27 gdańszczan straciło wszystko. Teraz potrzebują pomocy
27 gdańszczan straciło wszystko. Wybiegli z płonącego domu, nie myśląc o zabieraniu czegokolwiek wartościowego, myśleli tylko o ratowaniu swojego życia. Część z nich trafiła do schroniska młodzieżowego. Brakuje im dosłownie wszystkiego - wyposażenia mieszkań, mebli, ubrań. O wsparcie dla pogorzelców apelują urzędnicy.
W gdańskiej Oruni spotykam Zbigniewa i Urszulę Horak. Dobry humor i żarty to tylko pozory, za którymi kryje się prawdziwy dramat. On walczący z nowotworem. Ona - schorowana starsza kobieta. Oboje z pierwszą grupą inwalidzką. W sobotę pożar strawił ich dom, pamiątki i wspomnienia.
- Siedzieliśmy wieczorem przy stole z rodziną i znajomymi. Obchodziliśmy moje urodziny. Nagle policjanci wpadli do mieszkania i powiedzieli, że mamy zabrać ze sobą dokumenty i natychmiast opuścić budynek. Dopiero po zakończeniu akcji gaśniczej każdy mógł na pięć minut wejść do mieszkania w towarzystwie strażaków, aby wziąć leki i najpotrzebniejsze rzeczy - relacjonuje Wirtualnej Polsce Zbigniew Horak, jeden z pogorzelców.
Przypomnijmy fakty. W sobotę, 21 listopada, w jednej z kamienic w gdańskiej Oruni wybuchł pożar. Najprawdopodobniej bezpośrednią przyczyną było zwarcie instalacji elektrycznej. Ogień pojawił się na poddaszu, które spłonęło w ponad 80 procentach. Poddasze zostało całkowicie zdewastowane, a niższe kondygnacje zalane wodą. O dalszym losie budynku zadecyduje inspektor nadzoru budowlanego. Jednak jak udało się nam ustalić, pogorzelcy mają dostać mieszkania docelowe, nie zaś na okres remontu. W efekcie pożaru dach nad głową straciło 27 osób z dziesięciu lokali mieszkalnych.
- Bardzo mocno przeżyłam pożar. Mieszkamy na parterze, więc nie widzieliśmy na początku dymu. Tylko nasz pies tak nienaturalnie szczekał. Przez cały czas płakałam. Do dzisiaj nie mogę spać - dodaje Urszula Horak.
Miasto jeszcze tego samego dnia zaoferowało pomoc pogorzelcom. Już w czasie akcji gaśniczej pojawili się urzędnicy z Centrum Zarządzania Kryzysowego oraz pomocy społecznej. Z 27 mieszkańców budynku, 12 zostało zakwaterowanych w schronisku młodzieżowym. Pozostali trafili do swoich krewnych. Dodatkowo każda z rodzin otrzymała jednorazowe wsparcie finansowe oraz psychologiczne. Czego nadal brakuje?
Jak podkreśla w rozmowie z Wirtualną Polską Dorota Bukowska z Centrum Pracy Socjalnej większość mieszkańców spalonego domu wyszła tak jak stała, dlatego poszkodowanym brakuje mebli do spania oraz ich wyposażenia - kołder oraz pościeli. Pogorzelcy cierpią na niedostatek zwykłych rzeczy, niezbędnych w codziennym funkcjonowaniu - talerzy, garnków oraz AGD, a także ubrań.
- Osoby, które chcą pomóc poszkodowanym mogą zrobić to na dwa sposoby - przynosząc niezbędne rzeczy bezpośrednio do nas lub dokonując wpłaty na konto bankowe nr 23 1240 1268 1111 0010 3857 8527. Koniecznie z dopiskiem "darowizna dla pogorzelców" - mówi Wirtualnej Polsce Monika Ostrowska, rzecznik gdańskiego MOPR.
Byłeś świadkiem lub uczestnikiem zdarzenia? .