Czemu "prezydent 25‑lecia" przegrał? "Zamknął się w swoim systemie"
To już pewne - wygrywający od lat w cuglach Wojciech Szczurek nie wszedł do drugiej tury wyborów w Gdyni, sprawiając największą sensację wyborczą w kraju. Zdaniem naszych rozmówców powodów tej porażki jest kilka, m.in. zamknięcie się na głosy innych, brak ważnych inwestycji oraz ujawnienie kulis jego kampanii.
08.04.2024 | aktual.: 09.04.2024 11:02
W 1991 r., gdy samorząd w Polsce dopiero się odradzał, 27-letni prawnik Wojciech Szczurek został przewodniczącym Rady Miasta Gdyni, stając się jedną z najważniejszych osób w mieście. Pełnił tę funkcję osiem lat.
W ostatniej dekadzie ubiegłego tysiąclecia to rady wybierały prezydentów i właśnie dzięki takiemu wyborowi rady Szczurek w 1998 r. został po raz pierwszy prezydentem Gdyni. To był początek jego długich, 26-letnich rządów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Od 2002 r., kiedy o wyborze prezydentów decydowali już mieszkańcy, nie tylko wygrał we wszystkich wyborach, ale robił to w pierwszej turze. Co więcej, robił to z ogromną przewagą nad konkurentami.
W 2002 r. miał wynik 77 proc., w 2006 zdobył 86 proc., w 2010 r. poprało go 87 proc. głosujących, w 2014 r. uzyskał 79 proc., natomiast w 2018 r. miał 68 proc. głosów.
W Polsce prezydenci są wybierani w 107 miastach. Żadne z tego grona nie sprawiło większej sensacji niż Gdyni. Tym bardziej że Szczurek nie był bohaterem żadnego skandalu obyczajowego czy politycznego, pod wieloma względami robił to samo, co we wszystkich wyborach.
Prezydent ćwierćwiecza przegrał
Mało tego. Miesiąc temu ratuszowa gazeta poinformowała na pierwszej stronie w pierwszym tytule "Wojciech Szczurek prezydentem 25-lecia", a na internetowej stronie miejskiego urzędu pod koniec marca ukazał się artykuł pt. ""Rzeczpospolita" stawia za wzór Gdynię jako miasto przyjazne mieszkańcom". Można było więc odnieść wrażenie, że gdynianie znów udzielą mu ogromnego poparcia.
Mimo to otrzymał ledwie 23,53 proc. głosów, startując z własnego komitetu pod nazwą Samorządność. Wystarczyło to tylko do zajęcia trzeciego miejsca. Wyprzedziła go Aleksandra Kosiorek z Gdyńskiego Dialogu (34,43 proc.) oraz Tadeusz Szemiot z Koalicji Obywatelskiej (25,85 proc.).
W dodatku Samorządność zdobyła ledwie pięć mandatów w radzie, czyli mniej nie tylko niż KO (13), ale również niż Gdyński Dialog (7).
Kulisy kampanii w Gdyni
- Gdynianie odkryli, na czym polegała jego wyborcza sztuczka – komentuje Martyna Regent, niezależna gdyńska aktywistka, członkini Sieci Obywatelskiej Watchdog, która zajmuje się patrzeniem władzy na ręce. - A polegała ona na tym, że w kampanii wyborczej były wykorzystywane pieniądze publiczne, a nawet cała machina urzędnicza, poruszając się na granicy przepisów. Nasz prezydent wykorzystywał swoją pozycję w sposób wręcz karykaturalny.
Gdyńska aktywistka podkreśla, że podczas tej kampanii udało się nagłośnić dwa główne mechanizmy, które dawały już na starcie dużą przewagę samorządowcowi. Pierwszym była gazeta wydawana przez ratusz (więcej o tym pisaliśmy w tekście "Prezydenci grają nie fair? "Ratuszowe propagandówki" w ogniu krytyki"), której twórcami są urzędnicy i która jest bezpłatnie dystrybuowana do mieszkańców.
- Wystosowaliśmy nawet apel do prezydenta Gdyni, żeby wstrzymał wydawanie gazety na czas kampanii, jak to zrobił wójt gminy Sędziejowice. Ale bez skutku, bo prezydent nie dość, że nie zawiesił wydawania, to jeszcze w kolejnych numerach pojawiał się na okładce ze swoimi kandydatami - mówi Martyna Regent.
Jej zdaniem drugim mechanizmem, który udało się obnażyć i który przyczynił się do porażki, było ogłoszenie konsultacji społecznych dotyczących stulecia miasta. Ratusz zrobił to z pompą, wydrukował plakaty, zaczął kampanię związaną z tymi obchodami, mimo że Gdynia stulecie praw miejskich będzie obchodziła... za dwa lata.
- Prezydent Szczurek ogłosił konsultacje w styczniu i stał się ich twarzą tej kampanii - słyszymy. - Plakaty promujące to przedsięwzięcie znalazły się więc m.in. w autobusach, na przystankach czy w instytucjach miejskich: szkołach, w urzędach, halach sportowych. I wszędzie była twarz prezydenta z hasłem "Razem na stulecie miasta".
- Był jeszcze trzeci punkt graniczny - dodaje Martyna Regent. - Podległy prezydentowi miejski Zarząd Dróg i Zieleni ogłosił, że nie będzie wydawał zgód na plakaty i banery wyborcze wyborcze przy drogach. A potem okazało się, że najwięcej ich wywiesił komitet prezydenta Szczurka, i robił to również blisko urzędu miasta. Ludzie zaczęli się dzielić informacją o tym w sieci, wysyłano zdjęcia do zarządu. Być może to przelało czarę goryczy.
Zabrakło dialogu i szybszych inwestycji
Miejski radny Ireneusz Trojanowicz, który do tych wyborów poszedł z komitetu Gdyński Dialog, upatruje przyczyny porażki Szczurka w jeszcze kilku innych powodach.
- Myślę, że pan prezydent nie potrafił już współpracować z innymi - komentuje. - Chciał mieć wszystko dla siebie. Nie potrafił otworzyć się na innych, na ich pomysły, nawet na nasze, radnych. Zamknął się w swojej grupie. W swoim systemie, który stworzył. Ignorował również głosy mieszkańców, które płynęły do niego za pośrednictwem radnych.
Radny Trojanowicz nie ma wątpliwości, że Wojciech Szczurek rządził już za długo. Jego zdaniem to mogło zdecydować o tym, jak postępował w czasie ostatniej kadencji.
Rajca nadmienia, że mieszkańcom mógł też się nie spodobać brak ważnych inwestycji, których oczekiwali.
- To zaszło tak daleko, że wydaliśmy nawet niedawno kalendarz przedstawiający 12 niespełnionych inwestycji, które obiecywała Samorządność - wspomina Ireneusz Trojanowicz. - Zabrakło np. zdecydowanych działań, by połączyć północ Gdyni koleją.
Mikołaj Podolski, dziennikarz Wirtualnej Polski