Michał Tusk złożył zeznania ws. wybitej szyby. "To przez poglądy ojca"
Michał Tusk i jego żona zeznawali we wtorek w procesie przed Sądem Rejonowym w Gdańsku ws. wybicia szyby w ich mieszkaniu. Syn Donalda Tuska przekonywał, że sprawca mógł działać z powodu działalności jego ojca, natomiast jeden ze świadków twierdził, że to efekt przesłuchań ws. afery Amber Gold, w których brał udział Tusk junior.
02.04.2019 | aktual.: 02.04.2019 19:54
- W czasie tego zdarzenia byłem z trójką dzieci na spacerze, a żona pełniła dyżur w szpitalu. To właściwie wyjątkowa sytuacja, że byliśmy nieobecni. O tej porze w niedzielę z reguły jest ktoś w domu - zeznał przed sądem Michał Tusk.
Syn byłego premiera relacjonował, że najpierw zauważył w kuchni rozbite szkło, a potem dostrzegł kamień. Według Tuska był wielkości pięści i ważył ok. pół kilograma. - Na pewno takim kamieniem nie można byłoby puszczać kaczek po jeziorze - ocenił.
Michał Tusk nie wie, kto mógł wybić szybę w jego mieszkaniu. Ma jednak pewne podejrzenia. - Być może zrobił to ktoś ze względu na inne zapatrywania polityczne i mojego ojca - zastanawiał się. Syn byłego premiera oszacował straty na 850 zł.
To efekt przesłuchań ws. Amber Gold?
Przed sądem zeznawał także 62-letni sąsiad Tuska Krzysztof Z. - Wychodząc z garażu usłyszałem podniesione głosy dwóch mężczyzn. Jeden z nich był wysoki, a drugi miał na sobie charakterystyczną odzież patriotyczną. Ten pierwszy zapytał mnie, czy wiem gdzie mieszka Tusk. Odpowiedziałem, że nie wiem; poczułem, że tym osobom nie powinno się tego zdradzać. Na to ten wyższy odpowiedział: "my wiemy" i poszli dalej. Pomyślałem sobie wtedy, że to jest efekt przesłuchań Tuska (przed sejmową komisją śledczą ds. Amber Gold - red.). Jak mnie mijali, to zauważyłem, że jeden z nich w prawym ręku trzyma kamień. Ja musiałem wrócić do mamy, którą opiekowałem się wówczas ze względu na jej demencję - powiedział.
Według prokuratury, kamieniem rzucił 42-letni Tomasz K., przy czym działał w porozumieniu z 38-letnim Adamem Z. Śledczy dysponują nagraniem z monitoringu i twierdzą, że zarestrowani na nagraniu sprawcy, to właśnie K. i Z. Podejrzani nie przyznają się do winy. Grozi im do pięciu lat więzienia za "bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu".
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl