Burmistrz Gniewu zostaje na stanowisku. Zadecydowała zbyt niska frekwencja
• Burmistrz: wyniki wskazują, że są poważniejsze problemy w gminie niż moja osoba
• Urban: niedostateczna frekwencja kończy dyskusję
• Frekwencja nie przekroczyła 11 procent uprawnionych
• Chmielowski: wynik referendum oceniałbym w kategoriach braku zainteresowania lokalną polityką
- Co tu komentować? Referendum się odbyło i nie uzyskało wiążącej frekwencji. Organizacja tego typu plebiscytów jest niezbywalnym prawem obywatelskim w demokratycznym świecie. Moi przeciwnicy mają prawo do podobnych inicjatyw. Wyniki wskazują, że są poważniejsze problemy w gminie niż moja osoba - mówi Wirtualnej Polsce Maria Taraszkiewicz-Gurzyńska, burmistrz Gniewu.
Jak wynika z opublikowanych danych, w niedzielnym referendum wzięło udział niewiele ponad 11 proc. uprawnionych do głosowania. Ustawodawca założył, że do odwołania prezydenta, wójta i burmistrza wymaga się nie mniej niż 60 proc. głosów mieszkańców, którzy głosowali w wyborach samorządowych. W Gniewie do urn poszło wówczas niewiele ponad 32 proc. głosujących, czyli ok. 2,4 tys. obywateli. Teraz swój głos oddało jeszcze mniej - 1,4 tys. Przy czym ponad 84 proc. kart było głosami przeciwko obecnemu włodarzowi miasta.
- Przyjmujemy wynik z pokorą. Przegraliśmy mecz o Gniew. Niedostateczna frekwencja kończy dyskusję. Procent negatywnych głosów wskazuje, że nasza praca nie poszła na marne. Co więcej, otrzymaliśmy silny mandat społeczny. Nadal będziemy patrzeć na ręce urzędnikom - ocenia w rozmowie z WP Klaudiusz Urban, pełnomocnik inicjatorów referendum.
- Wynik referendum oceniałbym w kategoriach braku zainteresowania mieszkańców lokalną polityką. Niestety zbyt często Polacy skupiają się na tym, co dzieje się w telewizji i w Warszawie, a zbyt mało interesują ich sprawy lokalne. Niskie zainteresowanie sprawami własnego miasta i brak chęci wypowiedzenia się świadczą właśnie o tym - ocenia w rozmowie z Wirtualną Polską dr Marcin Chmielowski zajmujący się filozofią polityki.
Jak podkreśla politolog, próg 30 proc. wymagany do tego, aby wynik lokalnego referendum był wiążący, nie wydaje się wysoki. - To nawet nie jest połowa wyborców, a jedynie jedna trzecia z nich. Trudno sobie wyobrazić obniżanie tego progu - dodaje Chmielowski.
Byłeś świadkiem lub uczestnikiem zdarzenia? .