące o tym, że w taki a nie inny sposób osoba została pozbawiona życia."
Sąd ogłaszając wyrok przyznał też, że ma materialnych dowodów zbrodni. Na odważnikach, którymi miał zostać uderzony Mirosław S., nie znaleziono żadnych śladów biologicznych ani krwi. Badania wariograficzne oskarżonego i mężczyzn, którzy mieli pomagać Piotrowi G. w pozbyciu się zwłok, ze względu na niejednoznaczność wyników sąd uznał za dowód posiłkowy.
Wynik oskarżonego - jak opisał to biegły - "zawierał emocjonalne ślady charakterystyczne dla osoby, która dokonała przestępstwa". Zaś wyniki świadków wskazywały na "znajomość przebiegu wydarzenia."
Piotr G. nigdy nie przyznał się do morderstwa. W procesie odpowiadał z wolnej stopy. Aresztowany został dopiero na sali sądowej po ogłoszeniu nieprawomocnego jeszcze wyroku. Jego obrońca mecenas Marcin Krysa powiedział w środę PAP, że w związku z rozstrzygnięciem sądu apelacyjnego będzie składał wniosek o uchylenie aresztu.
W sprawie zaginięcia i śmierci Mirosława S. prowadzono dwa śledztwa. Pierwsze wszczęto w 1998 r., niedługo po tym jak jego matka zgłosiła zaginięcie syna. Rok później umorzono je ze względu na niewykrycie sprawcy. Drugie wszczęto w 2007 r. po zebraniu nowych dowodów przez policjantów z "Archiwum X" Wydziału Dochodzeniowo-Śledczego Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku.