Szok w kościele na Pomorzu. Rodzina osłupiała po otwarciu trumny
Rodzina zmarłego przeżyła szok w Bytowie. Kiedy żałobnicy przyszli pożegnać się ze zmarłym, dostrzegli przez otwarte wieko trumny, że to nie ich krewny, a zupełnie obcy człowiek. Jak się okazało później, członek ich rodziny został pochowany w innej miejscowości. Wedle ustaleń WP Trójmiasto, do winy przyznał się zakład pogrzebowy, który już zajął się rozwiązywaniem problemu.
To miała być cicha i skromna uroczystość w bytowskim kościele świętej Katarzyny. Krewni zmarłego specjalnie poprosili o otwartą trumnę, ponieważ chcieli się pożegnać z bliskim. Intymne chwile ostatniego spotkania zamieniły się w makabryczne odkrycie. Rodzina jest w szoku i zachodzi w głowę, jak mogło dojść do takiej pomyłki. O sprawie napisał serwis Głos Pomorza 24.
- Gdybyśmy tego nie zrobili, w grobie spocząłby zupełnie obcy człowiek - mówiła krewna zmarłego w rozmowie z GP24.
Bytów. Właściciel zakładu przeprasza za pomylenie zwłok
Jarosław Zerenek, właściciel zakładu pogrzebowego, który miał zająć się pochówkiem, przyznaje się do pomyłki. Twierdzi, że w ponad 20-letniej historii prowadzenia swojego zakładu, takie zdarzenie nigdy wcześniej nie miało miejsca.
Rewolucja w branży funeralnej. Nietypowy zakład pogrzebowy
Wedle ustaleń do pomyłki doszło w chłodni przy bytowskim szpitalu. Pracownicy zakładu pogrzebowego przywieźli dwóch zmarłych, których ustawiono obok siebie w dwóch, bardzo podobnych trumnach. Niestety błędem było nieopisanie ich właściwie. Zazwyczaj zawiesza się kartki z nazwiskami, a przy wynoszeniu trumien sprawdza kto dokładnie w niej spoczywa. Niestety, w tym przypadku tego nie zrobiono.
Zakład pogrzebowy pomylił zwłoki. "To dramat dwóch rodzin"
Oprócz konsternacji i zranionych uczuć rodzina zmarłego ma poważny problem. Mężczyzna, który miał być pochowany w Bytowie, został pogrzebany w oddalonej o 40 km Dębnicy Kaszubskiej. Niestety jedna pomyłka pociągnęła za sobą kolejne, przez co poszkodowane są rodziny obu zmarłych. Właściciel zakładu obiecał wszystkim się zająć, aby godnie pochować bliskich obu rodzin.
– To dramat dwóch rodzin, dlatego Już wystąpiłem do sanepidu z wnioskiem o ekshumację. Koszty pochówków biorę na siebie — przyznaje Zerenek w rozmowie z GP24.
Jak ustaliło WP Trójmiasto, powinności związane z ekshumacji zostały dopełnione. Jarosław Zerenek liczy, że organizacja właściwego i godnego pogrzebu obu rodzin uda się szybko załatwić. Podkreślił także, że nie dopuści, aby do takich zdarzeń nigdy więcej nie doszło.
Źródło: Głos Pomorza24.